Pierwszy raz w Polsce
Kultur Shock nie tylko we Wrocławiu był pierwszy raz, balkan-punkowcy pod wodzą charyzmatycznego Srđana „Gino” Jevđevića w ogóle po raz pierwszy byli w Polsce! A jako że nie są u nas specjalnie znani, nie mogli liczyć – i pewnie nie liczyli – na przesadnie wielką frekwencję. Tłoku faktycznie nie było, choć sala nie świeciła pustkami. Mniej więcej na jednej trzeciej jej powierzchni ustanowiono „strefę stolikową”, ale mimo tej dość zaskakującej aranżacji (obok stoiska z merchandisem kapeli stał też stół z ostatkowymi przysmakami po 5 złotych za talerzyk – Kultur Shock grał więc poniekąd „do śledzia”) kto chciał, mógł swobodnie machać głową pod sceną, a introwertycy mogli równie swobodnie pobujać się gdzieś z tyłu. Można było nawet wspiąć się na otwarty tym razem dla wszystkich balkon i popatrzeć na scenę z góry. Warunki obcowania z muzyką Kultur Shock w wersji live były więc naprawdę komfortowe.
Dali z siebie wszystko
Kultur Shock na żywo to wulkan energii. Cała szóstka muzyków, z liderem na czele, dawała z siebie wszystko. Gino już po drugim kawałku był mokry od potu. Paris Hurley szalała ze skrzypcami, Amy Denio wywijała saksofonem, ale co i rusz następowały instrumentalne roszady – Hurley grała też na perkusyjnym kotle, Denio na klarnecie i bębnie, obie udzielały się w chórkach, Gino nie tylko śpiewał, ale i – bywało – dął w trąbkę, i tylko grający na gitarze Val Kiossovski zachowywał pełną godności powściągliwość. Kawałki następowały jeden po drugim, a ich tempo i tempo całego koncertu mogło przyprawić o zawał. Kultur Shock promował swoją ostatnią płytę pt. „IX”, w setliście znalazły się więc takie piosenki jak m.in. „Home”, „Bogu Dusu” czy „Unamerican”, ale były też i kompozycje starsze – „Istanbul”, „Racist Song” czy „Horse Thief”. Owszem, i przy jednych, i przy drugich najlepiej bawili się „true” fani, którzy znali repertuar kapeli na wyrywki, ale i ci, którzy przyszli na koncert z ciekawości – a było ich raczej sporo – dawali się porwać energii bałakańskiego punka. Obojętnych, znudzonych czy rozczarowanych chyba w Sali Gotyckiej nie było, a fama po tak dobrym występie już zapewne roznosi się po mieście. Będą z tego owoce.