Piłkarze i sztab szkoleniowy Śląska po nieszczęśliwym remisie z Górnikiem Zabrze nie porzucili marzeń o zajęciu miejsca gwarantującego udział w europejskich pucharach. Aby jednak móc nadal na to liczyć, musieli w sobotę wygrać z Lechią na Stadionie Miejskim. I cel ten osiągnęli, choć długimi okresami grali tak, że ich kibice po prostu przysypiali na trybunach.
Nieskuteczni gdańszczanie
W pierwszych 45 minutach nie wrocławianie w niczym nie przypominali zespołu, który chce zająć przynajmniej czwarte miejsce w ekstraklasie. Dość powiedzieć, że jedyny w I połowie strzał na bramkę gości oddali dopiero w samej jej końcówce. Tom Hataeley, mimo dwukrotnej straty piłki w jednej akcji, do końca nie rezygnował, odzyskał ją po raz trzeci i idealnie podał do Flavio Paixao. Jednak Portugalczyk, stojąc kilka metrów przed bramką, trafił w poprzeczkę.
Trzeba jednak przyznać, że ewentualne prowadzenie wrocławian w tej połowie byłoby niezasłużone. Na boisku bowiem dominowali goście. Już w 8. minucie meczu po strzale Stojana Vranjesa gospodarzy przed stratą bramki uchroniła poprzeczka. Kilka minut później Mariusz Pawełek wybiegiem z bramki uniemożliwił celny strzał Antonio Colakowi. Lechiści mieli jeszcze kilka okazji, ale nie potrafili zmusić kapitana Śląska do kapitulacji. – Po takim spotkaniu trudno coś rozsądnego powiedzieć. Mieliśmy dużo sytuacji w pierwszej połowie, zdecydowanie przeważaliśmy, Śląsk miał sytuację tylko pod koniec pierwszej części. Po zmianie stron też mieliśmy okazje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać, dlatego przegraliśmy –€“ narzekał opiekun drużyny gości Jerzy Brzęczek.
Podnieście głowy!
– W przerwie meczu powiedziałem piłkarzom, żeby uwierzyli w siebie. Było za dużo opuszczonych głów. Żebyśmy więcej chcieli grać na połowie przeciwnika. To było za daleko rozciągnięte. Ta drużyna potrzebuje zwycięstw i wiary w siebie. Będzie lepiej, jak będziemy grali odważniej – zdradził swoją przemowę do piłkarzy przed drugą połową meczu Tadeusz Pawłowski.
Pawelec musi grać
Pomimo dwóch błędów, pierwszoplanową postacią w pierwszych 45 minutach gry był we wrocławskiej drużynie, oprócz Pawełka, Mariusz Pawelec. Obrońca, który wrócił do składu po 10-dniowej przerwie spowodowanej urazem w kilku kolejnych sytuacjach, umiejętnie (oczywiście także wślizgami) powstrzymywał szarżujących gdańszczan. – Cieszy nas bardzo, że udało się odnieść to upragnione zwycięstwo. W końcu we Wrocławiu – u siebie w domu – zagraliśmy dobre spotkanie i zgarnęliśmy trzy punkty, to najważniejsze. Po zdobyciu bramki nie cofnęliśmy się do obrony, tylko dalej atakowaliśmy i to się opłaciło, bo wynik 1:0 utrzymał się do końca. Powiedzieliśmy sobie przed meczem, że musimy być drużyną, musimy być całością, monolitem. Wydaje mi się, że każdy od pierwszej do ostatniej minuty zostawił na boisku serce i zdrowie. Wielkie ukłony dla całego zespołu, całej kadry. Nie możemy zapomnieć również o naszych kibicach. Mam nadzieję, że w przyszłości na stadionie będzie ich zdecydowanie więcej. Dzisiaj było stosunkowo niewielu, ale doping był słyszalny, poniósł nas do zwycięstwa i tym bardziej należą im się ogromne podziękowania – radował się po meczu „Mario”.
Dobrą grę Pawelca docenił także szkoleniowiec Śląska. – Mariusz potrzebuje przede wszystkim praktyki. Musi grać. W ostatnim czasie nie było najlepiej z jego zdrowiem. W I połowie może troszeczkę go ograli, ale generalnie zagrał dzisiaj bardzo dobrze. On jest nam bardzo potrzebny. Jest bardzo waleczny, a w dodatku odgrywa fajną rolę w zespole, bo w szatni motywuje i mobilizuje kolegów. Cieszę się z jego postawy – chwalił obrońcę Pawłowski.
Flavio daje wygraną
O zwycięstwie wrocławian przesądził gol Flavio Paixao. Portugalczyk po bardzo dobrym dośrodkowaniu, od najlepszego w ofensywie Roberta Picha, uderzył z woleja i piłka wpadła tuż przy słupku do siatki. Łukasz Budziłek był bez szans. – To był bardzo ciężki mecz. Myślę, że zazwyczaj graliśmy, kierując się bardziej sercem niż głową, a powinniśmy jednak walczyć w bardziej przemyślany sposób. W drugiej połowie po strzelonym golu właśnie tak do tego podeszliśmy i kontrolowaliśmy mecz. To byłą dobra połowa w naszym wykonaniu i dzięki niej zgarnęliśmy dziś trzy punkty, a to najważniejsze. W 77. minucie dostałem świetną piłkę i wiedziałem, że to będzie dobra okazja, by strzelić na bramkę. Uderzenie trafiło w jej światło i bramkarz nie miał szans. To bardzo ważny gol i bardzo ważne dla naszej drużyny punkty – cieszył się Flavio.
Śląsk mógł wygrać wyżej, ale fantastyczną okazję na swój dublet zmarnował w końcówce Flavio, a w dwóch innych przypadkach wcale nie gorszych sytuacji (obie po podaniach Picha), nie wykorzystał Peter Grajciar.
W Krakowie bój o puchary
Kolejne spotkanie Śląsk rozegra w środę, 3 czerwca (godz. 20.30) w Krakowie na stadionie Wisły. Oba kluby walczą o czwarte, premiowane awansem do Europy miejsce i ich bezpośredni pojedynek może rozstrzygnąć o tym, kto je zajmie. – Od tego się nie da uciec. Każdy sobie zdaje sprawę, jaką wagę ma ten mecz. My od tego nie uciekamy. Nawet gdybym nic nie mówił, to ta presja jest. Każdy patrzy i liczy. Najważniejszą rzeczą będzie regeneracja i wiara w siebie. Wszystkie drużyny jeszcze mają szanse. Wszystko się może wydarzyć. My mamy bardzo dobry rozkład gier – przekonuje Pawłowski.
Z walki o awans mimo sobotniej porażki nie zrezygnowała też jeszcze ekipy Lechii. – Mamy jeszcze dwa spotkania i będziemy w nich grać o maksymalną liczbę punktów, bo jeszcze wszystko może się zdarzyć. Śląsk nas dzisiaj wyprzedził i to czwarte miejsce nieco się oddaliło. Musimy być bardziej skuteczni, taka przewaga jak dzisiaj musi być przekuwana na punkty – zakończył Brzęczek.
ŚLĄSK WROCŁAW – LECHIA GDAŃSK 1:0 (0:0).
Bramka: 1:0 F. Paixao (78.).
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 6986.
ŚLĄSK: Pawełek – Zieliński, Celeban, Pawelec, Dudu – Hołota, Hateley (56. Danielewicz) – F. Paixao, Pich – M. Paixao, M. Machaj (61. Grajciar).
LECHIA: Budziłek – Wojtkowiak, Janicki, Gerson, Grzelczak – Borysiuk, Łukasik (71. Możdżeń) – Makuszewski (85. Malbasić), Vranjes (79. Buksa), Bruno – Colak.