Woffinden przed zawodami w Toruniu miał 25 punktów przewagi nad ubiegłorocznym mistrzem Gregiem Hancockiem. Obaj w fazie zasadniczej nie zachwycili, zdobywając zaledwie 8 punktów. Wrocławskiemu Anglikowi nie dało to nawet awansu do półfinałów i mógł tylko obserwować, co zdziała Amerykanin. Kiedy jednak Hancock dotarł do mety półfinałowego wyścigu jako ostatni, wiadomo juz było, że nie odrobił żadnego punktu do Woffindena i zawodnik Sparty zachował 25-punktową przewagę, co oznacza, że nawet jeśli nie wystartuje w Melbourne, nikt nie może mu już odebrać tytułu mistrza świata.
- Bardzo żałuję, że nie może mnie teraz oglądać mój ojciec, Rob. Trudno porównać dwa zdobyte przeze mnie mistrzostwa. Bardzo ciężko w tym roku pracowałem i to się opłaciło. W ubiegłym sezonie popełniłem kilka błędów, nie zrobiłem tego, co należało. Ostatnie trzy lata pozwoliły mi jednak ugruntować swoją pozycję w czołówce i udowodnić, że będę w niej przez kilka ładnych sezonów. To nie jest komfortowa sytuacja, gdy cieszysz się z mistrzostwa, bo przyjaciel i rywal przyjechał na ostatnim miejscu. W zeszłym roku to Greg był jednak w podobnej sytuacji, ale zapewniłem go, że wrócę silniejszy i tak się stało – cieszył się „Tajski”
Powody do radości może mieć także inny żużlowiec Sparty Maciej Janowski. Popularny „Magic” w Toruniu dotarł do finału, w którym uległ Nickiemu Pedersenowi i Jasonowi Doyle’owi. Po tym turnieju ma jednak aż 16 punktów przewagi nad zajmującym dziewiątą lokatę Duńczykiem Peterem Kildemandem, 18 nad klubowym kolegą Michaelem Jepsenem Jensenem i 19 nad Szwedem Andreasem Jonssonem i tylko jakiś katastrofalny występ mógłby pozbawić go co najmniej ósmego miejsca w tegorocznym cyklu Grand Prix.