wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

4°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: dobra

Dane z godz. 05:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Łotwa na krótko i na dłużej

Mieszkańców ma mniej niż cały Dolny Śląsk i to lekko licząc o jakieś 700 tysięcy. Jest krajem nadbałtyckim, w którym 1 stycznia 2014 r. oficjalną walutą stanie się euro… Znasz li ten kraj? Jeśli nie, pojedź i poznaj. Łotwa – bo o niej mowa – może i jest niewielka, ale atrakcji turystycznych w niej nie brakuje.

Jeziora, jaskinie, skały, a nawet wodospady, kurlandzkie spichlerze, ruiny zamku krzyżackiego i pozostałości carskiej twierdzy… i dużo, dużo więcej ciekawostek na terenie czterech krain historycznych (Kurlandii, Liwonii, Łatgalii i Semigalii) ściąga do kraju, w którym Polacy stanowią piatą co do wielkości grupę etniczną, rzesze turystów z całej Europy. 

Serce Łotwy – Rygę zamieszkuje plus minus siedemset tysięcy osób, ale jak twierdzi przewodnik ryski o swojsko brzmiącym nazwisku  – Sławek Kapusta, trzeba do tej liczby dorzucić jeszcze liczoną w grube tysiące grupę nieoficjalnych „duszyczek”. Fakt, gdy spojrzeć na to majestatyczne, wielkie miasto wydaje się, że może pomieścić „każdą” ilość mieszkańców.Do samej Rygi można pojechać… tzn. polecieć na wolny weekend samolotem i to na pierwszy raz wystarczy, żeby zaliczyć wszystkie najważniejsze atrakcje tego miasta. Można, ale z Wrocławia bezpośrednich połączeń na razie nie uświadczysz, chyba że ktoś uwielbia przesiadki, to oczywiście droga wolna. Szczegóły znajdzie np. tu: http://airport.wroclaw.pl/pasazer/rozklad-lotow.

Polecam więc wycieczkę autokarową – co najmniej 5-dniową – zorganizowaną przez biuro podróży albo odbytą własnym samochodem (wówczas wybór trasy i miejsc to tylko kwestia fantazji, no i rzecz jasna zasobności portfela). Jednak pierwszy raz warto wybrać się z kimś, kto poprowadzi do celu „za rękę” – np. pilot, a potem poszczególni przewodnicy – pokaże miejsca warte uwagi, także na polskiej ziemi i u naszych wschodnich sąsiadów. Wyprawa na Łotwę z Wrocławia to bowiem całkiem solidny kawałek trasy i szkoda byłoby nie wpaść tu i ówdzie, przejeżdżając tranzytem przez prawie pół Polski i Litwę.

Może augustowskie noce?Jak najbardziej, zwłaszcza że na Łotwę najlepiej wybrać się teraz, letnią porą, albo wczesną jesienią (później można bowiem solidnie wymarznąć, bo u Łotyszy wieją dość paskudne wiatry). Zmierzając w stronę wschodniej granicy, odpuśćmy sobie zatrzymywanie się w dużych polskich miastach, ze stolicą na czele – „uroku” przesiąkniętego upałem asfaltu i bruku, a także zapachu spalin mamy na co dzień wystarczająco we własnej metropolii. Na dłuższe rozprostowanie kolan po 8-9-godzinnej jeździe, no i na regulaminową przerwę w pracy kierowców, warto przystanąć w Augustowie i stamtąd malowniczym wodnym szlakiem udać się wycieczkową „łajbą” do Studzienniczej – poświęcając trochę czasu na duchowe wyciszenie w Sanktuarium Maryjnym na wyspie, a potem w Wigrach, w czasie zwiedzania ciekawego klasztoru pokamedulskiego, i zakończyć „spływ” w Sejnach. Gwarantuję, że po dniu emocji na polskich szosach i dużej dawce świeżego powietrza nad Wigrami dobry posiłek i nocleg w Suwałkach będzie czystą przyjemnością  

Na Litwie… jak po stole Grzechem byłoby nie zahaczyć po drodze przynajmniej o Troki i Wilno na Litwie, zwłaszcza że Suwalszczyzna po drugiej stronie granicy wita zmotoryzowanych świetnymi nawierzchniami dróg, które Litwini wyszykowali sobie, skrupulatnie wykorzystując unijne fundusze. I zrobili to bez fuszerki.Najpierw więc poranna wizyta w Trokach – na zamku Witoldowym, gotyckiej warowni z XV wieku, „schodzącej” wprost do wody. Ludzi mijających się na drewnianym moście wiodącym do jej bram jest zawsze pełno, ale można trafić na „lukę”, tak gdzieś około dziesiątej rano. Potem obowiązkowo trzeba zajrzeć na ulicę z charakterystycznymi domkami o trzech oknach, zamieszkanymi przez nieliczną już na Litwie społeczność karaimską, i do XVIII-wiecznej kenesy (świątyni Karaimów).Przy okazji, koneserów smaku zapraszam do małej kawiarni nieopodal parkingu, gdzie zatrzymują się prawie wszystkie wycieczkowe autokary, na krupnik, po którego skosztowaniu podniebienie długo dochodzi do pozycji „spocznij”. I wcale nie mam tu na myśli poczciwej zupiny na wołowych kościach…A potem łupy w… Troki i do Wilna! To tylko 28 kilometrów na zachód. Do miasta, które nieodmiennie mnie zaskakuje tempem rozwoju i maluje sentymentalne pejzaże (w domu tuż obok Ostrej Bramy przyszedł na świat mój ojciec, a inni krewni mieszkali nieopodal cmentarza na Rossie). Te wszystkie wieżowce, modne kluby, hotele to już jednak oddech nowej Litwy i pokolenia, które swoją dumna twarz pokazało w styczniu 1991 r., gdy w walce o wieżę telewizyjna z rosyjskimi czołgami zginęło 14 osób. O tych wydarzeniach opowie przewodnik, możliwe że właśnie na wysokości 190 m – w wieży jest dziś bowiem kawiarnia z szerokim widokiem na miasto.Najbardziej popularne, jak je nazywam – ekspresowo-sentymentalne zwiedzanie Wilna obejmuje Starówkę z przyległościami i wspomnianą słynną nekropolię w dzielnicy Rossa – miejsce spoczynku Matki i Serca Marszałka. Do tego oczywiście trzeba doliczyć tzw. czas wolny, który proponuję również wykorzystać na zakupienie oryginalnego litewskiego chleba, co i „tygodnie przetrzyma” (sieciówki omijamy, bo tam sprzedadzą nam typową piekarniczą konfekcję).Być może dzień w Wilnie zakończy się z uroczystą kolacją z towarzyszeniem jednej z miejscowych kapel, co ma repertuar szeroki niczym wody Niemna… W tanecznym nastroju można potem zmierzać do jednego z hoteli. Na przykład do Sarunasa (bo jest położony blisko turystycznych atrakcji, jak kościół św. Piotra i Pawła, wileńska katedra czy uniwersytet), który mimo czterech gwiazdek ceny ma przyzwoite. Chociaż spece od wystroju wnętrz mogą pokręcić nosem na nieco „eklektyczny” wystrój hotelowych pomieszczeń. Ale wynagrodzić to może bardzo prawdopodobne spotkanie na hotelowym korytarzu z właścicielem tego obiektu, koszykarską legendą Litwy – Raimondasem Šarūnasem Marčiulionisem, który był jednym z pierwszych europejskich graczy, kupionych przez NBA. Teraz odnalazł się w biznesie, a oprócz Sarunasa, posiada też hotel Forum Palace.

Nazajutrz w drodze na Łotwę warto jeszcze wpaść na krótki rekonesans włości Radziwiłłów w Birżach, a potem już prosto do granicy, a za którą czeka „łotewski Wersal”!

W bajkowych wnętrzach i ogrodachDo barokowo-rokokowego pałacu w Rundale (Rundāles pils; pils po łotewsku to pałac) można dojechać przez małe miasto Bauska. Zaprojektował go w pierwszej połowie XVIII w. Bartolomeo Rastelli – ten sam, który „odpowiada” za m.in. petersburski Pałac Zimowy – z rozmachem i przepychem wyzierającym z każdego niemal kąta. Mimo kilku dziejowych burz, jakie przetoczyły się przez to miejsce, po wielu latach renowacji, trwającej od 1972 r., Rundāles pils odzyskało dawny blask.  

W przeszłości „łotewski Wersal” należał najpierw do kochanka carycy Anny Iwanowny, niejakiego Ernsta Johanna Birona – typowej kanalii, brylującej w dworskich kręgach, łasego na zaszczyty i bogactwo. Potem majątkiem zawiadywał jego syn, następnie hrabia Walerian Zubow, a dalej – jego brat Płaton, faworyt wielkiej Katarzyny II, a gdy zmarł wdowa po nim z nowym mężem, niejakim Szuwałowem, i ich zstępni utrzymali pałac do roku 1920. Po drodze skarb baroku rujnowały wojny – francusko-rosyjska i pierwsza światowa. W pałacowych pomieszczeniach były onegdaj: i lazaret, i szkoła, muzeum, a nawet magazyn zboża.

Dziś trudno to sobie wyobrazić, spacerując po Sali Złotej, której sufit zdobią najszlachetniejsze z cnót, czyli Siła, Mądrość, Doskonałość, Prawda i Szczerość. W kilkudziesięciu pozostałych salach, m.in. w Balowej (zwanej też Białą), w Gabinecie Porcelanowym czy Pokoju Różanym, również jest pełno rokokowych wspaniałości do podziwiania – malowideł, mebli, naczyń. A na zewnątrz feeria kolorów i zapachów – zwłaszcza latem – w wymuskanych ogrodach zespołu pałacowego. No, jednym słowem – bajka!

Większego apetytu na Rundāles pils można nabrać po wirtualnej wycieczce na stronie: http://rundale.net/en. Smacznego!

Zanim staniesz w stolicyGodziny z okładem (ok. 80 km) potrzeba, żeby dojechać do Rygi z Rundale. Przed zwiedzaniem łotewskiej stolicy warto pokrzepić się solidnym posiłkiem, zwłaszcza że kuchnia łotewska szczególnie temu sprzyja. Jest prosta, niewyszukana i bardzo energetyczna. Miłośnicy kotletów, golonek i kiełbas, a także dań opartych na ziemniakach i mącznych będą zachwyceni. Ale i „rybiarze” też sobie pojedzą – np. dorsze, makrele, łososie, śledzie czy szczupaki są na Łotwie przyrządzane na różne sposoby: w zupach, wędzone, suszone, nadziewane. Wegetarianie i osoby na nieustannej diecie także mają fart – grzyby, pomidory marchew, ogórki, kapusta, świetnie przyrządzane są np. w różnych marynatach. Za wszystko zapłacimy (przynajmniej do końca roku) łatami (łat – dzieli się na 100 santimów; wg kursu NBP kosztuje ok. 6 zł). Ale uwaga – we wrocławskich kantorach tej waluty nie uświadczysz. Jeśli komuś zależy na tym, żeby ją mieć już przed wjazdem na Łotwę, najszybciej i (najtaniej) dostanie ją w kantorze w Suwałkach. Ale naprawdę nie ma nieszczęścia – w ryskich kantorach wymienisz i euro, i dolary, i w końcu złotówki na łaty, albo po prostu wyjmiesz je sobie z bankomatu. Lub po prostu zapłacisz za zakupy własnym „plastikiem”.

No i w miasto! Portowa Ryga istnieje od początku XIII w., jest położona nad Dźwiną (Daugava – nazywana przez mieszkańców Rygi „Rzeką Przeznaczenia” – legenda głosi, ze raz na sto lat z wód wynurza się diabeł i pyta, czy miasto nadal się rozwija, jeśli usłyszy „tak”, wraca, skąd przyszedł, jeśli „nie” – Ryga zostanie zatopiona) i widnieje na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Trzeba przyznać, że zasłużenie. Przechodziła w czasie wieków „z rąk do rąk” – i trochę tych rąk było: niemieckie, polskie, szwedzkie, rosyjskie, sowieckie. W sierpniu bieżącego roku miną 22 lata, odkąd została stolicą niepodległego państwa łotewskiego.

O skomplikowanej historii Łotwy i Łotyszy w wersji rozszerzonej indywidualny turysta może poczytać, ile i kiedy się chce – z papierowych publikacji albo w necie, więc w tym miejscu nie rozwijam nadto tego tematu. Podczas wyjazdów zorganizowanych natomiast to już przewodnicy zajmą się dostarczaniem odpowiednich – i to w strawnej formie – informacji (np. przywołany wcześniej Wiaczesław Kapusta...).

Spaceruj i podziwiajJeśli zwiedzanie zaplanowane będzie od ryskiego dworca autobusowego, skąd przysłowiowy rzut beretem do centrum, warto zajrzeć do punktu informacji turystycznej i zaopatrzyć się w darmowe foldery, w tym plan Rygi.

Wiele wycieczek rusza potem pod gmach Łotewskiej Akademii Nauk, który wygląda jak – trochę mniej wyrośnięty – brat bliźniak Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie – i już zyskujemy pojęcie, kiedy mógł powstać. Warto dostać się na 17. piętro i z tarasu podziwiać Rygę, za drobną opłatą, rzecz jasna. Po nasyceniu wzroku, „ochach i achach” z zachwytu zapraszam np. na stare miasto. Nie wiem, czy komuś przypadnie do gustu Muzeum Okupacji, dokumentujące zawiłe losy Łotwy, ale donoszę uprzejmie, że taki obiekt tam się znajduje (przy Strelnieku laukums 1). Po drodze można też obejrzeć synagogę, chyba jedyną, jaka się w Rydze zachowała.  

Przejście na plac Ratuszowy (Rātslaukums) i „spotkanie” z Domem Wagi i Domem Bractwa Czarnogłowych (kiedyś własność zrzeszenia bogatych i nieżonatych kupców), przed którym stoi posąg Rolanda – dawnego symbolu rycerstwa. W 1921 r. podpisano w nim traktat ryski kończący wojnę polsko-rosyjską. Na placu Ratuszowym mieści się też miejscowa Politechnika (kształci się na niej całkiem sporo studentów z Polski, a kiedyś m.in. przedwojenny polski prezydent Mościcki).

Właściwie z każdego miejsca starówki można dojrzeć wieżę kościoła św. Piotra, teraz jest stalowa, pokryta patyną, ale onegdaj była drewniana. Można się na nią wspiąć, a przy okazji posłuchać ludowej melodii „Ryga dudni”, jaką odgrywa co kilka godzin zegar na wieży. Po wyjściu z kościołą trafimy na fragmenty murów obronnych i ganek obronny z XIII w.

Na małej uliczce Amatu 6 stoi kamienica Wielkiej Gidlii, której członkami byli jedynie najbogatsi kupcy, a przy tym sponsorzy rozwoju miasta. Teraz można wpaść tam na jakiś koncert, ponieważ budynek jest siedzibą Filharmonii Łotewskiej. Naprzeciwko widać zaś kamienicę Małej Gildii – to dla drobnych kupców i rzemieślników.

Nie ma chyba turysty, który nie trafiłby na Bulwar Brivibas, pod pomnik Wolności – to miejsce zborne większości wycieczek przyjeżdżających do Rygi – który jest wysoki na 42 metry, a wieńczy go 9-metrowa kobieca postać z trzema złotymi gwiazdami w dłoniach – symbollizujących Inflanty, Łatgalię i Kurlandię.

A teraz hajda pod Bramę Szwedzką (obok niej stoi dom kata – w oknie czerwona rękawiczka oznaczająca „krwawą profesję”) i Basztę Prochową (przy ulicy Aldaru), która ostała się z onegdaj istniejących 28 i była jedną z najważniejszych konstrukcji obronnych miasta. Wiąże się z nią jedna anegdota: pod koniec XIX w. przekazano ją studentom, a ci aby zdobyć pieniądze na jej renowację, wyczyścili wieżę z narosłych przez stulecia gołębich odchodów, a potem sprzedali je za… 612 rubli w złocie.

Przewodnik na pewno zagna wycieczkę pod Koci Dom – jedną z wielu zachowanych w Rydze w świetnym stanie secesyjnych kamienic –  słynący z dwóch wieżyczek, na których daszkach prężą się koty. Z cudów Art Nouveau warto jeszcze zobaczyć, m.in., Dom z Wieżyczką czy Dom Kariatydy i Atlanty, w mieście zachowało się nadto kilka setek kamienic w tym stylu. Boom finansowy w latach 2004-2007 sprawił, że wiele z nich zostało sprzedanych, m.in. bankom zagranicznym firmom, i odrestaurowanych. 

Żeby dać odpocząć nogom, warto zrobić przerwę na zakupienie łotewskiego rarytasu – tzw. czarnego balsamu. Co prawda, wielu moich znajomych twierdzi, że tego ohydztwa nie da się przełknąć, natomiast ja uważam, że rzeczony trunek ma wielkie zasługi na polu zdrowotności, lecząc bóle brzucha, niestrawność, przeziębienie itd., itp. Rzeczywiście, nie radzę przyjąć go naraz więcej niż typowa pięćdziesiątka wynosi, mimo że moc w nim procentowa ogromna drzemie. Natomiast ingrediencje w postaci co najmniej 27 różnych ziół (podanych oficjalnie do wiadomości, ponieważ rzeczywista receptura jest znana tylko wtajemniczonym w produkcję sprzedawanego w ceramicznych butelkach alkoholu) mogą sprawić, że – ja mawiała moja babcia – dziąsła struchleją. Jeżeli więc ktoś chciałby zakończyć dzień w Rydze imprezą zakrapianą czarnym balsamem – mocno odradzam. Zakupmy go raczej na prezenty z wycieczki.

Następny dzień (dni) w Rydze także mogą być pełne wrażeń. Wróćmy np. w pobliże katedry, oczywiście na placu Katedralnym, może na krótki koncercik wygrany na organach, które mają 7 tysięcy piszczałek? A potem na wąziutką uliczkę (Rozena iela), na której rogu jest restauracja „stara jak świat” – z 1293 r. – Rozengrals. Prowadzą do niej kamienne schodki, widoczne tylko w blasku świec, bo tam po prostu nie ma oświetlenia elektrycznego – i tak jest w całym lokalu. Klimat jest niesamowity – celtycka muzyka, rycerskie tarcze, zbroje, flagi z herbami rycerskimi zwisające z sufitu! Oczywiście obsługa jak żywcem przeniesiona z średniowiecza (chodzi mi oczywiście o stroje…) i to menu, czyli ulubione „strawy” królów, baronów i innych możnowładców, z dziczyzną na czele. Tanio nie jest, ale kto głodnemu zabroni…?

A na „ryskiej Beaker street” (Jauniela) kręcono Sherlocka Holmesa i kultowe „17 mgnień wiosny”!

Stare uliczki Rygi są urocze, zawiodą nas do zamku. Moim zdaniem, do najpiękniejszych budowli to on nie należy, więc długo tam nie zabawiłam, ale pomieszkuje w nim przecież prezydent Łotwy, więc nie wypada nie zaszczycić! O wiele bardzie przypadło mi do gustu Trzech Braci – pod taką nazwą kryją się trzy kamienice, przed laty własność ryskich rzemieślników. Pochodzą z różnych okresów (najstarszy brat – XV w; średni brat – XVII w, a najmłodszy XVIII w.), ale wzniesiono je w tym samym stylu.

W pobliskim kościele św. Jakuba ciekawostką jest to, że na iglicy kościelnej wieży zamiast krzyża stoi sobie kogucik – ma ochraniać kościół i miasto i stał się jednym z symboli Rygi.

Panie natomiast mogą się zachwycić Muzeum Bursztynu (tym szlachetnym kruszcem Łotwa stoi), w którym jedna z sal całkowicie jest wyłożona bursztynem (zużyto na nią 600 kg tego kamienia).

I tak, i tak dalej… Lepiej samemu pojechać i sprawdzić.

A ludziom z Wrocka radzę jeszcze, żeby oszczędzali czas i nogi, robiąc sobie wycieczkę po Rydze rowerem, wypożyczonym ze stojaków Baltic Bike – wystarczy karta kredytowa lub rejestracja na stronie www (adres do wygooglania i w materiałach z informacji turystycznej).

Na finałA jako że, po pierwsze, Ryga nie jest jedynym frapującym miejscem na Łotwie, po wtóre, zważywszy na sprzyjającą aurę tego lata – polecam wypad do Jurmały. Kurort oddalony jest od stolicy o jakieś 20 km i można w pół godziny dotrzeć do niego pociągiem – w przeliczeniu na PLN bilet kosztuje ok. 12 zł – nie majątek, a da się popatrzeć na Bałtyk niekoniecznie z perspektywy sopockiej plaży.

Łotwę w wirtualnej pigułce – bardzo efektownej zresztą – zobaczysz na: http://www.virtuallatvia.lv/

 Małgorzata Wieliczko

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama