Tramwaje zamówiła w 1901 roku spółka Breslauer Straßen-Eisenbahn-Gesellschaft. Drewniane nadwozie wyprodukowane zostało we Wrocławiu, prawdopodobnie w zakładach Breslauer Actien-Gesellschaft für Eisenbahn-Wagenbau. Wózki skrętne dostarczyła firma Bergische Stahlindustrie, a elektrykę - firma Union. Końcowy montaż wagonów wykonano we Wrocławiu, w zajezdni tramwajowej przy ulicy Legnickiej.
– Możemy zatem śmiało powiedzieć, że historia lubi się powtarzać – śmieje się Tomasz Sielicki, historyk transportu miejskiego, który od początku koordynuje prace restauracyjne wiekowego tramwaju.
Przed 1945 rokiem wagony tego typu obsługiwały one najbardziej obleganą przez pasażerów linię - wiodącą z Borka, przez Rynek, do Dworca Nadodrze.
- Chcemy odtworzyć tramwaj do takiego stanu, w jakim był na początku eksploatacji. Wyjątek stanowi elektryka. Z uwagi na brak części i zachowanej dokumentacji technicznej, nawiązuje ona do lat 20. i 30. XX wieku. W tym momencie odtwarzane jest wnętrze: m.in. ławki, kinkiety, podłoga czy wyścielenia ścian – mówi Krzysztof Kołodziejczyk z Klubu Sympatyków Transportu Miejskiego, zajmującego się remontem tramwaju.
- Udało nam się znaleźć dwa zdjęcia z lat 20., kiedy te tramwaje jeździły jeszcze przed przebudową. Znaleźliśmy tam wiele elementów pierwotnego wystroju, dzięki czemu wiemy jak one wyglądały i możemy zlecić ich wykonanie na nowo. W świetle odbijał się np. ornament szkła okienka świetlikowego. Niemal identyczny wzór znaleźliśmy w Niemczech – opowiada Tomasz Sielicki.
To nie jedyny element wyposażenia, który odtwarzany jest z benedyktyńską dokładnością. W wagonie montowane są wykonane na specjalne zamówienie kinkiety do przedziału pasażerskiego, klosze lamp, boazeria, listwy podłogowe o charakterystycznym trapezowatym kształcie. Niektóre elementy wyposażenia będą pochodziły z epoki. W dobrym stanie zachowały się np. oryginalne przesuwane drzwi oddzielające pomost motorniczego od kabiny pasażerskiej. Mosiężne mocowania lamp pomostowych sprowadzone zostały za to z Woltersdorfu. Pochodzą z wagonu berlińskiego metra, z początku XX wieku.
Dlaczego tramwaj nazywany jest „Maximum”?
Jest to nazwa potoczna, związana z konstrukcją wózków jezdnych. Tradycyjne wagony miały stałe podwozie z dwiema osiami. Żeby zbudować dłuższy tramwaj inżynierowie musieli sięgnąć po jakieś inne rozwiązanie. Inaczej pojazd nie wpisywałby się w geometrię torowisk, a konkretnie w łuki na zakrętach. W związku z tym opracowano wagony, które wspierały się na skrętnych wózkach. Mogły być one symetryczne albo – jak w przypadku naszego wrocławskiego – niesymetryczne. W tych drugich ciężar wagonu przesunięto na osie napędne (wyposażone w większe koła), dzięki czemu zwiększyła się przyczepność kół do powierzchni szyn.
Przy tej konstrukcji wózków możliwe było oparcie ok. 2/3 masy wagonu na osiach napędnych, a ok. 1/3 na tocznych. Były to wartości maksymalna i minimalna, przy których wagon jechał płynnie. Prawidłowo powinniśmy zatem mówić, że jest to „tramwaj czteroosiowy z wózkami skrętnymi typu Maximum-Minimum”. W skrócie – tramwaj Maximum.
Kto zajmuje się renowacją?
Remont tramwaju Maximum realizowany jest siłami Klubu Sympatyków Transportu Miejskiego oraz firmy Polmat, dzięki dotacji Gminy Wrocław. Właściciel Polmatu, Artur Matkowski, remontami zabytkowych pojazdów zajmuje się od 30 lat. Kilka lat temu zatrudnił część pracowników upadłego wrocławskiego Protramu. – W ten sposób stworzyliśmy zespół, podparty moją wiedzą w zakresie renowacji oraz ich doświadczeniem w budowie wagonów tramwajowych – mówi Artur Matkowski.
Efekt prac renowacyjnych we wnętrzu tramwaju będziemy mogli podziwiać już 5 września, podczas Dnia Otwartego w zajezdni Popowice.