wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 11:05

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Before Asymmetry: Wovenhand - potężnie i hipnotycznie

Po wczorajszym (18.09) koncercie w Firleju publika wracała do domów chyba lekko ogłuszona, ale z pewnością nierozczarowana. Wovenhand nie zawiódł. Pierwszy dzień imprezy pod hasłem Before Asymmetry należy uznać za udany.   

Reklama

A wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Gdyby support przed kapelą Davida Eugene Edwardsa zagrał – jak początkowo anonsowano – warszawski zespół Jolokia, zwycięzca konkursu na rozgrzewacza przed gwiazdą pierwszego dnia firlejowego festiwalu, byłoby stonerowo, psychodelicznie i mocno rockowo. Ale Jolokia swój występ odwołała i w jej miejsce wskoczył... Peter J. Birch, autor dwóch albumów, artysta bardzo młody, ale już bardzo doceniany przez krytyków i trzymających rękę na pulsie światowych mód słuchaczy alternatywnego rocka. A w zasadzie country, czy też – neofolku. Jak się można domyślić, było więc spokojnie, balladowo, akustycznie i bardzo stylowo. Birch zagrał dziewięć swoich kompozycji (m.in. „Nine Horses”, „Don't Know What To Do About Myself”, „Fate”, „Graveside” i „Darkness Bound”) i gdyby nie fakt, że przemawiał w przerwach między utworami najczystszą polszczyzną, można by go uznać za  w stu procentach autentycznego południowca. A to przecież chłopak z naszego dolnośląskiego Wołowa... Birch jest z pewnością bardziej amerykański od Iry śpiewającej niegdyś o butach z wielkim czubem, ale jego twórczość uczucia budzi mieszane – od podziwu wobec songwriterskiego kunsztu po irytację świadomą rezygnacją z jakiejkolwiek oryginalności. Publika zgromadzona w Firleju przyjęła go jednak życzliwie. Choć dialog z nią nie zawsze szedł Birchowi najlepiej (Birch: Lubicie śpiewać? Publiczność (zdecydowanie): Nie!).

Wovenhand pojawił się na scenie zgodnie z rozpiską. Największe wrażenie z całego składu robił rzecz jasna charyzmatyczny Edwards. Ubrany po rockandrollowemu w dżinsy i kowbojki, w kapeluszu z piórem, z pięknym czerwonym Gretschem na ramieniu wyglądał jak ikona niezależnego amerykańskiego rocka. Do publiczności nie odzywał się przez cały koncert, nie było żadnych zapowiedzi, żadnego „Witajcie, jak się bawicie?”, nic z tych rzeczy. Na dwa numery przed końcem lider Wovenhand podziękował tylko widzom za przybycie i zapewnił, że zespół to do docenia. Po bisie powtórzył podziękowania. I tyle. Trochę w tej lakoniczności i dystansie wobec własnych fanów było artystowskiej pozy, ale Edwardsowi da się to z łatwością wybaczyć. W czasach, gdy wszyscy artyści kadzą nam i zapewniają, że to właśnie my jesteśmy najlepszą publicznością na świecie, odmienną postawę należy przyjąć z szacunkiem. Tym bardziej, że Edwards wcale się na scenie nie oszczędzał. Owszem, koncert trwał dość krótko, bo godzinę i piętnaście minut, ale setlista była znakomita (niemal wszystkie – bodaj bez jednego – kawałki z najnowszej płyty „Refractory Obdurate”, z doskonale przyjętym „The Refractory” na czele, plus m.in. utwory „Close”, „Maize” i „Long Horn”). Wovenhand na żywo brzmi zdecydowanie mocniej niż na płycie, bardziej psychodelicznie, niemal transowo, a przy tym – jako się rzekło – momentami ogłuszająco głośno. Ale mimo to jego „żywa” muzyka nie męczy, raczej pochłania i upaja swoją intensywnością, wciąga i hipnotyzuje. 

Szkoda tylko że tych pochłoniętych, upojonych i zahipnotyzowanych było tak stosunkowo niewielu, raptem połowa sali. Czyżby reszta potencjalnie zainteresowanych koncertem wybrała pozostanie w domu i zafundowała sobie dzięki systemowi VOD siatkarski pojedynek Polski z Rosją?

Przemek Jurek

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl