Od 25 października obowiązuje dyrektywa unijna o leczeniu transgranicznym. Oznacza to otwarcie granic dla pacjentów. Zasada jest prosta – możesz leczyć się w całej Unii Europejskiej. Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca koszty świadczenia do wysokości, jaką płaci lokalnym szpitalom i przychodniom.
Oznacza to, że pacjenci muszą przeliczyć, czy takie leczenie będzie dla nich opłacalne.
- NFZ zapłaci za leczenie w krajach unijnych, ale tylko tyle, ile za dany zabieg płaci w Polsce. Jeżeli za granicą będzie drożej - pacjent dopłaci różnicę - podkreśla Joanna Mierzwińska, rzecznik Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia we Wrocławiu.
Przykład. Za wszczepienie endoprotezy NFZ płaci w kraju od 5 do 15 tysięcy złotych. W Niemczech taki zabieg może kosztować 30 tys. zł. Jeżeli polski pacjent zdecyduje się na zabieg w niemieckiej lecznicy, brakująca kwotę będzie musiał zapłacić z własnej kieszeni.
Jak to będzie w praktyce?
Pacjent wyjeżdża na przykład do Wielkiej Brytanii. Płaci za zabieg, z rachunkiem wraca do wojewódzkiego oddziału funduszu. NFZ sprawdza, ile za dany zabieg płaci w kraju i tyle wypłaca pacjentowi.
Od 25 października pacjenci mogą masowo zacząć jeździć choćby na zabiegi usunięcia zaćmy do Czech i nie przejmować się limitami i kolejkami w polskich szpitalach. Powód? Usunięcie zaćmy w Polsce to około 3 tys., w Czechach 1700 zł. Rachunek jest więc prosty, dwa razy taniej i bez oczekiwania w ponad rocznej kolejce. Kolejny przykład: wymiana stawu kolanowego w Polsce to 12 tys., w Bułgarii 10 tys. zł.
Coraz więcej Polaków za pieniądze NFZ leczy się za granicą.
Za pieniądze z NFZ już możemy leczyć się za granicą, ale w każdym przypadku konieczna jest zgoda prezesa NFZ.
- Fundusz zezwala na leczenie pod warunkiem, że świadczenie nie jest wykonywane w kraju lub czas oczekiwania na zabieg jest zbyt długi i zagraża zdrowiu chorego – tłumaczy Joanna Mierzwińska
W ubiegłym roku na Dolnym Śląsku wydano 18 zezwoleń na leczenie za granicą i była jedna odmowa. Dla przykładu w 2011 r. w całym kraju NFZ zgodził się na leczenie w 228 przypadkach, w 23 odmówił, a na leczenie wydano 17,5 miliona złotych. Najczęściej leczymy się w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Zgody na leczenie poza krajem dotyczą ortopedii i traumatologii ruchu, radioterapii onkologicznej, okulistyki, położnictwa i ginekologii, perinatologii czy radioterapii onkologicznej.
Od 25 października podstawowa opieka medyczna i ambulatoryjna nie będzie wymagała zgody NFZ. Będzie konieczna natomiast w przypadku lecznictwa szpitalnego, gdy niezbędna jest hospitalizacja. Będzie ją wydawał dyrektor oddziału wojewódzkiego NFZ. Jeżeli pacjent jej nie uzyska, to za leczenie za granicą zapłaci w całości sam.
Ale unijni pacjenci mogą przyjeżdżać i do nas – badanie mammograficzne w Czechach to 120 zł, u nas 70, wymiana stawu biodrowego w Wielkiej Brytanii to 30 tys., u nas 12 tys. zł.
Czy wrocławskie szpitale zarobią na leczeniu transgranicznym?
- Jesteśmy przygotowani na przyjęcie pacjentów z zagranicy. Są pierwsze, sondażowe kontakty w tej sprawie, ale nie spodziewamy się by w początkowym okresie szpital w znaczący sposób mógł na tym zarobić – mówi Bogusław Beck, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu.
- Nie sądzę by pacjenci z Unii zaczęli się leczyć w polskich placówkach. Na przykład niemiecki pacjent, który ma zapewnione leczenie na odpowiednim poziomie, raczej nie wybierze polskich placówek - zaznacza Janusz Wróbel, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. A. Falkiewicza we Wrocławiu.
Z realizacją nowych przepisów może być problem.
Teraz NFZ z góry ustala ile zabiegów w danym roku mogą wykonać szpitale. Gdy kończą się pieniądze z kontraktów, pacjenci nie są przyjmowani lub placówka robi tak zwane nadwykonania. Jeżeli zaczniemy leczyć się w krajach unijnych, fundusz będzie musiał za to zapłacić. Niektórzy lekarze uważają, że dla NFZ może to oznaczać brak kontroli nad wydatkami na leczenie.
jarek ratajczak