wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

8°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 09:40

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Niebezpieczne piękno – nowy spektakl w Pantomimie

Wrocławski Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego przygotowuje premierę „Historia brzydoty” według koncepcji, w reżyserii i choreografii Anny Piotrowskiej.

Reklama

Przedstawienie inspirowane jest „Historią brzydoty” Umberto Eco, dzieła odnoszącego się do teorii estetyki. Piotrowska stawia pytania o dzisiejsze kobiece piękno. Ma ono swoją boginię – Anę, która wykorzystuje słabości, pragnienia i pociąga kobiety w krainę anoreksji. Premiera 7 lutego na Scenie na Świebodzkim. Występują: Izabela Cześniewicz, Agnieszka Dziewa, Maria Grzegorowska, Agnieszka Kulińska, Monika Rostecka. Spektakl powstaje we współpracy z Laboratorium Ruchu działającym przy Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016.

Agnieszka Kołodyńska: Pani żywioł to teatr tańca. Jak połączyła Pani taniec z pantomimą w „Historii brzydoty”?

Anna Piotrowska*: Było to dla mnie wielkim znakiem zapytania, zastanawiałam się jak zabrać się do tej materii, skoro nie uprawiam pantomimy. Mam jednak swobodę postrzegania ruchu jako takiego i człowieka w ruchu. Niezależnie od tego, czy nazwiemy to tańcem, czy ruchem pantomimicznym, czy prostym ruchem codzienności to i tak obracamy się w materii ciała poruszonego w przestrzeni – poruszonego w środku emocjami i reagującego na to, co dzieje się wokół niego. Dałam sobie przyzwolenie, by ze spokojem przyjrzeć się aktorkom, by poznać je z poszanowaniem ich warsztatu. Niemniej jednak jednocześnie zapraszam artystki do mojego świata, opartego o mocne bycie w ciele i silniejsze zdefiniowanie ciężaru ciała. Jest to w delikatnej kontrze do techniki pantomimy, gdzie mocna forma podkreśla zarówno ogromną lekkość, jak też iluzję. Dużym wyzwaniem było dla mnie sprawienie, by aktorki poczuły się mocno w ciele tu i teraz. Przedstawienie będzie wypośrodkowaniem obu technik – odnajdujemy przestrzeń i dla pantomimy i dla ruchu z elementami tańca.

Czym dla Pani jest brzydota? Jakie ma miejsce w świecie zdominowanym przez fizyczność?

- W naszych czasach postrzeganie wzrokowe, bombardowanie obrazami jest rzeczą normalną, bo to właśnie obraz jest pierwszym środkiem przekazu, a nie myśl. Nie mamy czasu na głębszą refleksję, atakują nas reklamy, które ukrywają informacje. Tworzy się iluzja, pozór tego jak mamy wyglądać, jak mamy żyć. Bez żadnego zastanowienia pozwalamy wepchnąć się w ten schemat. Przypatrując się tej rzeczywistości i uczestnicząc w niej przełożyłam to na opowieść o kulcie piękna, o kulcie niebezpiecznym. Brzydota zawsze jest w opozycji do piękna, jak dobro i zło, harmonia – dysharmonia, rytm – brak rytmu… Te wszystkie poziomy też mnie interesują, ale spojrzałam na historię młodych dziewczyn, modelek, bo to one właśnie pierwsze utożsamiają się z narzucanym nam przez świat mody, kolorowe czasopisma, telewizję kanonem piękna. Nie mają własnego zdania, ani akceptacji siebie, pozwolenia na to jak mogę wyglądać, kim mogę się stać. W tym ujęciu pojawia się choroba anoreksji, która jest właśnie odpowiedzią na pytanie, czym jest dla mnie brzydota. To na pierwszy rzut oka piękno, dążenie do niego, ale jakże niebezpieczne, bo prowadzące do destrukcji, do tego, że młode dziewczyny zaczynają wierzyć w coś iluzorycznego. Anoreksja dotyka też kobiety dojrzałe, które nie potrafią zaakceptować upływu czasu.

„Historia brzydoty” to historia anoreksji?

- Nie opowiadam historii kobiet, które zapadły na tę chorobę. Staram się ucieleśnić samą anoreksję, pokazać jak jest niebezpieczna. Oczywiście jest też kusząca, bo jest pozornie piękna, tworzy ułudę szczęścia, zapominamy o tym, że prowadzi do wyniszczenia. Brzydota staje się destrukcją, znikaniem w kontrze do chęci życia, bycia pięknym. I tym staje się dla mnie „Historia brzydoty”.

Anoreksja dotyka przede wszystkim kobiety. Dlatego w Pani spektaklu zobaczymy wyłącznie kobiety?

- Mężczyzn też dotyka ta choroba, ale w mniejszym stopniu. Na początku chciałam pracować także z częścią męską zespołu, ale sposób, w jaki ujmuję ten temat sprawił, że zaprosiłam same kobiety. Pierwiastek męski spowodowałby, że nie osiągnęłabym w tym przypadku czystości formy. ANA jest kobietą, boginią i ofiarą samej siebie. Świat męski kompletnie mi tutaj nie pasował.

Dlaczego interesuje Panią temat kobiecości?

- Kobiecość i Męskość z osobna to dla mnie światy zaskakujące. I chcę się im przypatrywać, ale oddzielnie. Dwie odległe planety.

Co do samej kobiecości, prawdą jest, że kobiety stają się coraz silniejsze, następuje w świecie brak równowagi. W moich przedstawieniach kobiety są zmienne, nie ograniczam ich do stereotypowych ról, nie muszą żyć tylko miłością. Mają swoje pasje, przemyślenia, wizje, są kreatywne i nie boją się wyzwań, przez to stają się silne. Tylko nie silne, żeby wykluczyć mężczyznę, silne by tworzyć z nim zgrany tandem, w którym dla każdej ze stron jest przestrzeń na własne działania i przestrzeń wspólna, która daje im poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. W moim świecie kobieta przyznaje się do porażek, do nieakceptacji świata, przyznaje się, że czasami czuje się gorzej niż mężczyzna, ale też ma silny instynkt samopoznawczy. Szuka przestrzeni dla satysfakcji.

Krytykuje Pani w spektaklu opresyjność świata mody, mediów, które kobietę uprzedmiotowiają?

- Nie ma tu krytyki, bo to był pretekst do tego, aby zobaczyć co się za tym kryje. W bezpośredni sposób nie pokazuję mechanizmów, ale głębszy proces nieakceptacji swojego ciała skutkujący wyniszczeniem, zanikiem motywacji do życia. Anoreksja pojawia się właśnie w momencie nieakceptacji, daje nadzieję na inne, lepsze życie, na szczęście. To jest ułuda, ale bardzo atrakcyjna.

Poznała Pani osobiście anorektyczki?

- Przygotowując spektakl obejrzałyśmy mnóstwo dokumentów i przeczytałyśmy sporo materiałów na ten temat. Zetknęłyśmy się z tą chorobą może nie bezpośrednio, ale przez znajomych. Anoreksja nie tylko dotyka modelki, jest też obecna w środowisku tancerzy, cierpią na nią dziewczynki ze szkół baletowych. Najważniejsze dla nich jest utrzymać niską wagę za wszelką cenę, bo to określa ich przyszłą karierę. Ich autoagresja tworzy tę brzydotę, brak akceptacji dla siebie. W warunkach scenicznych ta brzydota przybiera wiele twarzy, jest intrygująca. Zastanawiałyśmy się z aktorkami, czy przypadkiem my nie zachęcamy do tej choroby. Osiągnęłam spokój, bo wiem, że ostrzegamy przed tą chorobą, pokazujemy, że swoim ciałem można wyrazić siebie, pokazać co się myśli i nie trzeba być idealnym. Ruch, pantomima i taniec pozwalają nam to wyrazić.

Jaką muzykę usłyszymy w „Historii brzydoty”?

- Od lat współpracuję z Michałem Mackiewiczem, który komponuje muzykę. Przez dialog z kompozytorem jesteśmy w stanie bardziej podkreślić atmosferę spektaklu. Z jednej strony chcieliśmy stworzyć sztuczne środowisko maszyn podtrzymujących życie, które działają w swoim rytmie, poza nami, a z drugiej strony uwypuklić motyw zanikania, braku sił, energii, zaniku mięśni, anemii. Współpraca z kompozytorem wzmocni wydźwięk spektaklu. Tworząc go inspirowałam się słowami Arystotelesa, że „rzeczy brzydkie można pięknie naśladować”. Możemy coś powielać nie zastanawiając się czym to jest. Jego myśl wpisuje się idealnie w moje przedstawienie. Bliskie jest mi też pytanie Platona „Skądże ty mój Sokratesie wiesz, która rzecz piękna, a która szpetna?”. Na ile w niuansach, w pozorze piękna możemy się dopatrywać brzydoty, powierzchowności, nieakceptacji. Przygotowując spektakl zwróciłam uwagę na krzesło, które stało w sali prób – metalowe, ogrodowe. Okazało się, że pochodzi z przedstawienia Henryka Tomaszewskiego „Ogród miłości”. Znalazło się pięć takich białych krzeseł, każde jest inne, bo są robione ręcznie. „Ogród miłości” jest hołdem dla miłości, dla pasji, dla fantazji, u mnie nie ma miłości, jest pusty ogród. Moje bohaterki nie potrafią siebie pokochać, nie wiedzą kim są i przez to doprowadzają siebie do wyniszczenia.

Rozmawiała Agnieszka Kołodyńska

Anna Piotrowska - tancerka, choreograf, reżyser, nauczyciel tańca współczesnego, Fundator i Prezes Zarządu Fundacji Rozwoju Tańca - eferte, założycielka "mufmi" w Warszawie (1995 r.; teatr działa w Klubie DGW). Stworzyła blisko 70 autorskich choreografii i przedstawień. Pomysłodawczyni i koordynatorka wielu ogólnopolskich i międzynarodowych programów edukacyjno-kulturalnych: PolemiQi, Atak przestrzeni, Kierunek.(Europa_Warszawa).taniec, SoloDuo_Polska, laboratorium choreografii, British 4 Polish Dance. Laureatka "SoloDuo Dance Festival" (Budapeszt 2005/2006), wielokrotny juror podczas SoloDuo oraz juror Doliny Kreatywnej programu TVP2 w dziedzinach taniec i animacja kultury. Stypendystka British Council Awards 2004 - Young Polish Arts Entrepreneur. Producent przedstawień teatru tańca. Od 2008 r. regularnie współpracuje ze Śląskim Teatrem Tańca. Od pięciu lat jest pedagogiem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu, gdzie wykłada: formy teatru tańca i struktury choreograficzne, improwizacje, sceny improwizowane i taniec współczesny.

 

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl