Pani z korporacji nie daje się schematom
Monika Kulesza – rocznik '85, z którego pochodzą podobno najlepsze wina, najpiękniejsze kobiety (niewykluczone jednak, że to „zasługa” wyżu demograficznego) i najdziwniejsze wynalazki. Samozwańcza podróżniczka, ciągająca po świecie swoją kilkuletnią córkę, etatowy pracownik wrocławskiej korporacji, grafik oraz malarz pokojowy, czyli niespokojny duch, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Po uszy zakochana w azjatyckiej kuchni, Lizbonie, lewadach na Maderze, gruzińskich lodowcach i zielonej herbacie ze Sri Lanki. Na przekór polskim porom roku, zimą lata w ciepłe kraje; latem w zimne, lub, by utrzeć nosa schematowi – w upalne, bo przecież można. Do tej pory zwiedziła ponad 30 krajów.
Zdarzył się nam autostop w Gruzji, gdy schodziliśmy z góry. Całe szczęście, bo nie mieliśmy pojęcia, że do miasta jest kilkanaście kilometrów. Droga okrążała bowiem górę kilka razy, nim dotarła na dół. Na Sri Lance zostaliśmy zabrani z targu warzywnego przez tamtejszego biznesmana – właściciela fabryki przypraw, przy czym fabryka to było zaplecze jego sklepu, gdzie mielono warzywa i mieszano je w odpowiednich proporcjach. Nasz 'przewodnik' pokazał nam okolicę, zaprosił na pyszne jedzenie i życzył udanego pobytu.Pamiętam też, gdy podczas naszego pobytu w Nowym Jorku rozszalała się zamieć tysiąclecia, utknęliśmy w domu na dwa dni, a wyjście z niego mogło być ukarane mandatem lub rokiem więzienia.Kiedy indziej, podczas przejazdu z Amsterdamu do Brukseli specjalnie dla nas odwołano strajk przewoźnika, kierowcy okazali się Polakami i po wspólnym obdzieleniu się cukierkami, strajk rozpoczęto dopiero w Belgii.