wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

11°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 04:35

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Utwór, który sporo kosztuje. Rozmowa z Adamem Makowiczem o "Błękitnej rapsodii"

W piątek 12 kwietnia na festiwalu "Jazz nad Odrą" jeden z najbardziej cenionych polskich pianistów jazzowych zagra legendarną kompozycję George'a Gershwina z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Akademii Muzycznej pod batutą Alana Urbanka oraz z Big Bandem Akademii Muzycznej pod kierunkiem Aleksandra Mazura. 

Reklama

Adam Makowicz/fot. Magdalena Talik

Magdalena Talik: Doskonale pamiętam Pana koncert we Wrocławiu, kiedy wspólnie z Leszkiem Możdżerem zagrał Pan na dwa fortepiany w Filharmonii Wrocławskiej. Jak Pan go wspomina? Adam Makowicz: Dobrze, choć wówczas miałem pewne zastrzeżenia do świateł. Uznałem, że to jednak nie jest koncert rockowy, tylko jazzowy. Później jednak obejrzałem DVD i wszystko jakoś zagrało, tworząc spektakl teatralno-muzyczny, ciekawy  dla publiczności, w którym, co ważne, efekty specjalne nie przykryły muzyki. Tym razem zagra Pan we Wrocławiu "Błękitną rapsodię" George'a Gershwina, utwór, za sprawą którego jazz trafił do sal, gdzie wcześniej wykonywano muzykę klasyczną. Kto go dzisiaj grywa-klasyczni pianiści, czy jazzmani?   Częściej wykonują go pianiści klasyczni zainteresowani również jazzem, ceniący sobie muzykę improwizowaną. Trzeba pamiętać, że nie każdy pianista jazzowy jest sprawny technicznie na tyle, by zagrać "Błękitną rapsodię", a ponieważ jest bardzo znana publiczność wychwyci każdą najdrobniejszą pomyłkę. A to może dużo kosztować pianistę o pewnej renomie. To chyba nie jedyny powód? Zgadza się. Utwór Gershwina został dokładnie zapisany, a muzycy jazzowi chcą improwizować, a nie odtwarzać materiał z nut. To inne podejście, inny rodzaj myślenia. Nie wspomnę o tym, że do "Błękitnej rapsodii" potrzeba orkiestry, prób, a to wszystko kosztuje więcej niż np. jazzowe trio. Musi być także jakiś powód, np. rocznicowe obchody, festiwal. W Stanach utarło się już, że to hymn Manhattanu i zawsze, kiedy w telewizji ogląda się film dokumentalny o tej części Nowego Jorku towarzyszy mu podkład z "Błękitnej rapsodii".   Rapsodia numer 1 miała być w zamierzeniu koncertem fortepianowym. Tradycyjnym, trzyczęściowym, ale wyszła zbyt krótka, zresztą Gershwin skomponował ją w ciągu dwóch tygodni, w tym większość pomysłów powstała w pociągu do Nowego Jorku. Potem została po raz pierwszy wykonana na koncercie, podczas którego prezentowana była muzyka amerykańska, pierwsze jej przedstawienie przekrojowe, bo wcześniej cała muzyka poważna kojarzyła się wyłącznie z Europą.

Adam Makowicz/fot. Magdalena Talik

Kiedy powstała "Błękitna rapsodia" mówiło się że to muzyka jazzowa, ale wtedy wyobrażenie, czym jest jazz było zupełnie inne. To prawda, mimo to już wówczas Gershwin napisał operę "Porgy i Bess" świetnie wychwytując tradycyjną czarną muzykę. Z sukcesem połączył wreszcie muzykę jazową i klasyczną. Na jego korzyść działało, że był wyjątkowo  otwarty na wszystkie kierunki sztuki. Znał jazz, wyrastał w klimacie, kiedy zaczynały się tworzyć big bandy. A jak dziś postrzegana jest "Błękitna rapsodia"? Dziś jest znacznie bliżej klasyki niż jazzu, ale zawsze na granicy, bo ma rozbudowaną harmonię, frazowanie, pomysły na wydobywanie dźwięku z instrumentów dętych zaczerpnięte z big bandów jazzowych.  W tym utworze ważna jest pulsacja, rytm, ale co dla Pana wydaje się najistotniejsze? Dwa najważniejsze elementy, którymi my się porozumiewamy z publicznością to melodia, tam bardzo wyrazista, i rytm. Każdy to rozumie niezależnie od szerokości geograficznej. rozmawiała Magdalena Talik

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl