wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

4°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 20:18

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Wrogowie i sojusznicy Witkacego

Nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazał się właśnie pierwszy tom „Listów” Stanisława Ignacego Witkiewicza, nad którym opiekę merytoryczną sprawował wybitny witkacolog, profesor Janusz Degler. W pierwszej części specjalnej rozmowy opowiada o tym, kto był przyjacielem, a kto wrogiem artysty z Zakopanego i dlaczego ów namalował Annę Iwaszkiewiczową jako wampirzycę z wystającymi ząbkami.

Reklama

To wydanie „Listów” będzie miało swoją wrocławską premierę podczas 22. Wrocławskich Targów Dobrych Książek. Spotkanie z profesorem Januszem Deglerem oraz Tomaszem Pawlakiem, który opracował i opatrzył przypisami pierwszy tom korespondencji Witkacego. Początek o godzinie 18.00 w Sali Teatru Laboratorium (Przejście Żelaźnicze). Listy przeczyta aktor Maciej Tomaszewski.     

Magdalena Talik: Leży przede mną dopiero wydany, obszerny I tom „Listów” Stanisława Ignacego Witkiewicza opracowany przez Tomasza Pawlaka pod opieką merytoryczną Pana Profesora. Jego podtytuł brzmi „Do rodziny, przyjaciół, znajomych i tzw. wrogów”. Dlaczego „tak zwanych wrogów”?

Profesor Janusz Degler: To określenie nieco żartobliwe, ale wiadomo, że łatwo było mu się narazić i nawet bliski przyjaciel mógł stać się „wszawym” wrogiem. Sporządzał tzw. listę hierarchiczną swoich przyjaciół umieszczając nazwiska według kryterium największego zaufania. Kiedy poczuł się urażony zachowaniem osoby z tej listy, a był niesłychanie wrażliwy, jeżeli chodzi o relacje z innymi ludźmi, owa osoba otrzymywała oficjalne pismo informujące, że zostaje przesunięta np. z pierwszego miejsca na ostatnie i że łączą się z tym określone konsekwencje, a nawet kary.

Były dotkliwe?

Niektóre zabawne, jak w wypadku Henryka Worcella, którego szef gabinetu Mistrza (tj. Witkacego) powiadamiał, że został skazany „na dożywotnie niemówienie i niepisanie” z zachowaniem jednak pozorów towarzyskich: „witania się, żegnania się, kłaniania z bliska i z daleka, nawet zdawkowy uśmiech przy takowych”. Oczywiście, żarty się kończyły, gdy przyjaciel nadużył zaufania lub okazał się nielojalny. Tak było z filozofem Janem Leszczyńskim. Przyczyną konfliktu stała się jego późniejsza żona Janina Turowska, w której Witkacy się kochał i nawet miał wobec niej plany matrymonialne. Tymczasem Leszczyński i Turowska w tajemnicy przed nim wzięli ślub. Witkacy poczuł się tak bardzo urażony, że zerwał z nimi stosunki na kilka lat. W końcu się pogodzili, Witkacy odwiedzał ich w Tarnowcu, a z Leszczyńskim wymieniał długie listy filozoficzne, które zamierzali wydać w książce.

Kto według Witkacego  był jego definitywnym wrogiem?

Krytyk literacki i teatralny Emil Breiter należący do grona cyganerii krakowskiej, którego Witkacy poznał podczas studiów w Akademii Sztuk Pięknych w latach 1906-1911. Znajomość została ponownie nawiązana po powrocie Witkacego do kraju w lipcu 1918 roku. Przywiózł duży bagaż doświadczeń życiowych i artystycznych oraz napisaną w Rosji książkę o nowoczesnym malarstwie i traktat filozoficzny. Od razu rozpoczął intensywną twórczość literacką i teoretyczną. W ciągu niespełna dwóch lat pisze 20 dramatów, jednocześnie szuka miejsca, gdzie mógłby przedstawić swoje idee i koncepcje. Ukazuje się wówczas tylko jedno czasopismo literackie –  „Skamander”, którego członkiem redakcji jest Emil Breiter. Witkacy pisze do niego i posyła mu kilka tekstów, ale drukiem ukazują się tylko „Wstęp do teorii Czystej Formy w teatrze” i „Bliższe wyjaśnienia w kwestii Czystej Formy na scenie”. Skamandryci założyli też teatr eksperymentalny „Elsynor”, w którym 29 grudnia 1921 odbyła się prapremiera sztuki Witkacego pod tytułem „Pragmatyści”. Utwór został źle przyjęty, większość recenzji była negatywna, na autora spadła lawina zarzutów i kpin. Do ataku  dołączyli się skamandryci, m.in. Emil Breiter. Oburzony tą nielojalnością Witkacy pisze odpowiedź na jego recenzję, ale „Skamander” jej nie publikuje, co  oznacza bezwarunkowe zerwanie przyjaźni, które trwało już do końca. Breiter naraził się kilka lat potem, kiedy opublikował  krytyczną recenzję „Pożegnania jesieni” nazywając je „pseudopowieścią”.

A najwyższe miejsce na liście przyjaciół zajmował(a)…?

Często następowały tu zmiany. Przez kilka lat najlepszym przyjacielem był Tadeusz Boy-Żeleński, który jako pierwszy docenił twórczość Witkacego i pomógł wprowadzić jego sztuki na scenę Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Boy wiedział, że żona jest kochanką Witkacego, ale nie miało to żadnego wpływu na ich przyjaźń. Poróżnili się po roku 1930, bo Witkacy miał mu za złe, że zamiast starać się o podniesienie poziomu życia intelektualnego w Polsce, zajął się sprawami świadomego macierzyństwa i przerywania ciąży. Ich obfita korespondencja oraz wielka kolekcja portretów Witkacego spłonęły w mieszkaniu Żeleńskich podczas Powstania Warszawskiego. Do zaufanych przyjaciół należał Leon Reynel, mąż jego kuzynki, którego poznał w Rosji i skąd razem wrócili do kraju. Reynel szybko się wzbogacił i często wspomagał finansowo Witkacego, który wkrótce po ślubie z Jadwigą Unrużanką, powierzył mu dyskretne zadanie, aby ją śledził, gdy przyjeżdżała do Warszawy. Podejrzewał bowiem, że go zdradza, a był bardzo zazdrosny. W jednym z listów prosi Reynela, aby sprawdził, jaki bilet miała wykupiony Jadwiga i czy przypadkiem do tego samego pociągu nie wsiadł dyplomata Jerzy hrabia Potocki, a na koniec upewnia się: „Czy byłeś do  s a m e g o  odejścia pociągu?”. Trochę przypomina to słynną scenę w pociągu z „Lalki” Prusa, gdy Wokulski przypadkiem zobaczył, jak Starski zaleca się do Izabeli. Nie wiemy, co spowodowało, że w 1929 roku korespondencja się raptownie urwała i  Reynel stał się jednym z najgorszych wrogów. Być może odmówił kolejnej pożyczki lub zażądał jej zwrotu, choć Witkacy starał się wyrównywać swe rachunki, wykonując serie portretów przyjaciela.

Brakuje nam wielu listów, które bezpowrotnie zaginęły, choćby do Leona Chwistka, przyjaciela z lat młodości, którego Witkacy uważał za swego największego przeciwnika na polu teorii sztuki i zażarcie z nim polemizował. Ich korespondencja na pewno była fascynująca, ale zachował się tylko jeden list Chwistka.  Wielkim wrogiem był Karol Irzykowski, który polemice z teorią Czystej Formy Witkacego poświęcił książkę „Walka o treść”.

Mamy natomiast listy Witkacego do Jarosława Iwaszkiewicza. Dość pogodne w tonie, choć sam Iwaszkiewicz  pisał potem, że z Witkiewiczem łączyły go stosunki „długotrwałe, zawsze jednak bardzo zimne i obojętne”. Skąd taki ton?

Wynurzenia Iwaszkiewicza świadczą, że się czuł przy Witkacym skrępowany lub nawet  zdeprymowany. Przede wszystkim z powodu braku wykształcenia filozoficznego, które Witkacy uważał za niezbędny warunek istotnej twórczości.  Stosunki miedzy nimi pozostały oziębłe, ale nigdy nie doszło do spektakularnego zerwania.

Witkacy wziął chyba odwet malując portret małżeństwa Iwaszkiewiczów, na którym Anna Iwaszkiewiczowa ma wystające ząbki. To była celowa złośliwość?

Ten portret ma niezwykłą historię. Witkacy namalował Annę jako wampirzycę, stąd te dwa wysunięte zęby, ale otwarcie przyznał, że to jest jego wizja (na portrecie dopisał słowa „Wie ich es sehe”- tak, jak ich widzę) i napisał do Iwaszkiewicza: „na razie proszę o trzymanie tego w ukryciu”.  Kiedy w 1969 roku przygotowywaliśmy numer „Pamiętnika Teatralnego” z okazji rocznicy śmierci Witkacego, Jerzy Timoszewicz wraz z fotografem pojechali do Stawiska, gdzie Iwaszkiewicz udostępnił im szkice dekoracji, jakie Witkacy wykonał do „Pragmatystów” i „Nowego Wyzwolenia”. W pewnej chwili zza szafy wyjął ów podwójny portret z 1922 roku. Wykonane zostało jego zdjęcie, które ukazało się w „Pamiętniku”. Obraz wzbudził wielkie zainteresowanie i właściciele oddali go do konserwacji. Gdy zobaczyłem go potem na wystawie prac Witkacego w Krakowie, przeżyłem szok. Anna Iwaszkiewiczowa miała pięknie namalowane wydatne usta.

Ani śladu zębów?

Niestety… Trudno w to uwierzyć, ale prawdopodobnie na jej życzenie albo obojga małżonków konserwator zamalował zęby. Odtąd portret wisiał w Stawisku i był ozdobą kolekcji. W roku 2005 został skradziony, sześć lat później policja odnalazła go w piwnicy bloku w Łodzi obok worków z marihuaną. Oczywiście, o tym, aby można było przywrócić oryginalny wygląd ust nie ma już mowy. Dlatego zamieściliśmy w tomie reprodukcję oryginału, bo wtedy zrozumiały staje się dopisek Witkacego do listu („to tak straszne artystyczne świństwo, że powieszone w salonie bez żadnych moich istotnych rzeczy może robić fatalne wrażenie.”)

Sporo miejsca zajmują w tym tomie listy do Bronisława Malinowskiego. Ich przyjaźń ewoluowała od wielkiej zażyłości do ochłodzenia stosunków po słynnej wyprawie do tropików w 1914 roku. Jaką pozycję zajmował w witkacowskiej hierarchii Malinowski?

 Był jego przyjacielem od wczesnej młodości, jednym z trzech muszkieterów (trzeci to Leon Chwistek). Wychowywali się wspólnie w Zakopanem, ale to Bronio był chyba największym jego przyjacielem. Kiedy w lutym 1914 roku narzeczona Witkacego Jadwiga Janczewska popełniła samobójstwo, on również chciał odebrać sobie życie. Malinowski pospieszył mu wtedy z pomocą, proponując udział w charakterze rysownika i fotografa w swej pierwszej wyprawie do tropików. Podczas podróży po Australii dotarła do nich wiadomość o wybuchu wojny w Europie. Witkacy postanowił wrócić. Uznał, że w tej sytuacji fotografowanie tubylców i „malowanie pejzażyków na Nowej Gwinei” nie jest właściwym zajęciem. Zamierzał wziąć udział w walkach na froncie i zginąć, aby w ten sposób odkupić swą domniemaną winę za samobójstwo narzeczonej. Natomiast Malinowski zdecydował się kontynuować wyprawę na Wyspy Trobrianda, która stała się początkiem jego wielkiej międzynarodowej kariery naukowej. Przyjaciele poróżnili się i Witkacy 5 września 1914 odpłynął do Europy. Malinowski  boleśnie przeżył to rozstanie. Zapisał w swoim „Dzienniku” znamienne słowa: „Finis amicitiae [koniec przyjaźni].Zakopane bez Stasia! Nietzsche zrywający z Wagnerem”. Tym porównaniem dobrze oddał znaczenie, jakie miała dla niego  przyjaźń z Witkacym. Rozstanie nie było jednak jej zerwaniem, o czym świadczy fakt, że wkrótce po tym, jak Witkacy dotarł do krewnych w Petersburgu, napisał do Bronia duży list, w którym opisał ówczesną sytuację i przedstawił swoje plany życiowe. Potem pisywał do niego sporadycznie. W 1922 roku prosił o radę, którą z kandydatek na żonę wybrać. „Co sądzisz (ty i Pani Elsie) o tym, żebym się ożenił z młodą Żydówką, dziewiętnastoletnią damą strasznie inteligentną i bogatą?” Nie wiemy, co odpowiedział Malinowski, bo jego listy się nie zachowały.

W lipcu 1930 roku Malinowski przyjechał do Zakopanego, ale przyjaciołom trudno było się porozumieć, bo – jak Witkacy pisał do żony – „Malinower jest dziwnawy i anglykowaty do kości”. Niemniej nigdy nie stał się on „wrogiem”, a Witkacy otwarcie przyznawał, jak dużo mu zawdzięcza.

Druga część rozmowy z profesorem Januszem Deglerem w piątek, 6 grudnia.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl