Jeszcze rok temu koncert światowej klasy orkiestry we Wrocławiu (w godziwych warunkach akustycznych) wydawał się niemożliwy. Teraz mamy szansę nadrobić zaległości i to słuchając zespołów uważanych za absolutną czołówkę wszystkich prestiżowych rankingów. Nie staliśmy się przez to kolejnym centrum kulturalnym – Nowym Jorkiem, Londynem, czy Paryżem (na regularne wizyty wybitnych artystów nie możemy sobie jeszcze w pełni pozwolić) – ale do owego wielkiego świata się zbliżyliśmy. Słuchamy tych samych utworów, wykonywanych przez zespoły czy solistów podczas tego samego tournée, co nasi np. zachodni sąsiedzi. I słuchamy ich w sali, która jest konkurencyjna dla zagranicznych audytoriów. Tak dobrze nie było od lat!
Orkiestra rewolucyjna
Tak było w piątek podczas koncertu Budapest Festival Orchestra, orkiestry symfonicznej założonej (i do dziś prowadzonej) przez Ivána Fischera ponad 30 lat temu, która zwłaszcza w minionych dwóch dekadach dokonała prawdziwej rewolucji stając się czołowym zespołem we wszystkich rankingach opiniotwórczych muzycznych magazynów. Wymienia się ją już niemal jednym tchem z symfonikami z Berlina, Wiednia, Amsterdamu, czy Chicago. Nie przez przypadek. Węgrzy zawdzięczają swój sukces w równej części – charyzmatycznemu i niezwykle pracowitemu dyrygentowi, jakim jest Fischer oraz systematycznej pracy, jaką wykonali w ostatnich latach. Wśród nagrać BFO dominują rejestracje dzieł znaczących – symfonii Schuberta, Czajkowskiego, Brahmsa i wreszcie Mahlera, a także, co nie dziwi, spory program Béli Bartóka.
Iván Fischer ma do dyspozycji zespół tak znakomity podsumowując wszystkie sekcje od smyczkowej poprzez dętą po perkusyjną, że wypracowanie z nim nawet tak wymagających dzieł, jak Gustava Mahlera wydaje się przede wszystkim ciekawą peregrynacją, kwestią mądrego rozplanowania wszystkich sześciu części, płynnego poprowadzenia symfoników przez arcybogatą fakturę utworu.
Niezapomniany koncert w NFM
W piątek w Narodowym Forum Muzyki melomani dostali prezent najwyższej wartości, bo Mahler w takiej interpretacji zachwyca nie tyle monumentalnością, patetyzmem, czy liryzmem w środkowych częściach. Zdumiewa bogactwem brzmienia, kolorystyką, rytmiką, czy wreszcie niezwykle wyrafinowaną dynamiką o zdumiewającej wręcz skali. Na długo zapamiętamy np. III część z przepięknym solo trąbki pocztowej, V część doskonale kontrapunktowaną przez Chór NFM i Chór Chłopięcy NFM, czy finał z charakterystycznym wybijaniem rytmu przez kotły (tak kochanym lata później przez Dymitra Szostakowicza!), ale też wszystkie solo koncertmistrzyni (znakomita Violetta Eckhardt), nie wspominając o wejściach instrumentów dętych (klarnety, oboje, waltornie, czy trąbki, które Mahler niejednokrotnie „faworyzował”). Młoda śpiewaczka Eleanor Lyons (alt) wykonała partię z zaangażowaniem, ale wrocławscy melomani wciąż pamiętają pewnie Jadwigę Rappe. Tu potrzebny jest głos solidniejszy, dojrzalszy.
Wieczór wielkich wzruszeń, wielkiej muzyki i wielkiego dyrygenta, bo Ivan Fischer jest w pełnej symbiozie ze swoją orkiestrą, a efekty jego działań muszą wywołać niekłamany podziw nie tylko u specjalistów, przede wszystkim u melomanów. Na takiego Mahlera przyjdzie nam poczekać. Czy tylko do maja (London Symphony Orchestra przyjeżdża z VI Symfonią Mahlera) – kto wie. Czas pokaże.