wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

15°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 16:50

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Przydatne informacje
  4. Celebryci we Wrocławiu
  5. Miłości kraty niestraszne

„Kleczki”, dawniej „Klęczki” (i to chyba adekwatniejsza ksywa dla tego miejsca), czyli Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu, jeden z największy pod względem „pojemności” w Polsce, niejedno widziały, i niejedno słyszały. W tym rodzące się mimo solidnych krat i grubych murów głębokie uczucia. Na początku „czyste i niewinne”, bo non consumatum ze względów oczywistych się wyróżniające…

Świadkowie mimo woli

Nie mniej bogaci w doświadczenia, nazwijmy je wizualno-słuchowe, są mieszkańcy najbliżej sąsiadujących z więziennymi murami i zabudowaniami ulic: Reymonta, Kleczkowskiej, Struga i Kraszewskiego. Zwłaszcza teraz, w letniej porze, stają się mimowolnymi świadkami wymiany myśli (okraszonych nierzadko łaciną z najwyższej kuchennej półki) pomiędzy lokatorami (tzn. osadzonymi) ZK nr 1 a odwiedzającymi ich „poza protokołem”, czyli nie w czasie obowiązujących w więzieniu godzinach widzeń. Koledzy „z wojska” i dawni towarzysze „spod celi” – żeby zapytać, jak „się garuje”, byli i obecni współpracownicy (w robocie – i legalnej, i ściganej prawem) – w celu konsultacji, co zrobić z rozpoczętym biznesem i np. niesolidnym płatnikiem; bracia, siostry, ojcowie, matki, żony, kochanki, narzeczone, dzieci, kuzyni bliżsi i dalsi, zatroskani losem krewnego, przebywającego czasowo na przymusowych wczasach – żeby wyrazić swój ból, a także donieść o najświeższych rodzinnych wydarzeniach: zjawiają się o różnych porach dnia i nocy pod kleczkowskim murem, by złapać „gadkę” ze swoimi. Nieraz musi to trochę potrwać, zanim kontakt (w większości jednak głosowy), zostanie nawiązany, często o amplitudzie dźwięku, że drżyjcie mury Jerycha!

– Nie tak dawno wyrwał nas ze snu tak przeraźliwy wrzask, jakby cały dom w ogniu stanął. Mąż wybiegł na balkon, ale po chwili wrócił do łóżka i tylko poduszkę naciągnął na głowę. „Co? – pytam. „Ranny łoś” – odpowiada. „I do tego napity”. Wiedziałam już, że nie uda się nam szybko znowu zasnąć, zanim „łoś” nie skończy „powinszowań” dla kolegi zza muru – opowiada pani Grażyna, mieszkanka ul. Andrzeja Struga.

Penelopy i Messaliny

Najczęściej są bardzo młode, ale nie widać, by coś takiego, jak poczucie wstydu, było im pojęciem znanym. Potrafią bez żenady głośno wyznać ukochanemu zza muru dozgonną miłość, powiedzieć, co mu „zrobią i dadzą”, gdy już skończy się odsiadka, i przestrzec nawet przed myślami o zdradzie, bo ich „zemsta będzie bardzo bolała”. To prawdziwe Penelopy – wierne, doglądające domowego ogniska, a nieraz i biznesu, swoiste łączniki z wolnością, dzięki którym ich facet może spać na pryczy „snem sprawiedliwego”.

– Uszy więdną, jak te dziewczyny nieraz się wyrażają! – Jacek nie jest „staruszkiem”, ale 20-latkiem, wiernym kibicem Śląska (więc mowa nieparlamentarna mu nie obca), a jest co najmniej zdegustowany. Mieszka przy Kleczkowskiej. Kiedyś z kolegą próbował głośno skomentować zachowanie trzech dziewczyn, które przyszły do chłopaków na „Kleczki”. – Jeszcze chwila, a by nam przyłożyły. W każdym razie zostaliśmy obrzuceni takim błotem, że szkoda gadać. No i „obietnicą”, że pokażą nas, komu trzeba – mówi Jacek. – Dzisiaj to nawet, wracając do domu wieczorem, oglądam się za siebie – uśmiecha się, ale tak jakoś krzywo…

Messaliny też się trafiają. To te panie, które przychodzą wykrzyczeć, gdzie mają swojego dotychczasowego lubego, który co prawda był ostatnio „na warunku”, ale się nie sprawdził. I że nie będą dłużej czekały na koniec „garowania”. Dlatego: „ty p… [zadziwiający jest skądinąd ten trend nazywania osobników płci męskiej nazwą kobiecego organu! - red.], nie pisz już do mnie więcej i nigdy się u mnie nie pokazuj, bo ci chłopaki wyje.., ty brudny ku…”. Cytaty można mnożyć i historie miłosne spisywać, że hej…

Kochasz mnie? Kocham cię!

Anitce do pełnoletności pozostało co nieco, ale serce na miłość – choćby jeszcze przez kilka lat ustami ukochanego nieprzypieczętowaną – ma szeroko otwarte. Jej uczucie do pana (sądząc po głosie) w wieku co najmniej chrystusowym, twarz swą czasami ukazującego w oknie celi, której jest czasowo na „Kleczkach” rezydentem, rozkwitło nagle mocą tak wielką, jak kasztanowce przy Kraszewskiego, zżerane od lat przez szrotówkę kasztanowcowiaczka.

Dziewczę było najpierw nieczułe na zaczepki, jakie padały w jej kierunku. Ale z czasem, nieźle operująca nastoletnią gwarą, nie pozostawała dłużna „frajerowi”. I tak od słowa do słowa, od przypadkowego „spotkania” na osobności albo w szerszym gronie widzów i słuchaczy zza obu stron muru – nawiązywała się nic sympatii, z której uprzędło się całkiem solidne uczucie. Wyznanie miłości niesie się dzisiaj po kleczkowskiej okolicy co najmniej dwa razy dziennie. Ostatnie „Kocham cię” i „Ja też cię kocham” rozbrzmiewa tak około 21.00, gdy w ZK nr 1 sposobią się do ciszy nocnej.

Są dni, gdy „kochankowie” niewiele mówią. „Co tam?” – słychać zza muru. „Nic. Brzuch mnie boli” – dobiega z ulicy”. „To idź się połóż” – dobra rada nie zawada. „Idę”. „No to idź”.

Anitka ma zadatki na Penelopę. Nawet lekcje odrabia na ulicznym murku, tak by mieć na widoku okno wybranka, i ryknąć, jeśli trzeba: „Weź, mnie, ku…, nie denerwuj!”.  

Małgorzata Wieliczko

fot. MaWi

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl