wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

11°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 04:20

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Aktualności
  4. Tajemnice talentu Janusza Gajosa
Kliknij, aby powiększyć
Elżbieta Baniewicz, autorka Tajemnice talentu Janusza Gajosa, spotka się z publicznością materiały prasowe
Elżbieta Baniewicz, autorka Tajemnice talentu Janusza Gajosa, spotka się z publicznością

Elżbieta Baniewicz, która (wspólnie z wydawcą Hanną Grudzińską z Marginesów) w czwartek odebrała nagrodę Książka Roku "Pióro Fredry" dla biografii wybitnego aktora "Gajos". Czytelnicy zetkną się z nią na 22. Wrocławskich Targach Dobrych Książek kilkakrotnie.

Reklama

W sobotę od 15.00-17.00 oraz w niedzielę od 13.00-14.00 będzie podpisywała książkę „Gajos” na stoisku Wydawnictwa Marginesy, a w sobotę o 18.30 w Sali F spotka się z publicznością.   

Magdalena Talik: Z Pani książki o Januszu Gajosie bije ogromne uwielbienie dla jego aktorstwa. Za co najbardziej go Pani ceni?

Elżbieta Baniewicz: Jest chyba ostatnim aktorem, który potrafi dokonywać sztuki transformacji. Czy gra prostego chłopa, czy intelektualistę, bandytę, biskupa, lekarza, ćwierć inteligentnego właściciela warsztatu samochodowego, Cześnika w „Zemście” Fredry. Czy wybiera rolę kostiumową, czy współczesną, jest prawdziwy. Jemu się wierzy, jego chce się oglądać! Nie tylko ja mu zresztą wierzę, także publiczność. Byłam kiedyś na jego spektaklu, kiedy grał tytułową postać w „Rewizorze” Gogola. Na ten sam spektakl przyszła starsza pani. Miała bilet na balkonie, ale stała na parterze. Kiedy bileterka nalegała, by zajęła właściwe miejsce, zaczęła się bronić: „Nie, nie, proszę pani. Przyszłam na Gajosa. Postoję.” To tajemnica talentu, osobowości i charyzmy. Nie można tego kupić.

A wypracować? Janusz Gajos znany jest z precyzyjnego przygotowywania swoich ról.  

Oczywiście, trening czyni mistrza, a duża ilość pracy nie szkodzi, zwłaszcza że Pan Janusz pracował i do dziś pracuje w teatrze repertuarowym. Teraz to pojęcie zanika, a teatr repertuarowy to taki, w którym jest stały, wielopokoleniowy zespół i gdzie gra się sztuki różnych epok i autorów. Co oznacza, że aktor, oprócz wygimnastykowanego ciała, musi mieć bardzo plastyczny umysł i wyobraźnię. Musi sobie wyobrazić postać z antyku, jasełek, Ibsena, romantyczną, współczesną, z Witkacego. To są wszystko bardzo różne światy, tak jak każdy autor ma własny styl, wrażliwość, sposób przedstawiania rzeczywistości. W teatrze repertuarowym jest na to miejsce. To ogromna szkoła myślenia twórczego.

Kariera Janusza Gajosa mogłaby się potoczyć inaczej. Zwłaszcza, że aktor przez długi czas walczył z piętnem roli Janka w „Czterech pancernych i psie”.

Bardzo silnie kojarzono go z tą rolą. Do tego stopnia, że nawet i dziś dziennikarze umawiając się z nim na wywiad pytają od razu: „To którą Pan wolał - Lidkę, czy Marusię?” i on dostaje absolutnego szału. Po pierwsze, to było czterdzieści lat temu, po drugie przecież nic go z tymi paniami, poza grą, nie łączyło. Rzeczywiście, przez parę lat po „Czterech pancernych i psie” telefon milczał, a reżyserzy załamywali ręce. „Dobrze, dałbym ci rolę Hamleta-mówił jeden- ale co zrobimy z psem?” -takie krążyły żarty. Drugą z ról od których ciężko się było uwolnić okazał się woźny Turecki w kabarecie Olgi Lipińskiej, zresztą bohater bardzo ciekawy. W kabaretowym ujęciu postać przeciętnego Polaka, który uosabia najlepsze i najgorsze cechy. Tu sprzeda na lewo, tu zrobi coś dobrego, nie jest jednowymiarowy.

Olga Lipińska, niechcący, zrobiła Gajosowi krzywdę?

Jednak nie. Kabaret wymaga absolutnej perfekcji warsztatu u każdego aktora. Tu nie ma przeżywania, wzlotów ducha. Jest technika i obliczenie efektu, matematyczna zabawa. Pan Janusz wiele lat spędził w kabarecie i w rolach komediowych, a to bardzo dobra szkoła dla aktora. Niezwykle skuteczna, bo wie, że ma tak zagrać, aby ludzie się śmiali, zaś sam musi mieć kamienną twarz. Trudno taki rezultat osiągnąć. Z pułapek obu tych ról Pan Janusz potrafił się wydobyć. Myślę, że pracą i talentem. Mówił kiedyś: „Mam różne piszczałki w duszy i nie wszyscy chcą na nich zagrać”. Ale znaleźli się tacy, którzy je odkryli.

Czy przystępując do pisania książki, której bohatera się lubi nie ma niebezpieczeństwa, że spod pióra wyjdzie hagiografia?

To zależy, jak się pisze. Z Panem Januszem spotkałam się dwa razy. Raz, aby dowiedzieć się czegoś o jego początkach i rodzinie, a drugi raz, kiedy robiliśmy podpisy pod zdjęcia. Zależało mi na tym, aby nie były takie: „Janusz Gajos w roli takiej, w przedstawieniu takim”, bo jest to w kalendarium. Pisałam tę książkę opierając się na materiałach i cytując także negatywne opinie o aktorze. Chronił mnie przed hagiografią pewien rodzaj oglądu jego aktorstwa, przez głosy innych, kolegów. Od pewnego momentu są to prawie wyłącznie opinie pełne zachwytu, ale na początku wcale tak nie było. Nie mówiąc o tym, że cztery razy zdawał do szkoły teatralnej.

Janusz Gajos uchodzi za trudnego rozmówcę. Było to dla Pani problemem?

Z tym trzeba się pogodzić i wziąć go takim, jakim jest. Zresztą myśmy się umówili na początku, że interesują mnie jego role, praca, twórczość, a mniej jego życie. Odpowiadało mu to, bo jest aktorem, który swoją prywatność zachowuje dla siebie. Nie wszystko jest na sprzedaż i uważam, że to bardzo zdrowe podejście. Janusz Gajos budzi wielki szacunek, bo nie pompuje swojej sławy czymś innym niż talentem. Wykonuje fantastycznie swoją pracę i w jego przypadku to absolutnie wystarczy. Jeżeli się uważnie ogląda jego role, można powiedzieć, jakim jest człowiekiem, jaką ma wrażliwość, sposób rozumienia tej, czy innej prawdy. A to osoba bardzo prawidłowo skonstruowana. Kazimierz Kutz mówi, że to człowiek z czystej topieli.

Od lat obserwuje Pani karierę Janusza Gajosa. Kiedy nadszedł ten moment, że zdecydowała się Pani napisać o nim książkę?

Najpierw napisałam książkę o Kazimierzu Kutzu. Przy tej okazji prosiłam różnych jego współpracowników o wypowiedzi, także Janusza Gajosa. Potem doszłam do wniosku, że sporo rzeczy mam przemyślanych, ale musiałam się sporo douczyć i dooglądać. Choćby spektakl Teatru Telewizji „Mgiełka” w reżyserii Józefa Hena. Poszłam do telewizji i powiedziałam, że chciałabym to zobaczyć, a oni przyparli mnie do muru: „To ty nie znasz „Mgiełki”? Jak możesz pisać o Gajosie?” Odparłam: „Przyszłam się douczyć. Dajcie tę „Mgiełkę”. Kiedy zobaczyłam przedstawienie, zrozumiałam wszystko. Janusz Gajos zagrał w nim Miltona, ideał mężczyzny, bo każda kobieta lubi spotkać mężczyznę , który jest przystojny, zakochany, opiekuńczy, czuły i ma jeszcze wdzięk. Rzadka cecha, a Gajos ją posiada.

A Pani ulubiona rola Janusza Gajosa?

Lubię wiele jego ról, ale połączeniem wszystkich cech była rola Ödöna von Horvátha w sztuce „Opowieści Hollywoodu”. Zagrał pisarza, który mówi w monologu, że jego sztuki są oparte nie na ideach, ale na tym, że lubi ludzi. Są wprawdzie okropni, ale i tak ich lubi. Pan Janusz też obserwuje ludzi, to wynika z jego ciekawości świata i też ma dla nich wielką sympatię.

rozmawiała Magdalena Talik  

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl