wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

25°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 11:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Moja wina, wielka wina – mam sikora od Putina

Wczoraj, wespół z narodem, obchodziłem Światowy Dzień Życzliwości.

Silnie zaś, na ulicy Ruskiej, gdzie wspólnie z trotuarowym jazzbandem wyłem standardy nie tylko Gershwina. Ten szczery dzień i ulica Ruska skłoniły mnie do publicznego ujawnienia dotąd wstydliwie kamuflowanej tajemnicy. Otóż podobnie jak pozbawiony już posady, krajowy minister od dróg i komunikacji – Sławomir Nowak – na zegarki leciałem jak na kobiety. Z tym że ja leciałem na ruskie. Ruskie zegarki. Ale od początku.

 

 Doprawdy niewielka część kolekcji mojej wielkiej panoramy ruskich wyłącznie nakręcanych ukamienowanych zegarków

 

Przed laty, gdy publicznie przedstawiano jakiegoś ministra, myślałem: to jest dopiero człowiek zafrasowany – wyłącznie sprawami mojej ojczyzny, losem jej obywateli. Dzisiaj, kiedy u władzy są (od wczoraj) nowi ministrowie oraz dalsi lub bliżsi znajomi (Stanisław Huskowski, Jacek Protasiewicz, Bogdan Zdrojewski, Grzegorz Schetyna i inni), wiem, że naprawdę jest jak w słynnej powieści, w Paryżu mieszkającego Milana Kundery, o tytule „Życie jest gdzie indziej”. Jest zupełnie gdzie indziej.

      Mój osobisty NUMEROWANY zegarek pozyskany z kancelarii ruskiego cara – prezydenta Władymira Władymirowicza Putina. Wstyd pali twarz...  

Trochę nawet upadłego kolegę Nowaka rozumiem. Gdy byłem w jego wieku, czyli jakieś dwadzieścia lat temu, też ulegałem słabościom posiadania licznych czasomierzy. Dobre, markowe, skórzane zewsząd buty oraz nakręcane wielokamieniowe zegarki – zajmowały dużą część mojej wyobraźni. To były pożądane sikory o gorących nazwach: Poljot, Wostok, Pobieda, Mołnia, Zaria, Slava, Rodina, Raketa i inne. Miałem – niestety – w życiu taką fazę, że zegarki kupowałem co kilka dni! Jak Boga kocham. Było to w latach 90., w czasach rozrostu w Polandii ruskich targowisk. Mieszkałem wówczas przy ulicy Dubois. A redakcję miałem na Podwalu. Zatem codziennie przechodziłem do pracy przez plac Wolności, na którym rozsiadł się największy w mieście ruski targ. Kusił każdego dnia. Więc słabłem i kupowałem.

 

 Awers prezydenckiego zegarka, który – o mało co – nie złamał mi życia

W szczególności zaś komandirskie, nakręcane zegarki, sprzedawcy mówili, że chodzą jak szwajcarskie. A nawet, że znacznie szybciej! Jak to radzieckie!

Ale też – nagradzając sobie skromne, by nie powiedzieć biedne, dzieciństwo – nabywałem na tym ruskim targu elektryczne latarki, strzelby wiatrówki, fotograficzne aparaty Zenith, Zorka, Fed, fińskie noże w skórzanych etui, bardzo dobre wojskowe lornetki. Wówczas czułem się jak Old Shatterhand, uczestnik powieści Karola Maya: „Winnetou”. Co w dzieciństwie nie było mi dane. Na tym wielobranżowym targu kupiłem za przysłowiową złotówkę łyżkę do butów, za dychę komplet ceramicznych talerzy. A najgrubszym zakupem, nabytkiem – uwaga – było nowiutkie, nieśmigane terenowe auto Niva (w słomkowym kolorze). Za które zapłaciłem – uwaga ujawniam – trzy tysiące papierkowych dolarów! To była dopiero transakcja!

 

Władymir Władymirowicz Putin, nieoczekiwany wspólnik byłego ministra Nowaka – w słynnej aferze zegarkowej

A – by ciekawość czytelników zaspokoić do końca – za zegarki, pełne rubinowych kamieni, płaciłem średnio 30 złotych. 30 marnych złociszy za wzorzec upływającego czasu. Nabyłem ich w przybliżeniu sto (!), zatem wywaliłem około 3 tysięcy złotych gotówką. A teraz będzie najlepsze. Wszystkie – w nienaganny sposób – chodzą do dzisiaj. Od czasu do czasu wszystkie je nakręcam. A ostatnio – pomimo że już dobrych kilka lat chodzę bez zegarka – znów na chwilę odżyła we mnie nuta zegarkowego zbieracza. Oto właśnie ujawniam wstydliwą tajemnicę, mój patriotyczny upadek! Gdzieś rok temu nabyłem mianowicie – wstyd pali mnie do dzisiaj – wytworny czasomierz darowywany, za zasługi, współpracownikom kancelarii prezydenta W.W. Putina. To była moja osobista zdrada naszej ojczyzny – za co sążniście przepraszam. Aby upokorzyć się do spodu, dodam jeszcze, że lubię śmierdzące francuskie sery i młode, rozbijane o skały, ośmiornice z grilla, że o kalifornijskim białym Chardonnay Sauvignon nie wspomnę.

Syfilistyk Wołodia Lenin, twórca wszelkiego zła, w błyszczącym chromowanym kapitalistycznym wydaniu – wewnątrz ukryty wieczny czasomierz

 

A więc – jako były kolekcjoner (nie było jeszcze smartfonów, tabletów, laptopów) – trochę rozumiem Sławomira Nowaka. Nie czepiam się także – jak to czynią surowi recenzenci – jego gogusiowatego wyglądu. Wizerunku gładko wyszczekanego faceta, picusia glancusia dosmażanego w solarium, osobnika w modnie kusej marynareczce, gościa z wyżelowaną śmieszną fryzurą, mieszkańca portalu Pudelek. Jednak zniesmacza mnie i Nowaka w moich oczach degraduje prymityw jego tłumaczeń. W świecie tubylczej polityki każdy ćwok złapany na pijaństwie, bójce, przekrętach, nieobyczajnych czynach – ściąga brwi i mówi, że to sprawa polityczna, że to zemsta jego politycznych przeciwników.

 

To z tymi ludźmi nosiłem na własnym przegubie zegarki o nazwie Poljot, Wostok, Pobieda, Mołnia, Zaria, Slavas, Rodina, Raketa. Co za wstyd!

Podobnie jest z byłym dziennikarzem – Nowakiem. On nie bierze darowizn od biznesmanów. On zamienia się highlifeowymi zegarkami na poszczególne dni tygodnia. Rodzina – jak to najczęściej bywa – nie kupuje mu, na urodziny zegarka. Daje pieniądze, które on przekazuje kumplowi, Piotrowi Wawrzynowiczowi, by ten wybrał właściwy. Wawrzynowicz to były wiceskarbnik Platformy Obywatelskiej, asystent, prawą ręka odpowiadającego za finanse partii Mirosława Drzewieckiego (tego od afery hazardowej). Piotr W. jest obecnie doradcą zarządu Polkomtela, a także dobrym kolegą członków zarządu Cam Media i samego ministra. Fajny z niego herbatnik. W dodatku, ten zegarek fizycznie dostaje prawie dwa lata po 35. urodzinach, na które celowany był zegarkowy zakup. Takie głupoty.

 

Zegarek noszony przez Baracka Obamę, który ślepo – posłuszni – masowo kupują coraz bardziej społecznie podzielonego USA

Gdy zaś warszawska prokuratura nakazuje, aby oddał swoje zegarki do depozytu – jeden z nich, osobiście przyniesiony przez Nowaka, okazuje się nędzną podróbą, badziewiem wartym 600 PLN. To jest największa kiszka. Albo zasłona dymna większej afery (według Forbsa miliardy złotych wyparowały z okolic budowanych dróg). Jeśli Człowiek z Asfaltu, zawiadujący w swojej pracy miliardami społecznych pieniędzy, nie potrafił rozpoznać fałszywki od zegarkowego oryginału – to albo zwyczajnie rżnie głupa, albo nigdy nie powinien być ministrem.

Zresztą jego resort już zdążyli wczoraj zlikwidować.

A zegarki – Nowaka i moje – chodzą dalej.

Zdzisław Smektała – obecnie miłośnik zegarków à la Obama

[email protected]                          

zdjęcia z archiwum autora

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama