Czarny cylinder na głowie, płaszcz z peleryną, latem frak i na rękach białe rękawiczki. Wszystko specjalnie zaprojektowane, szyte na miarę i sprowadzane z Francji. Tak nosi się doorman. We Wrocławiu jest ich tylko dwóch i pracują w hotelu nieopodal kościoła garnizonowego.
Goście mają różne zachcianki
Dariusz Wasilewski jest doormanem od 7 lat. Wcześniej imał się różnych profesji, najczęściej w budownictwie.
– Pomagam gościom – mówi krótko.
Wita gości, odprowadza do taksówki, pomaga z bagażem, gdy pada deszcz trzyma nad gościem, wsiadającym do samochodu, parasol.
– U nas doorman to standard w każdym naszym hotelu na całym świecie. Od takich osób wymagamy dobrej prezencji i znajomości, w podstawowym zakresie, języków obcych – wyjaśnia Katarzyna Galik, z działu marketingu hotelu Sofitel we Wrocławiu
Pan Dariusz czasami dla hotelowych gości załatwia coś na mieście. Wszędzie idzie w cylindrze.
– Zdarza się, że trzeba kupić lekarstwo, bywa, że idę do sklepu po bułkę. Wie pan, ludzie mają różne zachcianki – opowiada Dariusz Wasilewski i poprawia w uchu słuchawkę, przez którą ma kontakt z recepcją w środku hotelu.
Pytany o napiwki, odpowiada dyplomatycznie: – Zdarzają się.
Kwoty mogą być różne, od 5 do nawet… 200 złotych. Hojni są Polacy, ale coraz częściej z dużym gestem trafiają się Rosjanie. Legendarne są już opowieści, jak podczas Euro 2012 szastali pieniędzmi we Wrocławiu. Mówiło się o kilkusetzłotowych napiwkach w restauracjach i taksówkach.
– To jest prawda, do nas przyjeżdżają naprawdę bogaci Rosjanie i za każdą pomoc potrafią bardzo hojnie się zrewanżować – mówi pan Dariusz.
Doorman… a może kominiarz
Stojąc kilka godzin przed hotelem, lubi pożartować z kolegami taksówkarzami. Znają się od kilku lat.
– Są zabawne sytuacje. Niektórzy, gdy widzą gościa na czarno, w dodatku w cylindrze, to mylą go z kominiarzem lub grabarzem. A jak przechodzi obok kościoła garnizonowego, to myślą, że narzeczona uciekła mu spod ołtarz i teraz jej szuka – śmieje się Janusz Nowakowski, który na taksówce we Wrocławiu jeździ 32 lata.
– Goście, jak podjeżdżamy z nimi pod hotel, są zdziwieni, widząc Darka w cylindrze. Trudno się dziwić, bo we Wrocławiu jest wyjątkiem – opowiada Aleksander Dudziak, z 3-letnim stażem na taksówce, i pokazuje w telefonie zdjęcie pana Darka zrobione latem, gdy ten obowiązkowo ma na sobie frak z elegancką poszetką w górnej kieszonce, białą koszulę, muchę pod szyją i lakierki na nogach.
W tym fachu nie spotyka się pań. Powód jest prosty. Kobieta, wkładająca ciężki bagaż do samochodu, to nie byłaby dobra reklama dla hotelu, przed którym rozgrywałaby się taka scena.
Tekst i fot. jarek ratajczak