Kotiki mieszkające we wrocławskim zoo reagują na wołanie po imieniu (chyba że akurat są najedzone i mają to w nosie, bo ucinają sobie poobiednią drzemkę) i potrafią robić mnóstwo ciekawych rzeczy. W odpowiedzi na gesty, słowa i gwizdy opiekunów machają płetwami, porykują, otwierają pysk, kiwają głową „na tak” i „na nie”. Mają naprawdę spory repertuar.
Buziak od kotika
Najbardziej widowiskowe jest… dawanie buziaka: na hasło „kiss” kotik staje na tylnych pletwach i dotyka nosem nosa opiekuna.
Tu nie chodzi o sztuczki. Nasz podopieczny daje nam buziaka i wykonuje inne polecenia, składające się na trening medyczny, a my sprawdzamy, czy nie ma kłopotów z równowagą, czy nic go nie boli. Po kolei dotykamy każdej płetwy, zaglądamy mu w oczy i do gardła, oceniamy stan zębów i skóry. Podczas takich sesji zwierzęta oswajają się z widokiem ludzi i dotykiem, więc nie odczuwają stresu, gdy przychodzi do nich lekarz weterynarii albo trzeba przeprowadzić jakiś zabieg, np. pobrać krew.Dawid Dobrach, opiekun kotików we wrocławskim zoo
Opiekunowie: „Niczego nie robimy na siłę”
Treningi odbywają się 3 razy dziennie, a każda „sesja” trwa od 5 do 15 minut.
– Nie robimy niczego na siłę, nie jesteśmy w cyrku – mówi Dawid. – Nasze kotiki miewają czasem humory, takie ich prawo. Jeśli nie mają ochoty czegoś zrobić, to tego nie robią i tyle. Nie ponoszą żadnych konsekwencji. Bazujemy na budowaniu relacji i wzajemnym zaufaniu. To jak wśród ludzi: na początku wzajemnie się obserwujemy, sprawdzamy, na ile jesteśmy w stanie się do siebie zbliżyć, potem coraz bardziej się zaprzyjaźniamy.
Kotiki ufają opiekunom, a oni im. Choć ludzie nie mogą zapominać o tym, że zwierzęta tego gatunku, zwłaszcza dorosłe samce, są zdecydowanie silniejsze i sprawniejsze od nich.
Piłki, hula hop, a nawet deska surfingowa
Kotiki z Wrocławia mają do dyspozycji wielki basen w Afrykarium, w którym tańczą pod wodą, co można podziwiać przez ogromną szybę.
To jednak nie wszystko, bo na wybiegu zewnętrznym (to część ekspozycji wybrzeża Namibii) mają mnóstwo zabawek, m.in. piłki, hula hop, a nawet deskę surfingową, na którą lubią się wdrapywać i której spodnia strona zdaje się bardzo interesująca. Poza stałym wyposażeniem, pojawiają się też nowości.
Ostatnio największą ekscytację wzbudził dmuchany banan - odbojnik żaglowy, do którego przyczepiliśmy na sznurku ringo. Nasze kotiki ciągnęły go za sobą, wyrywały go sobie, bo oczywiście jeśli jeden z nich zaczyna się czymś bawić, natychmiast chcą tego pozostałe.Dawid Dobrach, opiekun kotików we wrocławskim zoo
Wiele z tych zabawek opiekunowie zmajstrowali sami w myśl zasady zero waste. Np. pływająca biała bojka to plastikowy pojemnik po suplementach. Jest jeszcze jedna, zrobiona z baniaka na kiszoną kapustę.
Te zabawki są dla kotików ważniejsze, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka, bo – podobnie jak trening medyczny – to jedna z form tzw. enrichementu, czyli czegoś, co urozmaica życie i otoczenie zwierząt mieszających w zoo.
Chodzi o to, żeby zwierzęta nie nudziły się i dzięki nowym bodźcom mogły, jak w naturze: eksplorować swoje otoczenie, polować, żerować, trenować mięśnie, rozwijać zmysły etc. Dzięki temu nie wpadają w apatię, są aktywniejsze, zdrowsze, bardziej odporne i chętniejsze do rozrodu. Krótko mówiąc żyje im się lepiej.
Chodzą, biegają, skaczą i nie są fokami!
Trening medyczny kotików można oglądać w zoo codziennie podczas pokazowych karmień o godz. 12:00 i 15:00. Przy okazji warto zwrócić uwagę na to, jak sprawnie te zwierzęta poruszają się na lądzie.
– W przeciwieństwie do fok, które poza wodą są dość niezdarne i przemieszczają się wyłącznie za pomocą mięśni brzucha, kotiki używają wszystkich czterech płetw: potrafią je zginać, opierać na nich ciężar ciała, podrapać się nimi po brzuchu, skakać, a nawet wspinają się na skały... albo nasze kolana – mówi opiekun.
Od fok, kotiki różnią się także widocznymi, choć niewielkimi uszami (te pierwsze mają tylko otwory uszne). Stąd ich druga nazwa: uchatki.
Wszyscy kochają Elmo
Każdy z sześciorga kotików jest inny i ma inny charakter. Nelson to taki dobry wujaszek, Nabi jest szefową, ale Nahla zaczyna jej deptać po piętach. Zuri i Teo są młode i pełne energii i ciekawskie. Wszystkie kotiki kocha się tak samo, ale prawda jest taka, że serca opiekunów najbardziej zawojował najmłodszy – dwulatek Elmo.
– To mój dzieciak, to właśnie z nim złapałem najszybciej kontakt – mówi Mateusz Plotnik, młodszy opiekun.
Wszystkich rozczula – przyznaje Dawid Dobrach. – To taka trochę tchórzliwa kluseczka.