wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

12°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 10:40

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Jazz nad Odrą 2015: David Sanborn, Lee Konitz - relacja

Dwóch saksofonistów i dwa diametralnie różne światy. David Sanborn i jego formacja – w świetle jupiterów, Lee Konitz Trio – skupiony i wygaszony. Pierwszy to jazzman flirtujący z popem, drugi pozostał wierny tradycji i własnym przekonaniom. Koncerty obydwu wypełniły piątkowy wieczór na 51. Jazzie nad Odrą.

Reklama

Rockowa energia Davida Sanborna

Na koncert zespołu Davida Sanborna można byłoby śmiało zaprosić nawet tych, którzy na jazz kręcą nosem, bo Amerykanin gra muzykę przyswajalną dla każdego – melodyjną, rytmiczną (momentami nawet taneczną) i od lat występuje z nią przed publicznością. Nawet stadionową, bo słynny saksofonista przebił się ze świata jazzu do popu, płynnie łączy gatunki, a jego zespół potrafi dać show nie gorszy od tych, jakie znamy z koncertów popularnych teraz grup popowych czy rockowych. Zresztą skład instrumentalny grupy, rozmach i energia rozsadzić mogą audytorium co najmniej kilka razy większe niż to w Imparcie. Perkusisty Chrisa Colemana pozazdrościłby Sanbornowi niejeden muzyk (nawet rockowy), bo oprócz radości, jaką daje mu gra (solówki dosłownie zwalały z nóg) jest też diablo precyzyjny i muzykalny. Basista Andre Berry, przez cały koncert niemal w cieniu, pod koniec nie tylko stanął w świetle jupiterów, ale zszedł na widownię i zachęcał publikę do wspólnej zabawy. Rasowi jazzmani mogli to uznać za niepotrzebny wygłup, ale na Jazzie nad Odrą jest miejsce i na klasyczny jazz i na jazzowe klimaty z fajerwerkami. Klawiszowiec Ricky Peterson szalał przez cały wieczór, ale głównym dyrygentem tej orkiestry był przez cały czas David Sanborn i to brzmienie jego saksofonu puentowało wszystkie akcje grupy.

Subtelne brzmienie Lee Konitz Trio

Drugi z wieczornych piątkowych koncertów – Lee Konitz Trio – różnił się od pierwszego praktycznie wszystkim. Na scenie zrobiło się niemal pusto (zniknęły potężny zestaw perkusyjny, klawiszowy z grupy Sanborna) – tylko krzesło dla saksofonisty Lee Konitza, skromna perkusja Joe LaBarbery i Darek Oleszkiewicz z kontrabasem. Mniej światła, mniej show, choć bynajmniej nie mniej energii (choć innego rodzaju, podanej może z większym wyrafinowaniem). I sporo szczególnego poczucia humoru. – Zagram teraz utwór,  który napisałem 60 lat temu, a może więcej – zastanawiał się ze sceny 87-letni Lee Konitz. I dowcipkował o grupie Sanborna. – Oni grali dla pieniędzy, a my dla zgrywy. Udawał nawet, że nie może sobie przypomnieć nazwiska saksofonisty, który grał przed nim. Nawiasem mówiąc na koncercie Sanborna Konitz stał w kulisach, a kiedy starszy muzyk zaczął grać z boku sceny podsłuchiwał go Sanborn. Ironia Konitza nie była jednak potrzebna, bo publiczność Jazzu nad Odrą słucha różnych artystów, a ocena tego, który z nich plasuje się wyżej w rankingu elitarności należy do indywidualnych upodobań. Niemniej, wieczór z dwoma saksofonistami był wyjątkowy, bo ten, kto kupił bilet miał zapewnione wszystkie chyba możliwe wrażenia i dźwięki – od subtelnych, eleganckich po pełne wariackiej energii.  

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl