Rzeźby z katedry po latach znowu w jednym miejscu
Przez ostatnich kilkadziesiąt lat figury z wrocławskiej katedry spod ręki tworzącego w latach 20. XVIII wieku Johanna Georga Urbansky'ego nie były pokazywane w komplecie. W trakcie wojny, by je ocalić, przewieziono rzeźby do składnicy w Kamieniu Ząbkowickim, po wojnie zostały rozdzielone – dwie figury (św. Augustyna i św. Ambrożego) trafiły do odbudowanego po bombardowaniach gotyckiego kościoła św. Marcina Biskupa w Stężycy w województwie lubelskim, a dwie wróciły do Wrocławia (św. Hieronima i św. Grzegorza Wielkiego). Dopiero na wystawie „Barokowi herosi. Wrocławskie rzeźby Johanna Georga Urbansky'ego z lat 20. XVIII wieku” można je obejrzeć obok siebie. Po raz pierwszy od 80 lat!
Urbansky tworzy dla Wrocławia, inspiracją sztuka włoska
W okresie, kiedy Johann Georg Urbansky przebywał we Wrocławiu katolicy stanowili w mieście wyraźną mniejszość. Oprócz Ostrowa Tumskiego i kilku enklaw, miasto było luterańskie. – Katolicy świadomie uznali sztukę za jeden z oręży w walce o rząd dusz i starali się nadać świątyniom okazały charakter – tłumaczy Piotr Oszczanowski. I dodaje, że dla Urbansky'ego wzorcem były monumentalne rzeźby z bazyliki watykańskiej, które przywołał wykonując cztery figury ojców kościoła zachodniego. – Kiedy figury były gotowe rozgorzał nawet spór o to, że są tak ostentacyjne, przeszkadzają w sprawowaniu liturgii, a złota polichromia rzuca się w oczy. Odrzucono te zarzuty, a figur nie przeniesiono na inne miejsce – opowiada dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Bronili rzeźb Urbansky'ego...widłami
Rzeźby Johanna Georga Urbansky'ego wzbudzały i kontrowersje i zachwyt, nawet po wiekach. Kiedy ewakuowano je z ogarniętego wojenną pożogą Wrocławia wszystkie cztery figury trafiły do Stężycy.
– Kiedy na przełomie lat 50. i 60. pojawili się tam przedstawiciele kościoła katedralnego z Wrocławia okazało się, że miejscowa społeczność po prostu odmówiła zwrotu figur. Ludzie rozkołysali żuka, który przyjechał po rzeźby, w ruch poszły widły i próba odbicia dzieł Urbansky'ego zakończyła się niepowodzeniem. Dopiero druga wizyta i wstawiennictwo ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego doprowadziło do kompromisu. I rzeźby podzielono – wyjaśnia Piotr Oszczanowski. Obok siebie stanęły dopiero na wystawie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Czy jest szansa, aby udało się je ponownie połączyć we wrocławskiej katedrze? Dyrektor muzeum podkreśla, że nie jest w tej kwestii decydentem. – Pewną powinnością muzeum było doprowadzić do historycznego połączenia, a pozostaje życzyć parafii archikatedralnej i kościołowi w Stężycy, by doszły do porozumienia. Zawsze mawiało się, że „czego oczy nie widzą”. Może teraz duszy zacznie być jednak żal...– zastanawia się Piotr Oszczanowski.
Wyglądają bajecznie – rzeźby Urbansky'ego z kościoła Marii Magdaleny
Na wystawie obejrzymy także wyjątkową instalację, czyli połączone zachowane fragmenty rzeźb prospektu organowego kościoła św. Marii Magdaleny. To rarytas. Dzisiejszy wygląd polsko-katolickiej świątyni (a w XVIII wieku luterańskiej) nie pozwala wyobrazić sobie, jak bogato zaplanowano dekorację rzeźbiarsko-ornamentalną organów. Dzięki grafice i zdjęciu z lat 70. XIX wieku wiemy, że było się czym zachwycać.
Bogaty wystrój protestanckiej świątyni to też ciekawa sprawa. – Luteranie słyną z pewnej powściągliwości, skromności, ale we Wrocławiu pewien rodzaj rywalizacji z konfesją katolicką wymusił na luteranach okazałość dekoracji – tłumaczy Piotr Oszczanowski. Wykonane przez Johanna Georga Urbansky'ego rzeźby przetrwały do 1890 roku, wtedy usunięto prospekt, który nie pasował do gotyckiego charakteru wnętrza. Starano się go zrekonstruować jeszcze przed wybuchem II wojny światowej.
A dziś w muzeum podziwiamy instalację, która jest zbiorem zachowanych elementów rzeźbiarskich dawnego prospektu.
Znajdziemy wśród figur zarówno króla Dawida (twórcę psalmów), jak i proroka Asafa, jednego z kantorów świątyni jerozolimskiej. Zachowała się Fama, skrzydlate bóstwo, które trzymało w jednym ręku trąbę, w drugiej Uroborosa, węża zjadającego własny ogon (nie zachował się). Jest orkiestra, na którą składa się 6 aniołków (dwa z nich grają na kotłach i udało się odtworzyć mechanizm i uruchomić grające anioły) oraz dwie figury atlantów, które pierwotnie dźwigały wieże piszczałkowe.
Pokazana na wystawie jest także odnaleziona głowa figury św. Anny z kaplicy Hochberga przy kościele klasztornym św. Wincentego i św. Jakuba (obecnie katedra kościoła greckokatolickiego przy pl. Nankiera). – Dzięki odnalezieniu głowy św. Anny pojawiły się kolejne odkrycia, zwłaszcza zauważono uderzające podobieństwo głowy do figury św. Anny w jednym z ołtarzy bocznych z kościoła oo. Bonifratrów – tłumaczy Barbara Andruszkiewicz, kuratorka wystawy „Barokowi herosi. Wrocławskie rzeźby Johanna Georga Urbansky'ego z lat 20. XVIII wieku”.
Johann Georg Urbansky – wrocławianin z XVIII wieku
Nazwisko rzeźbiarza jest znane historykom sztuki i badaczom śląskiej tematyki, ale zwiedzający pewnie nie mieli okazji zetknąć się z tym artystą. A warto, bo właśnie we Wrocławiu powstały jego wspaniałe dzieła, które obejrzymy na wystawie w Muzeum Narodowym.
Johann Georg Urbansky urodził się ok. 1675 roku w Chlumcu (Kulm) na północy Czech i w dość młodym wieku został osierocony. Zaopiekował się nim starszy brat, który prowadził zakład stolarski. Tu Johann stawiał pierwsze kroki i tu objawił się jego wielki talent, a dzięki mecenatowi hrabiego Johanna Franza von Kolowrata-Krakowsky'ego młody Urbansky został wysłany na naukę rzeźbiarstwa do Pragi. Terminował w słynnej pracowni Johanna Brokoffa (odpowiedzialnego m.in. za rzeźby na moście Karola w czeskiej stolicy).
– Początkowo współpraca układała się poprawnie, a Urbansky stał się faworyzowanym uczniem Brokoffa, jednak po pewnym czasie Urbansky zaczął się skarżyć na to, że jest wykorzystywany i ostatecznie porzucił swojego mistrza i wyjechał – opowiada Barbara Andruszkiewicz, kuratorka wystawy „Barokowi herosi” w Muzeum Narodowym.
Naukę Johann Georg Urbansky dokończył już w Budziszynie, tam też znalazł zatrudnienie u dwóch kolejnych właścicieli pracowni. I prawdopodobnie osiadłby na Łużycach na dłużej, gdyby nie ludzka zazdrość. Miejscowi artyści, obawiając się konkurencji, donieśli Brokoffowi, że działa u nich Urbansky, a rozsierdzony mistrz pisał z Pragi listy podkreślając, że jego uczeń nie tylko nie dokończył u niego terminu, ale także samowolnie opuścił pracownię.
Skandal musiał mieć wpływ na malejącą ilość zleceń dla Urbansky'ego, który zdecydował się przenieść do Wrocławia. I to była, być może, najważniejsza decyzja w jego życiu. Otworzył swój warsztat na Ostrowie Tumskim na zlecenie kurii wrocławskiej. – Tu powstaną cztery figury ojców kościoła zachodniego, w której widać wpływy sztuki włoskiej, zwłaszcza Giovanniego Berniniego, którego rzeźby ojców kościoła zdobią katedrę Piotrową w bazylice watykańskiej – wyjaśnia Barbara Andruszkiewicz.
Zamówienia we Wrocławiu płynęły do Johanna Georga Urbansky'ego nie tylko z kościoła katolickiego, ale od 1720 roku (kiedy to zdobył obywatelstwo miejskie) także z parafii luterańskiej. Otrzymał zlecenie na dekorację rzeźbiarską organów kościoła św. Marii Magdaleny.
Do dzisiaj zachowało się niewiele elementów tego dzieła, które znamy tylko z grafiki i zdjęcia z końca XIX wieku), ale udało się je odzyskać i zachowane elementy obejrzymy w specjalnej instalacji na wystawie. Zostały rozmieszczone przestrzennie, aby dać zwiedzającym wyobrażenie, jak wyglądały w gotyckiej świątyni.
Wystawę „Barokowi herosi. Wrocławskie rzeźby Johanna Georga Urbansky'ego z lat 20. XVIII wieku” obejrzymy do 29 października w gmachu głównym Muzeum Narodowego we Wrocławiu.