wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

6°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 05:30

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Mock zupełnie nieteatralny

Zdecydowanie wolę czytać książkę Marka Krajewskiego niż oglądać ją w teatrze. Próba przeniesienia powieści „Koniec świata w Breslau” na scenę Wrocławskiego Teatru Współczesnego przez Krzysztofa Kopkę i Agnieszkę Olsten kompletnie się nie powiodła.

Reklama

Literacki pierwowzór jest mroczny, Krajewski oddaje w nim atmosferę niepewności, strachu przed nieznanym – we Wrocławiu grasuje seryjny morderca, małżeństwo radcy kryminalnego Eberharda Mocka chwieje się w posadach, gdzieś na horyzoncie majaczy nienazwany jeszcze lęk i napięcie, które przyniosą brunatne rządy Hitlera. Jest rok 1927. Swoją premierę ma „Metropolis” Fritza Langa – film, będący wizją nowoczesnego świata, którym inspirował się Adolf Hitler, pisząc „Mein Kampf”. Mock przemierza mroczne zaułki Breslau, zagląda do spelunek i burdeli. Trop wiedzie go do salonu księcia Aleksieja von Orloffa – sekciarza, zapowiadającego rychły koniec świata. W sekcie udziela się jego żona Sophie. O dwadzieścia lat młodsza arystokratka jest nieszczęśliwa w małżeństwie z Mockiem, szuka więc przygód i przelotnych romansów. Mock staje się zazdrosny i brutalny. Niewiele różni się od przestępców, których ściga. Zamiast tropić tzw. mordercę z kalendarza, ugania się za żoną, wykorzystując swoje policyjne znajomości. Morderca zaś kontynuuje swoje dzieło. O tym mniej więcej traktuje kryminał Krajewskiego.

Lepiej czytać, niż oglądać

Fragmentaryczność scenicznej narracji nie pozwoli widzom zanurzyć się w tę historię. Autorzy adaptacji skupiają się przede wszystkim na problemach łóżkowych pary Mock (Konrad Imiela) i Sophie (Pola Błasik, studentka PWST). W powieści Krajewski wykorzystuje ten wątek, by ukazać brutalną część osobowości Mocka. Pisarz sugeruje, że jego bohater jest tak samo zainfekowany złem, jak całe Breslau, nie chroni go przed nim policyjny mundur. Z tego zła wyrośnie nazizm i obudzą się demony wojny.

W inscenizacji Agnieszki Olsten mamy żałosnego, zapijaczonego impotenta, który paraduje w wielkich majtasach i w skarpetkach na podwiązkach. I mimo usilnych starań Konrada Imieli jego Mock budzi raczej politowanie niż niepokój. Obok niego wygina się bardzo zgrabna Pola Błasik. Gra pijaną lub naćpaną Sophie, ale próżno w niej szukać tragicznych rysów zaniedbywanej żony.

Sceny seksu, choć żaden aktor nie świeci nagim tyłkiem na scenie, przekroczyły w tej inscenizacji granicę dobrego smaku. Przerysowane, niepotrzebnie dosłowne, przywodzą na myśl jakieś nieudane widowisko dla erotomanów. Gdzieś w tle tego wszystkiego Mock i jego współpracownik Kurt Smolorz (Tomasz Orpiński) prowadzą śledztwo. Widz, który nie przeczytał powieści, może mieć wątpliwości, czy rzeczywiście ogląda adaptację powieści kryminalnej.

Breslau tylko z nazwy

Jednym z głównych bohaterów kryminałów Krajewskiego jest miasto. Dawne Breslau na kartach jego powieści ożywa, prowadzi bohatera z dzielnicy do dzielnicy, ulicami, placami, odkrywa swoje tajemnice, pokazuje to, co piękne, i to co odrażające. Liszaje na ścianach kamienic, wilgoć suteren i zasikane zaułki, czynszowe kamienice, brudne dorożki na ulicach, spelunki z wódką – takie jest Breslau Mocka. Nie wiem, jak pokazać miasto na scenie, nie wiedzieli też tego twórcy adaptacji, ale zdecydowanie brakuje tej atmosfery i klimatu. Powyginany z metalu napis „Breslau”, w pierwszej części spektaklu wiszący nad sceną, a w drugiej stojący na pierwszym planie, tego nie odda. Brakuje posępnego i mrocznego miasta, które dławi radcę Mocka, utrudnia mu śledztwo, wiedzie na manowce.

Nie odda tego klimatu scenografia, przypominającą mieszkanie w mieszczańskiej kamienicy, choć trzeba przyznać, że Olaf Brzeski w genialny sposób zaprojektował przestrzeń, która w jednej chwili z eleganckiego mieszkania zmienia się w dom publiczny czy zarośnięte dżunglą traw wybrzeże Odry.

Policja wkracza do akcji

Niespodziewanie w drugiej części spektaklu akcja przyspiesza. Mock bierze się do roboty, ale to nie znaczy, że będziemy obserwować policję przy pracy. O kolejnych zbrodniach donosi Heinrich Muhlhaus, dyrektor kryminalny i szef Mocka (Jerzy Senator). Chroni Mocka, ale wymaga od niego postępów w śledztwie. Mock nie czuje jednak do niego wdzięczności, potrafi go nawet szantażować. Senator świetnie zagrał zrównoważonego, doświadczonego policjanta, który mimo wszystko stara się pozostać uczciwy.

W inscenizacji pojawiają się migawki ze świata artystycznego Breslau – wspaniale śpiewa Justyna Antoniak w roli Inge Ganserich, przez chwilę na scenie widzimy postaci w charakterystycznych, pasiastych kostiumach Oskara Schlemmera, twórcy baletu triadycznego.

Jedyną energetyzująca sceną, na którą trzeba czekać blisko trzy godziny, jest finał. Monotonii przedstawienia nie przerywają próby interakcji z publicznością – wysyłania widzów po kwiaty dla Sophie na plac Solny, wyciągania ludzi na imprezę do domu Mocka. Osoby siedzące w dalszych rzędach nie wiedzą, o co chodzi – nie słychać i nie widać za dobrze tego, co dzieje się na widowni.

Finał, choć głośny, pozostawia jednak mieszane uczucia. Nagle, ze snującej się narracji, wskakujemy w klasyczną policyjną akcję prosto z filmu. Mock i Smolorz w zwolnionym tempie wkraczają na scenę, odbezpieczają broń i strzelają do kopulujących uczestników orgii. Jej uczestnicy wstają i śpiewają wspólną piosenkę. Pojawiają się aktorzy w mundurach z opaskami ze swastyką, a gesty pożegnania zmieniają się w wyciągnięte w hitlerowskim salucie dłonie.

Zdecydowanie wolę jeszcze raz przeczytać książkę Marka Krajewskiego, niż oglądać ją w teatrze. Próba przeniesienia powieści „Koniec świata w Breslau” na scenę Wrocławskiego Teatru Współczesnego przez Krzysztofa Kopkę i Agnieszkę Olsten kompletnie się nie powiodła. Twórcy nie poradzili sobie z wielowątkową wizją pisarza, dla którego kryminał retro jest punktem wyjścia do uniwersalnych rozważań na temat dobra i zła. Podejrzewam jednak, że spektakl będzie hitem – widzów przyciągać będzie nazwisko autora powieści. Z tym że u Krajewskiego przynajmniej wiadomo, kto zabił.

„Koniec świata w Breslau” Marek Krajewski, adaptacja Krzysztof Kopka, Agnieszka Olsten, reżyseria Agnieszka Olsten. Grają: Konrad Imiela, Pola Błasik, Tomasz Orpiński, Jerzy Senator, Przemysław Kozłowski, Justyna Antoniak, Piotr Bondyra, Jolanta Solarz, Beata Rakowska, Michał Szwed, Krzysztof Boczkowski, Maciej Kowalczyk, Tadeusz Ratuszniak, Krzysztof Zych. Premiera 16 maja 2015, Wrocławski Teatr Współczesny. 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl