Pałac Hatzfeldów przy ul. Wita Stwosza
W XIV wieku w pobliżu kościoła i klasztoru wrocławskich dominikanów swoje siedziby mieli członkowie piastowskich rodów książęcych. W kronikarskich relacjach wspominany jest także barokowy pałac wybudowany na początku XVIII wieku według projektu Christopha Hackera. Budynek został zniszczony w 1760 r. podczas wojny siedmioletniej.
Prowadząca od Rynku do kościoła dominikanów ówczesna Albrechtstrasse była jedną z najważniejszych ulic we Wrocławiu. Działka w tym miejscu nie mogła zostać niezabudowana.
Na zlecenie księcia Franza von Hatzfelda w 1764 r. rozpoczęła się budowa nowego gmachu. Autorem projektu był austriacki architekt Isidor Canevale, ale za jego realizację odpowiadał Carl Gotthard Langhans, ówczesny miejski inspektor budowlany. I to temu ostatniemu przypisuje się laur za ostateczny wygląd rezydencji. To nie było pierwsze zlecenie budowniczego dla Hatzfeldów. Wcześniej przygotował projekt rozbudowy żmigrodzkiej siedziby książęcego rodu.
Pałac Hatzfeldów w 1840 na kolorowanym stalorycie Georga Michaela Kürza, na podstawie rysunku Carla Würbsa/fot. fotopolska.eu
Wrocławski pałac Hatzfeldów uchodził za jedno z najważniejszych dokonań architektury neoklasycystycznej w tej części Europy. Langhans w elewacji połączył elementy przypisywane rzymskiemu renesansowi z ozdobami typowymi dla francuskiego neoklasycyzmu. Trzykondygnacyjny gmach (z dodatkowym poziomem między piętrami) imponował rozmachem, zajmował całą działkę na części parceli między dzisiejszymi ulicami Krowią i Św. Wita. Jego wnętrza były równie dekoracyjne i bogate. Uchodził za jedną ze wspanialszych rezydencji miejskich XVIII-wiecznego Wrocławia. Efekt był doceniany w całej Europie.
Realizacja pałacu była ważnym osiągnięciem w zawodowej karierze Carla Gottharda Langhansa, późniejszego budowniczego berlińskiej Bramy Brandenburskiej.
W 1802 r. pałac odkupiły lokalne władze, był siedzibą m.in. zarządu Rejencji Wrocławskiej, a w 1807 r. podczas okupacji napoleońskiej rezydował w nim Hieronim Bonaparte.
Pałac w latach 1920-1944
Pałac nie przetrwał oblężenia Festung Breslau w 1945 r. Na pobliskim Nowym Targu rozstawiono baterię armat, aby ułatwić im ostrzał wyburzono najwyższe kondygnacje budynku. W 1946 r. runęła ocalała pierwsza kondygnacja, a z czasem cegły z rozbiórki fasady i skrzydeł budynku wywieziono na odbudowę Warszawy. Przez kolejne dziesięciolecia pozostałości pałacu ulegały postępującej degradacji. Ze wspaniałej budowli zachował się portyk balkonowy, westybul, fragmenty murów najniższej kondygnacji.
W latach 50. o kompletną rekonstrukcję pałacu walczył wówczas projektant w Pracowni Konserwacji Zabytków Edmund Małachowicz. Przygotowania do prac był zaawansowane, powstał plan odbudowy budynku, ale ostatecznie odbudowa okazała się nazbyt kosztowna.
Pałac Hatzfeldów w 1958 roku
Pierwotnie dawną siedzibę Hatzfeldów miał zająć Zakład Narodowy im. Ossolińskich, przeniesiony ze Lwowa. W 1962 r. Małachowicz przygotował kolejną koncepcję rekonstrukcji gmachu – ta powstała z myślą o PAN-owskim Instytucie Immunologii. Ale i wtedy władze nie znalazły pieniędzy na rozpoczęcie prac.
W drugiej połowie dekady władze podjęły decyzję o rozbiórce pozostałości rezydencji. Małachowicz, już jako konserwator zabytków miasta Wrocławia, dowiedział się o tym przypadkiem: robotnicy, którzy mieli prowadzić roboty, zapytali go, gdzie mają złożyć kolumny z portalu. Małachowicz wszczął alarm. Słał pisma z prośbą o wstrzymanie decyzji o rozbiórce do wszelkich możliwych instytucji. Wkrótce potem przygotował kolejną wersję częściowej odbudowy i zagospodarowania pozostałości budowli: portyku, schodów, części murów. Ze środków konserwatorskich sfinansował też adaptację na potrzeby galerii sztuki.
Pałac 2000-2005/fot. fotopolska.eu
Ocalił pozostałości pałacu, ale został odwołany ze stanowiska konserwatora zabytków. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, na gruzach dawnego pałacu Hatzfeldów powstał budynek BWA Awangardy, który funkcjonował w tym miejscu do roku 2018.
Miasto Wrocław zostało właścicielem obiektu w 1997 r. Dziesięć lat później pojawił się kolejny plan rekonstrukcji pałacu, miał być siedzibą jednostek magistratu. Jednak i ten projekt nie został zrealizowany.
Nowa Awangarda
W 2018 miasto podjęło decyzję, aby ze względu na fatalny stan zabytkowego budynku, przenieść galerię do przestrzeni zaaranżowanych na Dworcu Głównym. Pawilon zaprojektowany przez prof. Małachowicza, wybudowany na gruzach pałacu, z zasypanymi gruzem i zawilgoconymi piwnicami, nie nadawał się do remontu. Jego przyszłość jako miejsca dla sztuki komplikowała dodatkowo mała i trudna powierzchnia wystawiennicza.
Pałac Hatzfeldów, stan obecny/fot. Joanna Leja
Marek Puchała, dyrektor galerii BWA we Wrocławiu od 2002 do 2020 roku, przyznaje, że już z chwilą, gdy Awangarda musiała zmienić miejsce, zmieniła się też nazwa. – Nie da się przeszczepiać pewnych rzeczy, zwłaszcza jeśli coś zmienia kontekst – zauważa. O przygotowywanej lokalizacji dla galerii na Kępie Mieszczańskiej dyrektor BWA mówi wyraźnie: – To jeszcze bardzo odległa wizja, rzeczywistość instytucji natomiast zmienia się już dziś.
Zmienia się też zarządzający nią dyrektor. Marek Puchała nie zamierzał wziąć udziału w konkursie na dyrektora Biura Wystaw Artystycznych we Wrocławiu. – Rozeszły się nasze wizje przyszłości instytucji. Wiem, że sztuka współczesna nie jest w tej chwili w mieście priorytetem, ale przetrwa, a artyści dadzą sobie radę – zaznacza dodając, że jest ciekawy, kto nada nowy kierunek galeriom BWA i nie wyklucza wsparcia merytorycznego dla przyszłego dyrektora.
Kiedy blisko dwie dekady temu Puchała, absolwent wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni profesora Zbigniewa Horbowego, wygrał konkurs na dyrektora BWA zaczynał pracę w innej rzeczywistości. – Planem było stworzenie instytucji na miarę ambitnej wizji miasta i mojej. Chciałem dokonać radykalnych zmian – zatrudniłem specjalistów na odpowiednich stanowiskach, Razem stworzyliśmy instytucję, która służy popularyzacji i komentowaniu zjawisk. Miejsce dla publiczności, a nie jedynie dla artystów – zwraca uwagę Marek Puchała.
Galeria SiC! BWA przy pl. Kościuszki/fot. Alicja Kielan
Siła zespołu
Dyrektor podkreśla, że istotnym osiągnięciem jest stworzenie artystycznego multipleksu, czterech przestrzeni prowadzonych przez silne indywidualności kuratorskie. – Dwadzieścia lat temu nie było w mieście takich fachowców, wszystkim wydawało się, że sztuka współczesna jest tak ważna, że nic z nią nie trzeba robić, sama się obroni – mówi. W zespole znalazły swoje miejsce m.in. cenieni dziś kuratorzy – Anna Mituś Katarzyna Roj, Patrycja Sikora, Joanna Stembalska, Dominika Drozdowska, a także Agnieszka Kurgan, Paweł Jarodzki, Piotr Stasiowski. Obecne BWA Wrocław to cztery galerie BWA Wrocław Główny, Dizajn, Studio i SiC! oraz pismo artystyczne „Biuro”.
– Zostawiam po sobie dobrze funkcjonujące, nowoczesne galerie zarządzane przez ludzi o szerokich horyzontach – mówi dyrektor BWA.
Galeria BWA Dizajn przy ul. Świdnickiej 2/4/fot. Joanna Leja
Pracujemy ze sztuką zanim stanie się historią
„Absolutny brak leku był dla nas charakterystyczny.” Tak rok temu w wywiadzie dla magazynu „Szum” Marek Puchała mówił o realizowanej w BWA wizji. – Trudne w naszej pracy jest to, że program powstawać musi co najmniej z rocznym wyprzedzeniem, tymczasem stawką w działaniu galerii sztuki współczesnej jest dostrzeganie momentu, gdy zjawiska zmieniają swój bieg i pojawia się coś nowego – zwraca uwagę tłumacząc, że w BWA pokazywane były projekty, które w historii sztuki niekoniecznie muszą się potwierdzić jako poważne zjawiska. – Nasze działania w perspektywie każdego roku były interesujące, jako instytucja mieliśmy sporo odkryć – dodaje Marek Puchała.
Słynne wystawy BWA
Szerokim echem w Polsce i za granicą odbiła się wystawa „Shadows of Humor. Przykra sprawa czeska wystawa” z 2006 roku podsumowująca ówczesne osiągnięcia naszych sąsiadów w sztuce współczesnej. – To była wyjątkowa na skalę kraju próba zobaczenia kulturowej tożsamości naszej i naszych sąsiadów poprzez odmienność poczucia humoru. Dziś byłoby to już niewykonalne, a my mieliśmy prace Davida Cernego, rzeźby Kamery Skury, Kristofa Kintery i prace, Jiří'ego Surůvki – przypomina Marek Puchała.
Wystawa „Shadows of Humor. Przykra sprawa czeska wystawa” w BWA Awangarda/fot. archiwum BWA
Sukces był możliwy tylko dzięki nawiązanym wcześniej kontaktom kuratorskim i osobistym. – Skumplowaliśmy się, zrobiliśmy to za niewielkie pieniądze, a Czesi zgodzili się dlatego, bo poczuli, że byliśmy takimi samymi ludźmi – dodaje dyrektor BWA.
Do historii przeszedł m.in. zainicjowany w 2008 roku, ale trwający wciąż projekt „Out Of Sth” pokazujący nowe elementy życia artystycznego, m.in. street art, murale, deskorolki, rowery, zainteresowanie samym miastem. Jednym z najważniejszych artystów pierwszej edycji był włoski streetartowiec Blu. – Budującym dla nas elementem było to, że w tym samym czasie londyńska Tate Modern dostrzegła, że street art to poważny element w sztuce współczesnej i trzeba temu nadać odpowiednią rangę, więc na elewacji Hali Turbin pokazali wielu artystów, których gościliśmy także my – zwraca uwagę Marek Puchała.
Dem / Erica Il Cane, mural na dawnym Kinie Polonia przy ul. Żeromskiego 53 (nie istnieje), edycja „Out of sth” w 2010/fot. archiwum BWA
W 2012 BWA zainicjowało cykl „Studio mistrzów”, rodzaj przeglądu nowej sztuki pod kuratelą cenionego mistrza, któremu przypadała przez rok rola kuratora, a którego zadaniem był najpierw wybór, a następnie praca z wybranym artystą lub artystami. Bohaterem pierwszej edycji był Zbigniew Libera, a zaistniała wtedy Honorata Martin, której projekt „Wyjście w Polskę” (dwumiesięczna samotna wędrówka z Gdańska do Dzierżoniowa) przygotowany na wystawę „Kurator Libera. Artysta w Czasach Beznadziei. Najnowsza sztuka polska” stał się sensacją. – W ciągu jednego sezonu Honorata Martin urosła do miana najważniejszej artystki młodego pokolenia – podkreśla Puchała.
W trakcie drugiej, trwającej właśnie edycji „Studia mistrzów” artyści pracują z Joanną Rajkowską.
Za spory sukces artystyczny Marek Puchała uznaje wystawę „Cała Polska” poświęconą temu, czym się zajmuje najnowsza generacja artystów, urodzonych już w latach 90. – Nie czekają na zaproszenie instytucji, budują własne miejsce w przestrzeni publicznej – wyjaśnia dyrektor BWA. – Tworzą nowe, pomysłowe mechanizmy finansowania działalności, czasem jadą na prowincję i robią swoje, czasem nawet nie potrzebują widzów. Zobaczymy, co z tego wyniknie. I jak dalej, w pandemii, rozwiną się technologie, które pozwolą zaistnieć artystom bez kontaktu z widzem. Widzę, że korzystają z narzędzi sieciowych, ale nie powstało jeszcze nic takiego, jak super oryginalne zjawisko – uważa Puchała.
Wystawa rzeźb Eduardo Chillidy „Brzmienia” w BWA Awangarda w ramach programu Europejskiej Stolicy Kultury 2016/fot. Małgorzata Kujda
Co warto poprawić w BWA w przyszłości? – To już pytanie do nowego dyrektora BWA – dodaje Marek Puchała.
Wrocławska instytucja będzie miała nie tylko nowego dyrektora, ale także nową siedzibę, która powstanie za ok. 5-7 lat w rozwijającej się, dobrze skomunikowanej części miasta, przy powstających nadodrzańskich bulwarach, w sąsiedztwie ośrodka Grotowskiego – Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia.
BWA na Kępie Mieszczańskiej
Decyzja o nowej siedzibie dla BWA, jak podkreśla urząd, nie była łatwa. Ogromne koszty przebudowy dawnego pałacu, postepidemiczna sytuacja finansów miejskich – te argumenty przesądziły o decyzji w sprawie nowej lokalizacji. Ta, wskazana na Kępie Mieszczańskiej, ma być równocześnie szansą dla galerii. Nowe 2 tys. metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej, dobrze skomunikowane miejsce, to jak podkreślają urzędnicy solidne atuty tego miejsca.
Przestronne osiedla, nowoczesne biurowce, eleganckie kawiarnie i sklepy, a tuż obok bulwary nad Odrą, nowy park, teatr-Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia i galeria BWA. Tak już za kilka lat ma wyglądać Kępa Mieszczańska.
Piotr Fokczyński, architekt Wrocławia podkreśla, że Kępa Mieszczańska ma unikalny charakter w skali kraju. Decyduje o tym powierzchnia, ciekawe ukształtowanie wyspy i centralne położenie. – Nowe inwestycje sprawią, że za kilka lat to będzie jedno z piękniejszych miejsc we Wrocławiu – przekonuje architekt Wrocławia.
Teatr w Piekarni przy Księcia Witolda
W 2019 r. na Kępie Mieszczańskiej, w dawnej piekarni garnizonowej przy Księcia Witolda 62-70, władze Wrocławia we współpracy z wrocławskim deweloperem Archicomem otworzyły Centrum Sztuk Performatywnych Piekarnia. Opiekunem tego miejsca jest miejski Instytut im. Jerzego Grotowskiego. W budynku z początku XX wieku znajdują się: teatr, sala widowiskowa, pracownie plastyczne, powierzchnie biurowe dla startupów i mieszkania do wynajęcia.
– To miejsce pięknie Archicom wykreował. Z ruiny zrobili obiekt kultury z salą teatralną i studiem filmowym – wylicza Piotr Fokczyński.
Miejsce dla Awangardy
Tuż obok Piekarni w miejscu gdzie jest stacja paliw Orlen i restauracja McDonald, u zbiegu ulic: Księcia Witolda, Władysława Jagiełły i Romana Dmowskiego – na niespełna hektarowej działce powstanie budynek z mieszkaniami, biurami i lokalami usługowymi. Na parterze będzie miejsce na Galerię BWA Awangarda.
Wstępna propozycja bryły budynku, w którym za 5-7 lat znajdzie się Galeria BWA Awangarda/fot. UM Wrocław
– Galeria BWA znajdzie się w pobliżu nadodrzańskich bulwarów i w sąsiedztwie ośrodka Grotowskiego. W ciągu 10 lat to będzie unikalny adres w Europie i bardzo mocno uczęszczana przestrzeń publiczna – zaznacza architekt miasta.
Bartłomiej Świerczewski, dyrektor Departamentu Spraw Społecznych UM podkreśla, że miasto chce, by nowa siedziba BWA powstała we współpracy z prywatnym inwestorem, który wzniesie budynek, przeznaczając najatrakcyjniejszą jego część na olbrzymią galerię, biura i przestrzeń warsztatową.
– W tym celu, udostępniając deweloperowi działkę, zastrzeżemy w dokumentach przygotowanie ponad 2 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni dla BWA. Wpływ na kształt nowej przestrzeni będzie miał dyrektor Biura Wystaw Artystycznych – zaznacza Bartłomiej Świerczewski.
– Bardzo ważne jest, by ta przestrzeń powstała we współpracy z dyrektorem BWA – podkreśla Świerczewski. Jesteśmy po kilku spotkaniach z zespołem BWA, przed nami kolejne, rozumiemy wspólnie trudną sytuację, ale i widzimy wspólnie wagę sztuki współczesnej. – Jestem dobrej myśli – dodaje dyrektor Departamentu Spraw Spraw Społecznych.