Kiedy ostatni raz brał Pan udział w meczu, w którym na trybunach było niemal 40 tysięcy kibiców?
Musiałbym wrócić pamięcią do meczu Legii w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17, w spotkaniu z Realem Madryt na Santiago Bernabeu było ponad 70 tysięcy widzów, w meczu z Borussią w Dortmundzie ponad 55 tysięcy. Z polskich meczów przypomina mi się spotkanie Śląska z Lechem w Poznaniu, sezon 2021/22, tam było prawie 30 tysięcy kibiców, skończyło się 4:0 dla Kolejorza - była to nasza pierwsza porażka w tamtym sezonie, w 10. kolejce.
A komplet kibiców, który pojawi się na sobotnim spotkaniu z Legią. Przyjście na Śląsk stało się czymś koniecznym, a może nawet więcej... naturalnym.
Te zakładane obecnie 40 tysięcy kibiców na meczu z Legią to dowód na to, że dobrze wykonujemy swoją pracę, że realizujemy założenia sprzed sezonu. Cieszymy się, że jest moda na Śląsk, tak w samym Wrocławiu, jak i w regionie. Chcemy, by z każdym meczem było z nami jak najwięcej kibiców. Żeby ta średnia 20 tysięcy kibiców na każdym spotkaniu, którą zakładaliśmy sobie u progu sezonu, była możliwa, stawała się faktem. Dziękujemy kibicom za dotychczasowe wsparcie i doceniamy atmosferę ze spotkań z Lechem, Piastem czy Górnikiem. Ale prosimy o jeszcze więcej. My nie odpuścimy.
Czy zmienia się perspektywa co do celów na ten sezon -- 11 kolejek za Wami, zdobyte 23 punkty na 33 możliwe, seria 8 meczów bez porażki, pozycja lidera, 15 meczów z rzędu ze strzeloną bramką, raptem 10 straconych (to razem z Piastem najlepiej w lidze - red). A ambicje rosną, dość powiedzieć, że w mistrzowskim dla WKS-u sezonie 2011/12, po 11 kolejkach Śląsk miał 22 punkty na koncie. Jakaś rewolucja w podejściu do sezonu się szykuje?
Mamy spokojne głowy, nie odlatujemy pod sufit, patrzymy na to, co jest tu i teraz. Najważniejszy jest najbliższy mecz, na nim się koncentrujemy. Cele mamy ambitne. Mamy 8 meczów bez porażki, mieliśmy też siedem zwycięstw z rzędu. To są wygrane wypracowane przez nas jako drużynę. Nie wybiegamy za daleko w przyszłość. Sprawa jest jasna – tabela najbardziej liczy się w maju, na koniec sezonu. W tym roku mamy jeszcze 8 spotkań do rozegrania, chcemy zdobyć jak najwięcej punktów. Wówczas po rundzie, kiedy będzie trochę więcej spokojnego czasu, zastanowimy się, jakie rozwiązania wprowadzić, by drużyna nadal działała tak dobrze jak do tej pory.
A teraz trochę wątków związanych z Legią. Zdobywał Pan z nią mistrzostwo Polski jako zawodnik i jako trener, w 2016/17 wygrywając we Wrocławiu czterema bramkami - trzy z nich zdobywając w 4 minuty. Reasumując: ścieżkę mistrzowską Pan przeszedł, utrzymał Pan także Śląsk w lidze. Co jest większym wyzwaniem - trenować faworyta rozgrywek, grać powyżej oczekiwań z zespołem nie uznawanym za faworyta czy wyprowadzać zespół z kryzysu? Lepiej gonić czy być gonionym?
Każdą sytuację w karierze trenera trzeba rozpatrywać osobno, każda jest inna, nie ma szablonów. Pamiętajmy, że ja Legię obejmowałem w sytuacji, gdy miała 12 punktów straty do miejsca pucharowego i zajmowała 14. miejsce w tabeli. Tam był duży kryzys. Ale wydostaliśmy się z tego. Stworzyliśmy świetny team, zdobyliśmy mistrzostwo Polski.
A sytuacja w obecnym w Śląsku ma jakieś wspólne mianowniki z tamtymi realiami?
We Wrocławiu jestem w zupełnie innym zespole. Nie zestawiam tego. Legia była i jest takim klubem, w którym niczego nie brakuje, na wszystko można sobie pozwolić, standard pracy i działania jest na bardzo wysokim poziomie. Teraz w Śląsku budujemy właśnie takie stałe standardy i fundamenty działania. Cieszę się tym, co wypracowujemy we Wrocławiu, z przyjętej strategii, ze zbudowanych relacji w drużynie, z tego, kto, za co odpowiada. Na pewno jest to zespół głodny sukcesów, dobry mentalnie – pod względem treningów, pracy, szatni, czucia się dobrze w drużynie, względem siebie nawzajem. Tamta Legia i ten Śląsk, to jednak dwa zupełnie inne przypadki.
Żadnego punktu odniesienia?
Sukcesy w Warszawie to dla mnie kawał świetnej historii, ale jednak historii, bo już nie mam na nią wpływu. Wpływ mam na to, co robimy i możemy zrobić razem we Wrocławiu. Cieszę się, że jestem tutaj, mogę budować Śląsk, mieć takie efekty jak obecnie. Natomiast nie popadamy w żaden hurraoptymizm. Wszystko jest przed nami. Nie żyjemy też finiszem poprzedniego sezonu i walką o utrzymanie w lidze. Bo dziś Śląsk to już zupełnie inna drużyna, inna jakość piłkarska. Powtarzać jednak będę jedno – w sporcie liczy się TU i TERAZ. Nie przeszłość. Teraźniejszość, praca i jej efekt. Z tego jesteś rozliczany, tak cię postrzegają. Tak to działa i tak powinno.
A teraz pytanie o cuda i anegdota o nich.
No to teraz pytanie - jak się odmienia drużynę? Jaki jest sposób dotarcia do głów? Trener często powtarza słowo MENTAL. Kilka miesięcy temu Śląsk był pod kreską, walczył o utrzymanie. Dwa miesiące temu zamykał tabelę. Teraz jest liderem. Głowy trzyma wysoko. Cuda, gusła i czary są potrzebne?Kiedyś Trener Jacek Magiera odwiedził w Częstochowie przyjaciela, Artura Lampę. Przed laty razem grali w piłkę, później Artur Lampa został fizjoterapeutą i rehabilitantem w szpitalu. Pewnego razu nie mógł dać sobie rady z pacjentką, która wracała do niego raz po raz z bolącym kolanem. Skorzystał więc z odwiedzin Jacka Magiery, dał mu kitel lekarski i powiedział pacjentce, że oto profesor specjalnie z Warszawy przyjechał i skonsultuje temat. Razem z Jackiem naświetlili kobiecie kolano zwykłą biurową lampką. Po kilku dniach wdzięczna pacjentka przyniosła dla profesora z Warszawy bombonierkę pełną czekoladek - kolano... przestało boleć. Ot, ręce, które leczą. Cud.anegdota z życia trenera Jacka Magiery
Do każdego człowieka pasuje jednak inny klucz, nie ma jednego uniwersalnego, który pasuje do wszystkich drzwi, czy w tym przypadku głów. Szukamy cierpliwie jak dotrzeć do każdego.
Ta anegdota jest prawdziwa, choć pewne rzeczy doprecyzuję. Rzeczywiście przyjechałem do Artura na kawę, dał mi kitel, żebym swobodnie mógł się poruszać. Tak, zostałem przedstawiony jako specjalista z Warszawy, ale nie badałem tej Pani. Zaproponowałem jednak leczenie lampą, albo jak kto woli Lampą, bo Artur właśnie tak ma na nazwisko. Naświetlaliśmy to kolano zwykłą lampką, może kwadrans, a w międzyczasie rozmawialiśmy, staraliśmy się personalnie dotrzeć do źródeł problemu, do człowieka. I rzeczywiście to kolano przestało boleć, a Pani mogła funkcjonować bez większego problemu.
A piłkarz też człowiek, i też ma mental do zbudowania...
Prawda. Sam byłem piłkarzem i wiem, że z piłkarzami jest podobnie. Psychika jest bardzo ważna. Ale musi ona być poparta regularną, rzetelną pracą w mikrocyklu treningowym. Natomiast sprawa dotarcia do mentalności zawodników rzeczywiście jest dla mnie kluczowa, staram się tu pracować indywidualnie, indywidualnie prowadzić zawodnika. Mimo tego, że piłka nożna to zespołowy sport. Indywidualne podejście, prócz tego spojrzenia na zespół, pozwala wejść piłkarzowi na wyższy poziom – taktyczny, techniczny, motoryczny, świadomości.
To wróćmy jeszcze – mentalnie - do starcia Śląska z Legią. Tak z perspektywy człowieka, który w wieku 17 lat zrobił papiery instruktorskie, przez lata był piłkarzem na wysokim poziomie, który od 29. roku życia para się trenerką. Czy da się do takiego meczu podejść niemal bez układu nerwowego, bez emocji związanych z Legią - klubem, w którym się pracowało i grało długie lata, i osiągało największe sukcesy?
Sentyment mam, to oczywiste, bo w Legii osiągałem największe sukcesy, jakie można. Zdobyłem ponad 25 medali - złotych, srebrnych, brązowych, wygrywałem puchary. Byłem bodajże 6 razy mistrzem Polski, 6 razy wicemistrzem, 7 razy zdobyłem brązowe medale. Zdobyłem 5 albo i 6 Pucharów Polski, Superpuchar Polski, Puchar Ligi. Grałem z tym klubem w europejskich pucharach – Lidze Mistrzów, Lidze Europy. Pomogłem jako trener wychować setki piłkarzy, którzy teraz dobrze radzą sobie w życiu. To ma swoją wagę. Tego się nie zapomni. Więc do Legii mam ogromny sentyment, do kibiców mam ogromny sentyment i myślę, że oni do mnie też. A kluby tworzą ludzie.
Nie zapomnę sezonu – roku 2016, kiedy zostałem trenerem Legii na stulecie klubu. Ten sezon zakończyliśmy mistrzostwem Polski, trzynastym w historii. Z kolei w obecnej Legii pracuje niewiele osób, z którymi pracowałem ja. Natomiast szanuję ten klub i będę go szanował.
Ale emocji po Panu nie widać.
Ja dziś znakomicie odnajduję się w Śląsku. Potrafię odgraniczyć to, co było kiedyś od tego, co dzisiaj. Tak praca w piłce wygląda. To absolutnie możliwe. Otaczam się ludźmi, którymi chcę. Liczy się to, co tu i teraz. Pracujemy. Liczy się to, żeby w meczu z Legią, Śląsk, który prowadzę zdobył trzy punkty.
Moim zdaniem, im więcej mówi się obecnie o Karolu, tym gorzej dla niego. Tworzy się wobec niego historie, schemat oczekiwań, nie widząc go na co dzień na treningu, nie będąc w tym kompetentnym. Bo kolejne opinie budowane są... na podstawie krążących już opinii. A to nie tak powinno być.
Ja zdania o Karolu nie zmieniam. Nie mówię, że to nie jest zawodnik, który w przyszłości może być liderem i Śląska, i reprezentacji Polski. Ma duży potencjał. Wszystko od niego zależy. On ma tego świadomość. Natomiast wymagania na poziomie seniorskim są inne niż na poziomie U-17 czy U-18, jest inna intensywność, specyfika. Ktoś może powiedzieć, że w Hiszpanii czy Portugalii wprowadzają siedemnastolatków na boisko. A czy bierzemy pod uwagę warunki, jakie ich kształtują od młodości, parametry, czynniki. Czy bierzemy pod uwagę, że jeden zawodnik zbudowany jest tak, drugi inaczej, dojrzewa szybciej bądź wolniej, ma więcej witaminy D, inne realia treningu od dziecka w danym kraju, ma predyspozycje do takiej bądź innej gry.
Jak więc wprowadzać młodego zawodnika do seniorskiej piłki?
Jestem spokojny w prowadzeniu Karola. Recepta jest jedna – wrzucaj go na głęboką wodę. I tak się dzieje. Na każdym treningu Karol w takiej głębokiej wodzie walczy o miejsce w składzie. Walczy z Nahuelem, walczy z Ince. Jak będzie rywalizację wygrywał, będzie jeszcze więcej grał. Zasady są jasne dla wszystkich. Nie wyobrażam sobie, że zostawiam na ławce zawodnika lepszego niż ten, który występuje. Każdy w naszym Śląsku wie, że musi być gotów, kiedy drużyna będzie go potrzebować. Karol, tak jak każdy z zespołu, ma pracować, dawać sygnały o gotowości, to jest jego rola. Widzę, że pracuje. Warto też mieć świadomość, że w piłce gramy na wynik. Z tych wyników jesteśmy rozliczani. Liczy się, co podkreślam, tu i teraz.
Mamy więc klarowną sytuacje i jasne zasady...
Ja jestem osobą kompetentną do podejmowania decyzji. Biorę za nie odpowiedzialność. Każdy, kto mnie zna, wie doskonale, że jeżeli Karol wypracuje sobie miejsce w pierwszym składzie, będzie w nim grał. To jasne. Nie zdecyduje o tym jego wiek, czy opinia publiczna, tylko efekty jego pracy. Tak jak w przypadku każdego w drużynie. Działamy jako jeden zespół.
Patrzymy na to, gdzie jesteśmy obecnie, skupiamy się nad tym personalnie, co mamy do zrobienia na boisku. Już rozglądamy się jak można wzmocnić zespół. Analizujemy, kto mógłby do nas ewentualnie dołączyć. W grudniu siądziemy do konkretnych rozmów. Choć okienko zimowe pod względem transferów jest rzeczywiście trudne.
Przede wszystkim jednak chcemy utrzymać trzon drużyny, jak najmocniej się da. Zatrzymać piłkarzy, którzy dają jakość. Pamiętajmy, że jesteśmy obecnie liderami. Ta grupa piłkarzy bardzo dobrze ze sobą funkcjonuje, dobrze się rozumie, ma dobrą aurę, klimat, a to podstawa działania. Rewolucji nie przewidujemy, bo takie działanie może zepsuć nam to, co do tej pory zbudowaliśmy. Dziś jesteśmy w miejscu, o którym mało, kto marzył. Apetyty są rozbudzone. Ale ja ze spokojem chcę, żebyśmy robili swoje. W piłce trzeba być odważnym, pazernym, ale i logicznie wskazywać miejsce, w którym jesteśmy. Patrzeć na wszystko chłodno.
Dyrektor sportowy Śląska, David Balda, mówił mi w wywiadzie na początku października, że Śląsk docelowo ma grać inaczej. Także pod kątem transportowania i rozdzielania piłki w środku pola. Zacytuję:
Dziś jesteśmy konsekwentni w defensywie, cierpliwi. Świadomie w różnych fazach meczu oddajemy piłkę rywalom. Kontrujemy. Ale będziemy grać coraz lepiej i pojawią się mecze, w których będziemy musieli więcej tworzyć, być aktywni z piłką, jeszcze intensywniejsi niż teraz i takie opcje też chcemy dać w składzie. Dać więcej możliwości do wysokiego pressingu i szybkiego tworzenia sytuacji na połowie przeciwnika. Tak jak to na przykład robi RB Lipsk. Z zachowaniem proporcji - do takiego stylu grania, sposobu budowania gry, dążymy.David Balda, dyrektor sportowy Śląska Wrocław
I teraz pytanie, czy ta koncepcja zacznie być realizowana już w zimowym okienku, czy to koncepcja na najbliższe lata. Jak to wygląda z perspektywy Trenera?
Aaaa, no tak... (trener się uśmiecha - red.), David żyje w świecie idealnym dla dyrektora sportowego, bo żeby stworzyć personalnie tak grającą drużynę, to koniec końców, potrzeba nam grubych milionów euro. Jeżeli jest w stanie te miliony euro znaleźć, to wchodzę w to, nie ma problemu. Niech szuka takiej kasy. Ja za Davida i jego pracę trzymam kciuki. To oczywiste. Chciałbym sprowadzać tylko piłkarzy za duże miliony euro, a nie takich, których trzeba odbudować piłkarsko czy takich będących wolnymi zawodnikami. Na dziś żyjemy i działamy jednak w określonych realiach.