Plecaków pamiętających czasy Układu Warszawskiego wystarczyłoby dla prawie całej kompanii. Po wojskowemu złożone i poukładane czekają na nabywców w Oddziale Agencji Mienia Wojskowego we Wrocławiu. Ale teraz największe wzięcie mają te elementy męskiej garderoby, które zakłada się pod spodnie – wojskowe kalesony idą jak świeże bułeczki.
– To, co sprzedajemy, jest nowe lub mało używane, ale w doskonałym stanie i zakonserwowane. Armia pozbywa się sprzętu i wyposażenia bo zmieniły się normy i standardy. Teraz żołnierze mają wszystko według „natowskich” wzorów, lekkie i nowoczesne – mówi Marian Bednarski, kierownik sekcji zagospodarowania mienia ruchomego w Oddziale Agencji Mienia Wojskowego we Wrocławiu.
Kupujący wojskowe mienie trochę jakby zawstydzeni, no bo chwalić się kalesonami, to rzecz mało męska, ale w tym wypadku dumę odkładają na bok. Decydują – sentyment, można sobie przypomnieć czasy młodości, jakość bo wiadomo – co wojskowe to wojskowe, a przede wszystkim cena. Kalesony długie za 3 zł, szlafrok za 8 zł, chusteczki wielokrotnego użytku za 50 groszy, do tego szczotki do butów, noże do warzyw Gerlacha czy skórzane teczki. Przez lata trzymane w magazynach miały być „żelazną” rezerwą Ludowego Wojska Polskiego. Zmieniła się armia i sojusze, a militarne zapasy z czasów PRL-u wciąż są. Jednak teraz nie są objęte wojskową tajemnicą i zakazem fotografowania. Wręcz przeciwnie, armia robi co może by zapasy sprzedać.
Solidne, żadne tam chińskie badziewie
Dobrze sprzedają się ręczniki za 2 zł, eleganckie oficerskie plecaki za 50 zł, manierki za 10 zł, porządne, ciepłe kurtki polowe za 40 zł, dresy (różne rozmiary) – bluza i spodnie za 16 zł, kultowe latarki z czasów PRL-u (świecą na biało, zielono i czerwono) na płaskie baterie z zapasową żaróweczką za 4,50 zł. Przebojem są oryginalnie zapakowane… lampy naftowe za 16 zł.
– Panie, to solidna lampa naftowa, żadne tam chińskie badziewie. Dzisiaj takie cacko cholernie trudno dostać, a przyda mi się na działce – mówi szczęśliwy nabywca, starszy pan po 60-tce i szybko chował lampę do torby.
Z demobilu kupują do domu, warsztatu czy na działkę
Wojskowe ubrania chętnie wybierają wędkarze i myśliwi, ale nie tylko.
– Ostatnio przyszła babcia, której wnuczek chciał mieć menażkę. Kupiła mu ją na prezent. A wojskowe chochle ze stali nierdzewnej za kilka złotych, doskonale nadają się na podstawki do kwiatów – dodaje Marian Bednarski.
Demobilowe hity to – torby brezentowe sanitariusza, worki na odzież i łyżki aluminiowe. Ale jest i coś dla bardziej wybrednych – kaczki szpitalne metalowe z uchwytem czy baseny emaliowane za 6 zł, bańki lekarskie do stawiania na plecach po 1,22 zł za sztukę, spluwaczki kieszonkowe (nieużywane) za 2,44 zł. Do tego menażki, manierki, plecaki, hełmy, aparaty telefoniczne polowe i maszyny do szycia. Są też łyżki do zasmażki ze steli nierdzewnej, tasaki do mięsa czy tajemnicze… naświetlacze do jaj.
– W najbliższych dwóch tygodniach w ofercie bezprzetargowej znajdą się narzędzia chirurgiczne, stomatologicznie okulistyczne. Wszystkie zakonserwowane i nieużywane – zaznacza Marian Bednarski.
Duży sprzęt sprzedawany jest w przetargach. Można trafić koparki, traktory i leciwe półwieczne Stary 660 za klika tysięcy złotych. Co prawda nie na chodzie, ale za takie pieniądze cudów trudno wymagać.
Gdzie kupić sprzęt z demobilu polskiej armii?
Okazjonalnie, Agencja Mienia Wojskowego rozkłada swoje stoiska przy różnego rodzaju masowych imprezach plenerowych. Na co dzień sprzęt z demobilu można kupić w specjalnym sklepie w Oddziale AMW we Wrocławiu przy ul. Zwycięskiej 39. Na zakupy można się tam wybrać od poniedziałku do czwartku w godz. 8.30-14. Ofertę można też sprawdzić telefonicznie tel. 71 364 73 82 lub na stronie internetowej http://www.amw.com.pl/pl/r/przetargi-rsm
Tekst i fot. Jarek Ratajczak