wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 20:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Film "Giuseppe w Warszawie" ma 50 lat. Wywiad z Elżbietą Sitek

Znana wrocławska dziennikarka po raz pierwszy opowiada o tym, jak zagrała epizod w filmie Stanisława Lenartowicza, zaprzyjaźniła się ze Zbyszkiem Cybulskim i podglądała przy pracy Elżbietę Czyżewską

Reklama

"Giuseppe w Warszawie" to dziecko Wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych (obecne Centrum Technologii Audiowizualnych). Większa część zdjęć powstała w atelier (czyli w dużym studiu), ale "zagrały" także plenery wrocławskie (m.in. Dworzec Główny PKP, schody do toalety na placu Solnym oraz budynek Urzędu Miejskiego przy ulicy ul. Gabrieli Zapolskiej). Tytuł filmu miał być inny - reżyser Stanisław Lenartowicz wymyślił „Pistolet maszynowy „Fiat” numer 22150”. Właśnie taką broń gubi na ziemi polskiej Giuseppe (zagrał go włoski gwiazdor Antonio Cifariello). Żołnierz wrogiej włoskiej armii podczas okupacji przez przypadek trafia do Warszawy i do domu Marii (Elżbieta Czyżewska) oraz jej brata Staszka (Zbigniew Cybulski). Rodzeństwo jest barwne – Maria działa w konspiracji i codziennie ryzykuje, Staszek niezbyt wprawnie maluje Kleopatry i chce mieć po prostu święty spokój. Za sprawą Włocha Giuseppe sprawy w inteligenckim domu komplikują się jeszcze bardziej.

Fotos z filmu - Staszek (Zbyszek Cybulski) udaje żołnierza przed strażnikiem więzienia Wehrmachtu (Jarema Stępowski)

Film "Giuseppe w Warszawie" po rekonstrukcji cyfrowej można nieodpłatnie obejrzeć na kanale Studia Filmowego KADR na stronie youtube.com.

7 sierpnia mija 50 lat od premiery komedii uważanej przez wielu za kultową. Elżbieta Sitek, znana wrocławska dziennikarka zagrała w filmie znaczący epizod. Jaki? Przeczytajcie.  

 

Magdalena Talik: Dokładnie 50 lat temu zagrałaś w kultowej dziś komedii „Giuseppe w Warszawie” reżyserowanej przez Stanisława Lenartowicza. Jak trafiłaś na plan tego filmu?

Elżbieta Sitek: To był pierwszy rok studiów i pierwszy rok pracy w telewizji. Być może dzięki temu, że zaczynałam jako spikerka, ktoś z produkcji zadzwonił i zapytał, czy zgodzę się zagrać w filmie. Powiedziałam: „Tak”, pomyślałam: „Kolejna przygoda w życiu”. Musiałam stawić się na próbie przed Panem Stanisławem Lenartowiczem, który uznał, że pasuję do grona konspiratorek warszawskich. Wyznaczono dzień zdjęciowy i zagrałam najpierw jedną, potem jeszcze drugą scenę.  

Magdalena Talik: Kiedy widzimy Cię po raz pierwszy na ekranie w 37 minucie filmu wypowiadasz słynne zdanie: „Dzień dobry, czy ropuchy złożyły skrzek?” Bawił Cię dialog z Elżbietą Czyżewską?

Elżbieta Sitek: To była w ogóle śmieszna sytuacja. Wyobraź sobie, że pukasz, otwierają ci drzwi i pytasz o ropuszy skrzek, a Pani Czyżewska odpowiada: „Bocian pożarł kijanki”. Zachować powagę? Nie udało mi się, wybuchałam śmiechem kilkakrotnie i scenę powtarzaliśmy, a trzeba pamiętać, że wszystko kręcono na taśmie filmowej, wprawdzie czarno-białej, ale każdy jej centymetr kosztował majątek. Po kolejnym nieudanym dublu Pan Lenartowicz powiedział:  „Stop” i poczułam się źle. Zaprowadził mnie w dekoracje i dostałam reprymendę. Zrobiło mi się głupio….i następne duble były już do przyjęcia. Ale też od tego momentu zaczęła się serdeczna znajomość z Panem Lenartowiczem.  Potem zaproponowano mi udział w drugiej scenie – pozorowanej prywatki. Po jej zagraniu dostąpiłam zaszczytu – w czasie przerwy zaproszono mnie razem z grupą aktorów do pokoju Pani Zofii Rysiównej. Po raz pierwszy i jedyny byłam wtedy w tym słynnym, dziś już nieistniejącym, pokoju hotelowym Wytwórni Filmów Fabularnych. Pamiętam żelazne łóżko, prostą umywalkę, stolik i dwa krzesełka. Były rozmowy, a co się dalej działo, nie opowiem, bo piliśmy nie tylko herbatę.

Magdalena Talik: …i poznałaś Zbigniewa Cybulskiego, który w „Giuseppe w Warszawie” grał rolę Staszka, safandułowatego malarza, który nagle staje się przedsiębiorczym partyzantem.

Elżbieta Sitek: Nie pamiętam jak to się stało, ale zaprosiłam -wówczas Pana Zbyszka Cybulskiego - na kolację do mojego domu i on to zaproszenie przyjął. Mieszkałam wtedy z mamą na Kotlarskiej. Po kolacji długo rozmawialiśmy choć już nie pamiętam o czym. Kiedy zrobiło się późno zaczęłyśmy z Mamą  sprzątać ze stołu i w pewnym momencie Zbyszek poderwał się i zadeklarował: „To ja pozmywam naczynia. Coś zrobię”. Mama absolutnie nie chciała się zgodzić, ale był uparty. Zaczął zmywać i wypadł mu z ręki talerzyk od filiżanki. Bardzo się sumitował, choć go przekonywałyśmy, że to żadna wielka sprawa, a wreszcie usiadł i na odwrocie kawałka rozbitej porcelany skreślił słowa „Jeszcze jedna klęska”, narysował przebite strzałą serce i podpisał się inicjałami. Zachowałam to na pamiątkę. Następnego dnia moja mama dostała kwiaty.

Fragment talerzyka podpisanego przez Zbyszka Cybulskiego "Jeszcze jedna klęska"

To było pierwsze spotkanie ze Zbyszkiem, ale pamiętam też ostatnie, na kilka godzin przed jego śmiercią. Razem z moim pierwszym mężem Andrzejem Kossowiczem byliśmy w Klubie Związków Twórczych. Rozmawialiśmy i pamiętam, że Zbyszek miał takie fantastyczne określenie na coś, co mu się nie podobało. Mówił wtedy: „Bo Ci dam gruchę”. „Grucha” była rodzajem ostrzeżenia. Rozmawialiśmy i Zbyszek powiedział do Andrzeja, który też był aktorem: „Pamiętaj, jak zrobisz jej coś złego, dostaniesz ode mnie gruchę”. To były ostatnie słowa, jakie od niego usłyszałam. Rano dowiedzieliśmy się z dziennika w radiowego o wypadku na dworcu kolejowym we Wrocławiu i śmierci Zbyszka Cybulskiego. Około 9 czy 10 rano przyszedł do naszego domu Alfa (Alfred Andrys – przyjaciel Cybulskiego, wspólnie z nim wyjeżdżał do Warszawy) z kożuchem Zbyszka, torbą, którą zawsze nosił przy sobie i ze zbitymi okularami. Leżały u mnie w pokoju na stoliku do późnego popołudnia, kiedy z Katowic przyjechał brat Zbyszka, Antoni i przyszedł z reżyserem Aleksandrem Ściborem-Rylskim (właśnie w jego filmie „Morderca zostawia ślad” realizowanym we wrocławskiej WFF zagrał swoja ostatnią rolę) aby porozmawiać z Alfą i zabrać te rzeczy.To był dla nas szok. Kompletny. 

Magdalena Talik: Jaki był Cybulski prywatnie?

Elżbieta Sitek: Lekko misiowaty, dosyć powolny, kołyszący się. Kiedy szedł  miał takie swingujące ruchy, co było bardzo fajne. Nie dał po sobie poznać, a był wówczas gwiazdą pierwszej wielkości. Fantastyczny, wspaniały człowiek.

Magdalena Talik: A jak zapamiętałaś z planu Elżbietę Czyżewską, znakomitą aktorkę tamtych lat, czy grającego tytułową rolę Antonio Cifarelliego?

Elżbieta Sitek: O Pani Czyżewskiej mogę powiedzieć, że była sympatyczna i nie „gwiazdorzyła”, szalenie profesjonalna na planie. Popsułam jej scenę, a nie powiedziała mi złego słowa. Była roześmiana, żartowała… atmosfera na planie była fantastyczna. A Antonio Cifariello? Przystojny, piękny, wtedy wszystkie dziewczęta patrzyły na niego, a nie na Zbyszka. Już wtedy robił szaloną karierę we włoskim filmie.

Elżbieta Sitek ogląda oryginalne fotosy z lat 60. z filmu "Giuseppe w Warszawie"

Magdalena Talik: Stanisław Lenartowicz nie był kojarzony z komediowym gatunkiem, ale do historii polskiego kina przeszedł właśnie za sprawą komedii  „Giuseppe w Warszawie”. To chyba jego najbardziej udany film.

Elżbieta Sitek: To chyba dlatego, że temat był mu bliski. Sam był uczestnikiem różnych akcji zbrojnych. To, że akcja „Giuseppe w Warszawie” dzieje się stolicy to kwestia umowna, mogła się rozgrywać w każdym innym miejscu. Po prostu Warszawa stwarzała największe możliwości pokazania tam różnych zabawnych sytuacji z życia mieszkańców. Nie wiem, czy Pan Stanisław zdawał sobie sprawę, że w 1964 roku nakręcił swój najlepszy film. Był człowiekiem, który emanował niezwykłą wręcz skromnością i ciepłem, na planie bardzo konkretnym. Widział wszystko. Mimo wszystko  z planu „Giuseppe w Warszawie” została mi świadomość, że praca przy filmie wcale nie musi być trudna i uciążliwa.

Magdalena Talik: Pamiętasz swoje odczucie, kiedy zobaczyłaś w kinie zmontowany już film?

Elżbieta Sitek: Oczywiście czekałam na swoje sceny, to jest ludzkie. Ale nie przewróciło mi się w głowie, wszystko było wtedy bardziej normalne. Zostałam wyróżniona, nic więcej, i ucieszyłam się, że zagrałam w tak fantastycznym filmie.

 

Rozmawiała: Magdalena Talik

Fotografie: Tomasz Walków

 

 

 

 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl