Wykonują różne zawody, ale każdy potrafi udzielić pierwszej pomocy. Jeżeli zdarzy się wypadek, na miejscu często są przed strażakami czy pogotowiem.
Gdy się spotykamy Artur Fular wyjmuje kluczyki od samochodu z przyczepioną niewielką skórzaną saszetką. W środku ma gumowe rękawiczki, maseczkę do sztucznego oddychania i gazik alkoholowy. To jednorazowy zestaw do udzielania pierwszej pomocy. – Zawsze mam to przy sobie, nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda, a może uratować życie. Artur Fular wie, co mówi, bo od 14 lat zajmuje się ratownictwem, a obecnie jest komendantem Dolnośląskiego Oddziału Drogowego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu.
Oddział powstał w połowie kwietnia. W kraju działają cztery takie oddziały: we Wrocławiu, Warszawie, Tychach i Płocku. We Wrocławiu i w powiecie oleśnickim do DOPR należy 35 osób, różnych profesji i zawodów. W grupie są studenci, policjanci, strażacy, pracownicy pogotowia ratunkowego. Większość ma uprawnienia ratowników medycznych. Mają charakterystyczne naklejki na samochodach z napisem ratownik. Wożą ze sobą specjalistyczne apteczki, są to torby PSP R0, które mają m.in.: kołnierz ortopedyczny, szyny usztywniające, materiały opatrunkowe, maseczki do sztucznego oddychania itp. Pomagają w wypadkach, o których wiedzą z CB radia.
Przeszkadzają czy pomagają?
– Myślę, że nie znajdzie pan nikogo w pogotowiu, komu przeszkadzałaby taka pomoc. Coś na kształt obywatelskiej pierwszej pomocy jest bardzo przydatne. Każdy, kto widzi zagrożenie życia, ma obowiązek powiadomić odpowiednie służby i udzielić pierwszej pomocy – mówi Andrzej Czyrek, zastępca dyrektora Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu.
– Pomoc tak, ale trzeba określić zakres i sprzęt, którego mogą używać takie grupy, a to w polskim prawie nie jest uregulowane – zaznacza prof. Juliusz Jakubaszko, były krajowy konsultant ds. medycyny ratunkowej, z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Większość z nas nie udziela pomocy z obawy, by nie zaszkodzić. A często wystarczy sprawdzić, czy poszkodowany oddycha i jest przytomny. - I to już może uratować życie. W przypadku nagłego zatrzymania krążenia czas jest bardzo ważny. Po czterech minutach w mózgu zaczynają zachodzić nieodwracalne zmiany – tłumaczy Michał Borek, ratownik medyczny.
Uczą przedszkolaków, taksówkarzy i kierowców
Ochotnicy mówią o konieczności udzielania pierwszej pomocy dzieciom w przedszkolach. Szkolą wrocławskich taksówkarzy. Wciąż przekonują się, że brakuje wiedzy i umiejętności.
– Jeden z wrocławskich taksówkarzy wiózł pasażerkę z Dworca Głównego na Psie Pole. Nagle widzi w lusterku, że jej nie ma. Myśli: przecież nie wysiadła… Patrzy za siebie, a kobieta zsunęła się z siedzenia. – I co pan zrobił? – pytam. – Otworzyłem okno. Na całe szczęście okazało się, że zasłabła bo miała nagły spadek cukru, gdyby to było zatrzymanie krążenia, to taksówkarz na Psie Pole dowiózłby zwłoki – opowiada Artur Fular.
W ubiegłym roku zrobili wspólnie z strażakami akcje na trasie z Wrocławia do Strzelina, Świdnicy i Kłodzka. Przy drodze rozłożyli czarne worki, symbolizujące ofiary wypadków drogowych. W ten sposób zwracali uwagę na niebezpieczne miejsca.
DOPR Wrocław wszystkie akcje organizuje bezpłatnie. Szukają sponsorów, którzy pomogą w zakupie sprzętu. Do ratowników-ochotników można się przyłączyć. Szczegóły na stronie internetowej www.dopr.org.pl
Jarek Ratajczak