Nic nie wabi turystów w rejon Szczepina. Tymczasem wycieczka po tych okolicach nieodległych od centrum, ale uznawanych za pozbawione atrakcji, może być źródłem wielu zadziwień. Jednak to wyprawa w świat, który bezpowrotnie zniknął. Odkrywanie go będzie poszukiwaniem cienia przeszłości – w klasycznym peerelowskim blokowisku odnajdziemy ślady dawnych czasów.
Szlak tej wędrówki wyznacza Brama Mikołajska. Istniała do 1807 r. Teraz to plac Jana Pawła II, kiedyś pl. 1 Maja, i nie ma co szukać tu śladów tych średniowiecznych wrót do miasta, pozwalających przekroczyć graniczną fosę i miejskie mury. Jednak, jeśli wierzyć historycznym relacjom, w XV w. stały tu dwie czterokondygnacyjne basteje, które rozebrano w okresie wojen napoleońskich. Zachowały się natomiast szczegóły tej budowli: kamienne gotyckie reliefy z elewacji bramy z lat 1480-1490, przedstawiające scenę ukrzyżowania Chrystusa, które przeniesiono do kościoła św. Urszuli i Jedenastu Tysięcy Dziewic (tak ten obiekt sakralny nazywał się do 1946 r., teraz to po prostu kościół św. Józefa przy skrzyżowaniu Ołbińskiej i Jedności Narodowej!).
Historycznie Przedmieście Mikołajskie obejmowało obszar położony na zachód od centrum miasta. Dawniej były tu wsie Szczepin, Sokolniki i Nabycin, dalej roztaczała się wieś Popowice. To niegdysiejsze osady rybackie, położone nad Odrą. Od 1257 r. Henryk III Biały podarował te tereny klasztorowi św. Klary, ale ponieważ pobliskie łąki, w okolicach obecnej ul. Długiej, władca zapisał miastu, przez lata toczył się spór o tę własność.
W przedwojennym Wrocławiu to miejsce imponującej zabudowy kamienic czynszowych. Trudno dziś wyobrazić sobie, że tam, gdzie wznoszą się klockowe bloki mieszkalne, stały równe rzędy stylowych budynków ze zdobionymi bramami, markizami kawiarni i restauracji, witrynami frontowych sklepików i brukowanymi uliczkami.
Lwy zwyciężone
Najlepiej zacząć od miejsca, gdzie w pradawnych czasach przekraczało się miejską bramę. To, że idziemy w przeciwnym kierunku – nie mamy parcia na centrum, tylko wychodzimy na niegdysiejsze obrzeża – nie zepsuje nam humoru, tylko doda skrzydeł. Przed nami bowiem wielkie atrakcje. Mamy szczęście podziwiać Alegorię Walki i Zwycięstwa – neobarokowe fontanna i rzeźby z 1905 r., autorstwa architekta Bernarda Sehringa i rzeźbiarza Ernsta Segera, ufundowane przez komitet budowy pomnika Bismarcka. W wyniku zniszczeń wojennych przez kilka lat rzeźba „Zwycięstwo” pozbawiona była głowy, ale przywrócono ją w 1955 r. W latach 70. ub. wieku przeniesiono pomnik o kilka metrów w kierunku południowym. I nawet jeśli lew traci ogon, nic już nie ruszy go z tej lokalizacji. A w chłodne dni podziwianie jej umila podgrzewana ławeczka przy fontannie.
(U góry): Na początku XX w. - jeszcze bez "Zwycięstwa". "Walka" umieszczona zaś była w innym miejscu, niż jest to obecnie (fot. poniżej). Po prawej na obu fotografiach widać budynek dzisiejszej Akademii Muzycznej (zdjęcia: fotopolska.eu, wikipedia)
Szkoła wysoce muzyczna
Szybko nasycimy się pięknem wodnych kaskad i wówczas nasz wzrok pobiegnie ku okolicznej architekturze. Tuż obok nową wartością jest obiekt, który w przeszłości służył służbom zapobiegającym przeciwnym od wody żywiołom. Dzisiejszy budynek Akademii Muzycznej, dawniej pałac czynszowy, był siedzibą Śląskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia (Schlesische Feuerversicherungs-Gesellschaft), ocalał, jako jeden z niewielu w okolicy po obronie Festung Breslau. Po wojnie był bursą szkół artystycznych.
Sokolnicza bez sokołów
Kilka kroków od miejsca, skąd dobiega muzyka, a gdzie jeszcze w latach osiemdziesiątych stała stacja benzynowa (!), znajdziemy zespół pawilonów handlowych. To też trudne do pojęcia, że w czasach konfuzyjnego handlu właśnie na Sokolniczej znaleźć można było najmodniejsze, tworzone przez rzemieślników dżinsowe buty na koturnie, ze sznurkową plecionką wokół podeszwy, hitowe drewniane chodaki oraz czapki i kapelusze, których na próżno szukać było w uspołecznionych sieciach handlowych. Polska przedsiębiorczość wzięła górę. Dziś ten potencjał uzewnętrznia się li tylko w kwestii produkcji zindywidualizowanych sukien ślubnych z bezową otoczką. Może nawet tylko dlatego warto zajrzeć w to miejsce i zwrócić uwagę, że nazwa ulicy nawiązuje do osady Sokolniki, którą zamieszkiwali książęcy treserzy sokołów myśliwskich.
Złoty Termos bez herbaty
Jeśli nogi mogą nas nieść, dotrzemy – idąc prosto wzdłuż ulicy Legnickiej – do miejsca wyjątkowego. To nowa siedziba szkoły aktorskiej przy ul. Braniborskiej. Jeszcze niedawno aktorski narybek kształcił się w innych rejonach miasta, szarpany społecznie opozycjami między „dramatem” a „lalkami”. Teraz młodzi aktorzy mają jedną miejscówkę i muszą żyć w zgodzie.
Nowoczesna bryła wrocławskiej filii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej przy ul. Braniborskiej (fot. www.pwst.wroc.pl)
Tu w latach siedemdziesiątych działa się socjalistyczna kultura. Na życie fermentującej, sztucznie tworzonej społeczności Szczepina silnie wpływał Dom Kultury Budowlani „Mozaika”. Było wspaniale: filmowe projekcje, akademie, przedstawienia – prawdziwe kulturotwórcze miejsce. Budynek przeszedł rewolucyjną zmianę i wygląda naprawdę imponująco. Wycieczkowicze nie powinni mieć problemu z wejściem i rzuceniem okiem na wnętrze uczelni – to szkoła otwarta, chętnie zapraszająca na studenckie spektakle widzów „z miasta”. Warto też sprawdzać ofertę przedstawień dyplomowych, są szansą na darmowe obcowanie ze sztuką, której raczej „szkolną” określać się nie godzi. Trzeba jednak zabukować sobie wcześniej miejsce na widowni.
Zdjęcie wykonano w roku 1980 podczas zbiorowych urodzin wrocławian urodzonych w 1945 r. już we Wrocławiu. Fotografię jubilatów i ich rodzin wykonano obok budynku Domu Kultury Budowlani "Mozaika" przy ulicy Braniborskiej (fot. fotopolska.eu)
Sztuka zeszła do schronu
Stąd już rzut beretem do wyjątkowego obiektu: działającego od roku Muzeum Współczesnego na pl. Strzegomskim. To prawdziwa perełka adaptacji budynku na potrzeby wystawiennicze. Cylindryczna, koszmarna bryła straszyła na Szczepinie przez wszystkie powojenne lata. Wybudowano go w 1942 r. jako schron przeciwlotniczy dla ludności cywilnej. Zaprojektował go znany wrocławski architekt Richard Konwiarz. Tam, gdzie dziś wzrok przyciąga artystyczny napis (było – jest – będzie), widniała wielka sylwetka orła ze swastyką. W czasach obrony Festung Breslau w bunkrze był szpital forteczny. Potem militarna budowla była tylko przypomnieniem o gorszych czasach. Wśród ruin, w okolicach niemal doszczętnie zrównanych z ziemią pięknych budynków i kwartałów ulic, chętnie przybywały cygańskie tabory. Potem w schronie działał lumpeks, seks-shop, hurtownia odzieży roboczej, papierosów i sklep z fajerwerkami.
Teraz, po remoncie, mamy do dyspozycji prężnie działające miejsce sztuki. Warto wjechać na szóste piętro, do kawiarni z tarasem widokowym. Stąd rozciąga się fantastyczny widok na miasto. Z jednej strony zobaczymy perspektywę Wrocławia ze Sky Tower w roli głównej, można też rzucić okiem w stronę centrum, ale spojrzenie na Szczepin pozwoli poobserwować to, co urosło na miejscu zburzonych bombardowaniami pobliskich ulic. Tak naprawdę ocalało niewiele budynków oprócz schronu.
Muzeum Współczesne Wrocław przy pl. Strzegomskim (fot. wikipedia)
Patrząc w kierunku Popowic, zobaczymy ładną zachowaną rezydencję przy Bolesławieckiej (po wojnie była przedszkolem, teraz to wystawiony od dłuższego czasu na sprzedaż hotel). Rzut oka w stronę Poznańskiej ukaże ceglaną bryłę dawnej szkoły technicznej, dziś wspaniale odrestaurowany budynek Sądu Gospodarczego. Najlepiej będzie znów zjechać sześć pięter w dół i podążyć do miejsca niewidocznego z widokowego tarasu, a naprawdę bardzo interesującego.
Za budynkiem TGG przy Zachodniej, wejdziemy w ulicę Słubicką. Tam zachował się w stanie niemal nienaruszonym (o wojnie przypominają dziury po kulach karabinowych na elewacjach budynków) modernistyczne osiedle Siedlung Westend projektu Theo Effenbergera. Powstało w latach 1925-1929. Miło pospacerować po eliptycznych ulicach, podziwiać krystaliczną formę modernistyczną. Dziś wejścia do segmentów budynków mieszkalnych zdobią śliczne rabatki kwiatowe.
Po prawej stronie natrafimy na monumentalny budynek szkoły. To zbudowana w 1910 r. Żeńska Szkoła Ludowa (Volksschule 26), dziś Zespól Szkół nr 1, Słubicka 29/33. Na skrzyżowaniu ulicy Słubickiej z ulicą Szprotawską stała przed wojną rzeźba „Madonna na osiołku” (opisywana też jako „Ucieczka do Egiptu”) autorstwa Alfreda Vocke, przedstawiająca Najświętszą Marię Pannę z Dzieciątkiem Jezus na osiołku. Odlew wykonał w 1922 roku zakład Hermanna Noacka z Berlina (istnieje do dziś). Protestancka rzeźba stała na wysokim, ceglanym cokole – teraz rośnie tam drzewo. Jednak niewykluczone, że rzeźba zostanie odrestaurowana dzięki obywatelskiej inicjatywie budżetowej.
Po kościołach ani cienia
Po drugiej stronie Legnickiej, w miejscu gdzie dziś odnajdziemy dumę peerelowskich budowniczych, czyli Dolnośląskie Centrum Medyczne Dolmed, stał przed wojną kościół z monumentalnymi wieżami – protestancka świątynia pod wezwaniem św. Pawła. Wybudowany został w 1913 r., z mieszkaniami dla pastorów, salami do prowadzenia zajęć i aulą aż na tysiąc osób. Zniknął z powierzchni ziemi w 1945 r. I choć już go nie ma, warto zajrzeć w miejsce, w którym pyszniły się dumne wieże.
Nieistniejący już kościół świętego Pawła, wybudowany w latach 1911-1913. Stał w miejscu dzisiejszego Dolmedu. Uległ kompletnemu zniszczeniu w czasie działań wojennych. W sierpniu 2013 r. podczas prac ziemnych wykopano resztki murów tej ewangelickiej świątyni (fot. wikimedia commons)
Być może na naszych oczach przywrócona zostanie tam inna zapomniana wartość. Do sadzawki wrócą kamienne łabędzie, zaprojektowane przez artystę Jerzego Boronia. To ciekawy obiekt architektoniczny, szczęśliwie docenili go artyści z wrocławskiej uczelni plastycznej i zaapelowali o rekonstrukcję.
Rzeźba Jerzego Boronia - kamienne łabędzie jeszcze przed dewastacją (fot. wikipedia)
Teraz czeka nas spory kawałek powrotnej drogi, ale to jeszcze nie koniec zwiedzania. Przez wielkopłytowe blokowisko, ulicami Poznańską, Kruszwicką, Czarnieckiego, Rybacką (to kiedyś ulice z pięknymi czynszowymi kamienicami) dojdziemy do Zachodniej, tuż przed placem Solidarności. Na pustym placyku, idealnym teraz do spacerów z psami, stał kiedyś imponujący kościół św. Mikołaja. Kościół przechodził nader burzliwe dzieje, powstał w XII w., nadał nazwę całemu Przedmieściu Mikołajskiemu, zawdzięcza mu też nazwę pobliska stacyjka kolejowa Wrocław Mikołajów. Był równany z ziemią cztery razy. Dziś pozostał po nim tylko drewniany krzyż. To tu zatrzymał się ostatni atak wojsk radzieckich.
Takim morzem gruzów był Szczepin jeszcze w latach 50. ub. wieku. Na zdjęciu widoczny w oddali budynek szkoły średniej przy ul. Młodych Techników (fot. fotopolska.eu)
Odwiedźmy jeszcze po drodze jeden istniejący obiekt. To budynek Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”. Kiedyś, w przedwojennych czasach, istniała tu rodzinna fabryka papierosów (Zigarettenfabrik der Familie Halpaus). W latach osiemdziesiątych to miejsce wielkiego fermentu narodowościowego. I tak plac Czerwony, przy którym mieścił się budynek, gdzie tworzyła się nowa historia, dostał nową, skrajnie odmienną nazwę – pl. Solidarności.
I warto zakończyć nasz spacer kawałek dalej, za placem Jana Pawła II, w kościele św. Mikołaja przy ul. Antoniego, mającym zastąpić parafię, która straciła bezpowrotnie swój obiekt sakralny. Jednak dziś najciekawsza będzie informacja o tym, że cenne dzieło dzieł Michała Leopolda Willmana, malarza śląskiego baroku, nabyte przez kościół w 1697 r., odnalazło się niedawno na kościelnym strychu. Skarb przeleżał dziesięciolecia, na szczęście przetrwał!
Kościół św. Mikołaja przy ul. św. Antoniego (fot. wikipedia)
W okolicy nie brakuje magicznych miejsc wypoczynku – św. Antoniego to uliczka pełna knajpek, kawiarenek, pubów. Każdy znajdzie tu coś satysfakcjonującego, gdzie da się zjeść kanapkę, sałatkę, danie obiadowe, wypić kawę lub zostać na dłużej na jedno piwo.
Barbara Chabior