wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

10°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 18:41

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Nasza stara, dobra kultura
Kliknij, aby powiększyć
 „Zaćmienie” to debiut prozatorski poetki Agnieszki Wolny-Hamkało materiały prasowe
 „Zaćmienie” to debiut prozatorski poetki Agnieszki Wolny-Hamkało

Agnieszka Wolny - Hamkało będzie gościem Wrocławskich Targów Dobrych Książek. W sobotę 7 grudnia o godz. 12 będzie podpisywać swoje książki na stoisku Iskier . Spotkanie z nią odbędzie się także w sobotę o godz. 17 w Cocofli, ul. Włodkowica 9. Wstęp wolny.

Reklama

 „Zaćmienie” to debiut prozatorski poetki Agnieszki Wolny-Hamkało. Autorka zaskakuje czytelników niebywałą wyobraźnią, a jednocześnie opowiada historię, która dzieje się tu i teraz. Bardzo prawdopodobną, bardzo zadziwiającą i mimo wszystko  pełną poezji.  Agnieszka Wolny - Hamkało będzie gościem Wrocławskich Targów Dobrych Książek. W sobotę 7 grudnia o godz. 12 będzie podpisywać swoje książki na stoisku Iskier . Spotkanie z nią odbędzie się także w sobotę o godz. 17 w Cocofli, ul. Włodkowica 9. Wstęp wolny.

Agnieszka Kołodyńska: Poetka napisała prozę. Denerwuje cię ta łatka?

Agnieszka Wolny-Hamkało: Czułam się na cenzurowanym. Wydawało mi się, że łatwiej by było, gdyby moją pierwszą książką była właśnie proza. „Poetka napisała prozę” – właściwie nie wiadomo, czy bardziej to duma, czy uprzedzenie.

Napisałaś przecież „Inicjał z offu”. To były krótkie prozy.

- Tak naprawdę były to wiersze rozpisane na linie – forma przejściowa między wierszem a prozą. Ale pisanie powieści sprawiło, że przestałam się czuć bezpiecznie. I dobrze. Trzeba się bać i eksperymentować. Przydają się bojowe nastroje. Oczywiście na chwilę przed premierą zdjęło mnie przerażenie. Nie chciałam, żeby moja książka była odczytywana jako proza poetycka.

Poezji nie udało ci się jednak w niej uniknąć.

- Oczywiście wykorzystywałam niektóre narzędzia poetyckie – metafory, skrót, plastyczne opisywanie detali, ale musiałam cały czas pamiętać o tym, że to jest inny świat. Poezja to zagęszczanie, nieustająca redukcja,  intensywność  ekspresji. Gdybym tak pisała prozę byłaby nie do zniesienia. Trzeba wpuścić więcej powietrza i krok po kroku – posuwać akcję do przodu.

Ewa, twoja bohaterka zaistniała w opowiadaniu wydanym w antologii „Siedem grzechów głównych”. Dlaczego do niej wróciłaś?

- Kilka osób po przeczytaniu tej antologii pytało mnie o Ewę. Któregoś dnia siedziałam po kieliszku wina przed komputerem, zrobiłam klik i wysłałam to opowiadanie do Moniki Sznajderman z Wydawnictwa Czarne.  Podpisałam umowę na powieść i przez rok skupiałam się tylko na tym. Chciałam włączyć opowiadanie z antologii do „Zaćmienia”, ale okazało się, że ma inne tempo, że jest za bardzo pulp i pop.

Za bardzo popkulturowe? Dziwnie to brzmi w kontekście twojej książki, bo bawisz się w niej popkulturowymi postaciami umieszczając je w absurdalnym kontekście. Czytając wyznania Arnolda Schwarzeneggera - poety lirycznego można popłakać się ze śmiechu! W dodatku czyta wiersze Na Piecu u Karola Pęcherza, animatora kultury, współzałożyciela wrocławskich Tajnych Kompletów!

- (Śmiech) Któregoś dnia zadzwonił do mnie kolega tłumacz i powiedział, że o świcie, na ul. Emilii Plater w Warszawie, widział Johna Malkovicha z kubkiem parującej kawy. Sprawdziliśmy i okazało się, że rzeczywiście aktor był tego dnia w Warszawie. Wydało się to nam nieco surrealistyczne. Ale mówmy otwarcie: równie dobrze w stolicy mógł się pojawić  Schwarzenegger. Mimo wszystko starałam się napisać współczesną powieść realistyczną. Choć pełna jest absurdalnych sytuacji  i żartów chciałam, by wszystko było jednak prawdopodobne, żeby nie było w niej niczego, co nie mogło się zdarzyć.  Woody Allen zrobił film, w którym postać grana przez Roberto Benigniego nagle, z niewiadomych przyczyn, staje się celebrytą. Wiemy oczywiście, że to zabieg reżyserski, wciąż wszystko jest prawdopodobne, choć przerysowane. Ale na innym poziomie „Zaćmienie” to książka poważna, gorzka i niewesoła raczej.

Czym dla ciebie jest popkultura?

- Iluzją. Granica między kulturą pop a kulturą wysoką nie istnieje. To wszystko to ta sama, nasza stara dobra kultura. Jesteśmy wszystkożerni, różne nurty kultury przenikają się  i nawzajem z siebie czerpią. To wartość! Wszystkie najdziwniejsze przekroczenia, połączenia są ekscytujące jak chili w czekoladzie. Tak samo jest z literaturą, jeśli będzie idealna, świetnie skonstruowana, nie zapamiętamy jej, nie zostawi w nas śladu, nie zmieni nas, nie poruszy.  

Na kartach twojej powieści żyje Wrocław…

- Siedzimy teraz w restauracji Monsieur. Tu właśnie konsumuje alkohol Ewa z Tofikiem. Po przeciwnej stronie ulicy, w oknach widać czasem dziewczyny, które czeszą sobie warkocze i wielkie koty, które przechadzają się we wnętrzach, ocierając o okna tłustymi brzuchami.  Są w „Zaćmieniu” nieco ciemne portrety miast, miejsc, w których byłam. Historia z bursztynowym panem, który wciąga Ewę do piwnicy, wydarzyła się komuś naprawdę, późnym latem 2011 roku.

Czyli można doszukać się w „Zaćmieniu” twoich znajomych, osób, które gdzieś kiedyś spotkałaś? Czy z imienia i nazwiska występuje tylko Karol Pęcherz?

- Nie, nie odtworzyłam realnych postaci, ale z pierwowzorów stworzyłam bohaterów mających niektóre cechy znanych mi osób. Nie chciałabym, żeby ktoś poczuł się dotknięty albo niesprawiedliwie potraktowany. Zresztą to nie są portrety, chociaż oczywiście coś tam nakradłam ludziom, jakieś ich miny, gesty, podzespoły słów.

Dlatego twoja bohaterka zmierza nieuchronnie w kierunku autodestrukcji?

- Ewa nie do końca cieszy się swoim życiem. Wybrała pracę w wydawnictwie, bo wydawała jej się ciekawsza i mniej mordercza niż praca w policji, ale cały czas narzeka. Nie chciałam, żeby ta książka była patetyczna ani jednoznacznie depresyjna. W życiu towarzyszy filozofii fizjologia, a smutnym momentom bardzo śmieszne – wszystko się mieli, mieni, zmienia. I nie wiem, czy ostatecznie Ewa jest mroczną postacią. Pozostaje blisko czegoś jasnego, chce tego, ale nie potrafi nikomu zaufać na tyle, żeby zejść z tym kimś niżej, na jakiś głębszy poziom. Wydaje mi się, że ten lęk jest lękiem naszej kultury. To nieustające asekurowanie się, brak zaufania społecznego.

Tytułowe „Zaćmienie” pojawia się w rozmowach bohaterów, w ich obserwacjach, jest pewnym zagrożeniem, ale nie determinuje ich wyborów. Czym jest dla Ciebie zaćmienie? Ma symboliczny wymiar?

- Zależało mi by stworzyć dwie ścieżki – zaćmienie Ewy i napędzające się powoli zaćmienie słońca. Ewa podejmuje ryzykowne zachowania, wygląda na to, że zmierza do jakiejś bliżej nieokreślonej  degradacji, coś się wytraca, zostało jej mało życia, jak w grze komputerowej. Tempo akcji zaczyna przyspieszać, Ewa zaczyna się starzeć, ma tachykardię, ciało zaczyna ją zdradzać, jest dla niej ciałem obcym.

Zaćmienie słońca było mi potrzebne, żeby stworzyć poczucie zagrożenia. Rozczulające są sprzęty, wykorzystywane przez ludzi do obserwacji tego zjawiska. Ze śmieci budują dziwne narzędzia optyczne – z jakichś starych rentgenów, prześwietlonych filmów, nakładają maski spawalnicze. Stoją przed tym słońcem, które na moment staje się jakimś nadbogiem, całkowicie od niego zależni z tymi malutkim sprzętem. Kim oni są w tej konfrontacji? Jak się czują? Wzruszają mnie takie zabiegi ludzkie, nieudolne, ale harde próby stworzenia takich narzędzi. Lubię sztukę „Do it yourself”, śmieciową. Jest w niej jednocześnie radość tworzenia i przegrana. To jest takie ludzkie, kameralne, bliskie życiu. Cały ten żałosny sprzęt optyczny był dla mnie symbolem kruchości naszego plemionka. W końcu to śmierć sankcjonuje nasze wybory, sprawia, że stają się ważne, wiarygodne.

Rozmawiała Agnieszka Kołodyńska

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl