wroclaw.pl strona główna Najświeższe wiadomości dla mieszkańców Wrocławia Dla mieszkańca - strona główna

Infolinia 71 777 7777

9°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 06:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Okrągły jubileusz filmu "Czterej pancerni i pies"

Kultowi „Czterej pancerni i pies” skończyli właśnie 60 lat! Serial kręcili też we Wrocławiu (WYWIAD)

Data publikacji: Autor:

Pierwszych 8 odcinków popularnego serialu nakręcono na Dolnym Śląsku. Zdjęcia z Syberii powstawały m.in. we… Wrocławiu. O skomplikowanej historii czołgu Rudy 102 i jego załogi opowiada Marek Łazarz, autor książki poświęconej temu kultowemu filmowi.

Reklama

Aż trudno uwierzyć, że „Czterej pancerni i pies” pojawili się na świecie dokładnie 60 lat temu...

Zgadza się, bo w 1964 roku powieść „Czterej pancerni i pies” ukazała się na rynku księgarskim, a z kolei w bieżącym roku świętujemy rocznicę rozpoczęcia zdjęć do serialu, które ruszyły na początku marca 1965 roku…  

I tu pierwsza ciekawostka, o której zdaje się niewielu widzów już pamięta?

Tak, film powstał powstał na podstawie powieści Janusza Przymanowskiego, opisującej losy młodego człowieka, Janka Kosa, który wstąpił do formowanej na wschodzie 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte. Przygody młodego czołgisty zaczynały się na Syberii, a kończyły – nad Bałtykiem, gdzie Janek odnajduje ojca. Na tym kończyła się powieść, ale też pierwsza seria (dziś mówimy „sezon”) filmu – to było 8 odcinków.

Dopiero później, już na zapotrzebowanie ze strony widzów, dokręcano kolejne części. Wtedy na podstawie ich scenariuszy powstały drugi i trzeci tom powieści. Dodajmy, że pierwotna wersja powieści została napisana na konkurs ogłoszony przez Ministerstwo Obrony Narodowej na książkę dla młodzieży o tematyce wojskowej.

Można powiedzieć, że powieść „Czterej pancerni i pies” to efekt uboczny dużego dzieła, które autor, Janusz Przymanowski popełnił kilka lat wcześniej pod tytułem „Studzianki”. To była fabularyzowana monografia pancernej bitwy pod Studziankami, którą napisał na podstawie polskich, radzieckich i niemieckich materiałów archiwalnych, ale też rozmów z weteranami wojennymi.
Marek Łazarz

Janusz Przymanowski, autor książki "Czterej pancerni i pies" w studiu Telewizji Polskiej Archiwum Marka Łazarza
Janusz Przymanowski, autor książki "Czterej pancerni i pies" w studiu Telewizji Polskiej

Wszystkie przygody załogi Rudego są więc historiami zaczerpniętymi z tych wspomnień?

Tak, to są autentyczne wydarzenia, przygody, które komuś gdzieś się przydarzyły. Dla celów fabularnych Przymanowski wszystkie te zasłyszane historie wrzucił do jednego czołgu, przypisał jednej załodze (uśmiech). Każdy z bohaterów powieści miał więc jakiegoś swojego odpowiednika w rzeczywistości – również pies Szarik.

Najpierw powieść, potem film

 Pierwszy odcinek serialu pojawił się na ekranach dwa lata później.

W pierwotnych  założeniach serial miał mieć 8 odcinków. 9 maja 1966 roku wyemitowano odcinek pilotażowy. Potem we wrześniu wyemitowano całość. Na tym miało się skończyć. Od momentu wyprodukowania tej pierwszej serii minęły dwa lata do chwili, gdy zadecydowano o kontynuacji.

Popularność „Pancernych” sprawiła, że serial nie mógł się skończyć?

Ba, powiedziałbym nawet, że to była ekstremalna popularność - telewizja, a także twórcy filmu zostali dosłownie zasypani listami od dzieci, które wręcz domagały się kontynuacji, a nawet pojawiły się groźby związane z przemocą fizyczną! Wszyscy domagali się kontynuacji losów „Pancernych”. Pierwszych 8 odcinków bazowało (jak już wspomniałem) na książce Janusza Przymanowskiego, której fabuła zaczynała się na Syberii, a kończyła nad brzegiem Bałtyku. Wszystko dotyczyło przygód młodego Janka Kosa. To była zamknięta całość.
Marek Łazarz

Zdjęcia do nowych odcinków ruszyły dopiero w 1968 roku. Scenariusze powstawały na bieżąco – to była wielka burza mózgów. Częściowo inspiracją do ich powstawania stały się pomysły, które ludzie wysyłali (w tym wiele dzieci). Pomysły do nowych odcinków Przymanowski czerpał także z innej swojej książki, to jest ze zbioru opowiadań wojennych pt.: „Ze 101 frontowych nocy”.

Jedna z łódzkich gazet codziennych zorganizowała nawet w 1967 roku konkurs na najlepsze pomysły dotyczące dalszych losów „Czterech pancernych i psa”. On zakończył się wielką fetą z rozdaniem nagród zwycięzcom. Spotkanie miało być zwieńczone się przejazdem czołgu z aktorami ulicą Piotrkowską w Łodzi. Tak się jednak nie stało, bo tłum ludzi zastawił szczelnie cała tę ulicę i w efekcie nie można było ruszyć czołgiem z miejsca. Spotkanie odbyło się w hali sportowej – tam autorzy filmu i wykonawcy głównych ról wręczyli nagrody dzieciom, które wygrały konkurs.

Pomysły z konkursu znalazły się w scenariuszu kolejnych odcinków?

Tak, a zwłaszcza jeden, który pojawiał się najczęściej – wesele pancernych J.  Jakaś starsza pani, wielbicielka filmu wysłała kilka tekstów piosenek ludowych, które po opracowaniu też znalazły się w serialu – śpiewał je Tomek Czereśniak.

Pancerni powstawali na Dolnym Śląsku

Wiele scen nakręcono we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.

Rzeczywiście, cała pierwsza seria, czyli 8 odcinków (które realizowała wrocławska Wytwórnia Filmów Fabularnych) powstała na Dolnym Śląsku – we Wrocławiu i w Żaganiu. W WFF kręcono wszystkie sceny rozgrywające się we wnętrzach.

Zdjęcia rozpoczęto na przełomie lutego i marca 1965 roku od scen rozgrywających się na Syberii. Tu jako plener posłużyły malownicze okolice Międzygórza. Z kolei scenę, w której Janek wskakuje „na gapę” do radzieckiego pociągu wojskowego zrealizowano na zlikwidowanej linii kolejowej między Gajem Oławskim a Pełczycami. Kilka scen zrealizowano też w samym Wrocławiu i koło Trzebnicy. Natomiast w Żaganiu i na terenie pobliskiego poligonu powstawały plenerowe sceny batalistyczne.
Marek Łazarz

Decyzja o tym, że Śląski Okręg Wojskowy będzie wspierał produkcję została podjęta już wcześniej. Kierownictwo produkcji filmu zwróciło się o taką pomoc do sztabu Okręgu, a ten postawił zadanie 11. Dywizji Pancernej (obecnie 11. Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej) z Żagania oraz Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych z Wrocławia – te dwie jednostki zabezpieczały produkcje pancernych.

Poza tym w pancernych zagrała też słynna kapliczka pod Trzebnicą, wykorzystano również wrocławskie plenery, jak cmentarz żydowski przy ulicy Ślężnej i ten przy Smętnej na Sępolnie. Obie te nekropolie zagrały jedno miejsce – cmentarz w Lublinie z drugiego odcinka, w którym Janek szuka grobu swojego ojca. Tam pancerni ścigali niemieckiego grabarza, a Gustlik wpadł do grobowca. Z kolei uliczka przy Hoene-Wrońskiego (koło Politechniki Wrocławskiej) zagrała Warszawę. Jest też jeden wyjątek – w odcinku „Brzeg morza” pojawia się Morze Bałtyckie. Te ujęcia powstawały na Oksywiu w Gdyni.

<p>Żagań: na tutejszym poligonie nakręcono scen batalistyczne pierwszej serii "Czterech Pancernych"</p> Archiwum Marka Łazarza
Żagań: na tutejszym poligonie nakręcono scen batalistyczne pierwszej serii "Czterech Pancernych"

Dwie następne serie kręcono już w innych częściach Polski.

Kolejne serie przygotowywała łódzka wytwórnia filmowa. Zdjęcia były realizowane w Łodzi i okolicznych miejscowościach, jak: Tomaszów Mazowiecki, Spała, Inowłódz, Poświętne, Pabianice czy poligon w Raduczu koło Rawy Mazowieckiej. Kręcono także w Bydgoszczy, Chełmnie, Białobrzegach nad Jeziorem Zegrzyńskim, Sztutowie i ponownie na Bałtykiem: w Piaskach i Krynicy Morskiej. Na Dolny Śląsk realizatorzy wrócili pod koniec trzeciej serii, a konkretnie do Kłodzka i do Bystrzycy Kłodzkiej.

Aktorzy przeszli u nas szkolenie przygotowujące do pracy w wojskowych warunkach.

Przed rozpoczęciem zdjęć plenerowych w Żaganiu aktorzy pojawili się na kilka dni w ZMECHU (Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Zmechanizowanych im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu – przyp. SAS). Trudno to nazwać szkoleniem – bardziej chodziło o to, by zapoznać ich ze sprzętem, żeby potem krzywdy sobie w czołgu nie zrobili.

Oczywiście, chodziło też o to, by wiarygodnie wyglądali, a więc żeby potrafili w wiarygodny sposób wsiadać do czołgu i wysiadać z niego (co proste nie jest), by kierowca wiedział, którymi dźwigniami ruszać i do czego służą, żeby Gustlik nauczył się we właściwy sposób ładować armatę itd. Mało tego, dwa czołgi ze ZMECHU grały Rudego.

Czołgów było więcej…

Zdjęcia w Żaganiu zabezpieczał ówczesny 8. Pułk Czołgów Średnich. Ta jednostka oddelegowała do filmu 8 sprawnych czołgów T34-85 wraz załogami. To żagańscy czołgiści byli prawdziwymi bohaterami I serii J. Z 8 przekazanych filmowcom czołgów co najmniej trzy zagrały Rudego 102. Część tzw. dokrętek do scen żagańskich realizowano pod Wrocławiem (między Psarami a Krynicznem) – w tych ujęciach zagrały dwa czołgi ze ZMECH-u.

Czołgów Rudy było wielu, podobnie jak Szarików, czyli psów grających głównego, psiego bohatera. Wśród których rzekomo miała być też jedna suka…

Na temat Szarika pojawiło się wiele mitów, które najwyższy czas obalić. 90% scen zagrał jeden pies Trymer z Zakładu Tresury Psów Służbowych MO (obecnie Zakład Kynologii Policyjnej) w Sułkowicach. Na poszczególnych etapach produkcji Trymer-Szarik miał dwóch dublerów.

W Żaganiu i Wrocławiu występował Spik. Był nieco młodszy i bardziej agresywny, grał w scenach trwających dłużej, z oddali, bardziej wyczerpujących. A Trymer był świetnie ułożonym, inteligentnym psem. Oba różniły się pod względem wyglądu. W tym okresie opiekunem psów był sierżant MO Leonard Sosnowicz. W drugim i trzecim sezonie zaangażowano nowego dublera, który wabił się Atak, a psimi aktorami do końca produkcji opiekował się pan Franciszek Szydełko.
Marek Łazarz

 Skąd się w takim razie wzięła legenda o suce grającej Szarika?

W pierwszym odcinku poznajemy matkę Szarika, a jego samego jako malutkiego szczeniaczka. I ją zagrał… sam Szarik, czyli Trymer.

Małgorzata Niemirska (filmowa Lidka) z psem grającym Szarika na okładce tygodnika "Ekran" Archiwum Marka Łazarza
Małgorzata Niemirska (filmowa Lidka) z psem grającym Szarika na okładce tygodnika "Ekran"

Wystąpił w dwóch rolach w jednym filmie!

On wystąpił w dwóch rolach w jednym filmie – zarówno w męskiej, jak i żeńskiej (uśmiech). Natomiast Szarika szczeniaka w pierwszym odcinku zagrały dwa różne pieski. Były dwa, bo część zdjęć „syberyjskich” realizowano w dużym odstępie czasowym i w dwóch różnych miejscach.

Część scen kręcono w Międzygórzu, a część (pół roku później) w WFF Wrocławiu, gdzie powstało wnętrze chaty syberyjskiej. Przedział czasowy między tymi zdjęciami był spory (ponad pół roku), więc szczenię grające w Międzygórzu zdążyło już mocno wyrosnąć… Oto cała tajemnica (uśmiech).

Dolnośląscy statyści w serialu

Kim byli statyści? To tylko żołnierze?

Powstało kilka scen z cywilnymi statystami, które były kręcone w Żaganiu. Jest choćby takie ujęcie, gdy załoga Rudego wjeżdża do wyzwolonej wioski, tłum oblega czołg, biegną dzieci z kwiatami. Tam zagrali mieszkańcy Żagania i Olszyńca – pobliskiej wsi. Ci ludzie do dziś rozpoznają się w tym filmie. To ciekawe, bo podczas uroczystości rodzinnych oni  puszczają sobie ten jeden odcinek, bo tam w scenach pojawiają się nieżyjący już od dawna dziadek czy babcia. To się stało czymś w rodzaju tradycji rodzinnej, swego rodzaju żywym albumem ze zdjęciami.

A jak kompletowano obsadę?

Główne role były z góry obsadzone - niewiele było specjalnych zdjęć próbnych. Zorganizowano je jedynie do roli Janka i Grigorija. Reżyser wypatrzył Janusza Gajosa w filmie Panienka z okienka, gdzie ten od zagrał nastolatka, będąc zresztą już dorosłym mężczyzną. Na zdjęcia próbne przyszedł też Włodzimierz Press, który wtedy był po małej porażce zawodowej - był bardzo poważnie brany pod uwagę do głównej roli w filmie Faraon, ale ostatecznie jej nie dostał.
Marek Łazarz, Autor książki monograficznej Czterej pancerni i pies. Przewodnik po serialu i okolicach

Przegrał z Jerzym Zelnikiem…

Tak. Jak mi później opowiadał, chodził na zdjęcia próbne, bo wtedy za udział w nich normalnie płacono. Poszedł tam nie z myślą, że dostanie się do filmu, ale chciał zarobić parę groszy. Na zdjęciach próbnych była odgrywana scena bójki w stodole z Januszem Gajosem. Zagrali to świetnie i reżyser zaangażował ich obu. Pozostałe role były natomiast rozplanowane już wcześniej.

Niektóre postaci rozbudowano w czasie kręcenia, jak choćby rolę Witolda Pyrkosza, który grał kaprala Wichurę.

W scenariuszu pierwszej serii Wichura był epizodyczna postacią, ale zrobił to tak znakomicie, że wątki z nim rozbudowano w kolejnych odcinkach.

Wiele scen kręcono z udziałem sprzętu wojskowego, na poligonie. Nic dziwnego, że dochodziło do niebezpiecznych sytuacji, z których najpoważniejszą był wypadek Janusza Gajosa, czyli serialowego Janka.

To był spektakularny wypadek, który w zasadzie zagroził całej produkcji, bo nie wiadomo było, co robić – dopiero połowa zdjęć, a główny aktor wypadał z realizacji na długi czas. Gajos w przerwie między zdjęciami kręconymi na poligonie czekał na kolejne ujęcie ze swoim udziałem i spał gdzieś w rowie przykryty kurtką. Samochód wojskowy podczas zawracania częściowo przejechał po aktorze. Szczęśliwie pan Janusz leżał w rowie i odciążone koło niejako tylko przeturlało aktora, ale na tyle poważnie, że wypadek zakończył się urazem miednicy.

Przez moment pojawiło się zagrożenie, że zdjęcia zostaną przerwane i całą produkcję trzeba będzie zakończyć. Ostatecznie realizatorzy wpadli na genialny pomysł – zmieniono harmonogram zdjęć. Sceny atelierowe zaplanowane na zimę nakręcili od razu latem codziennie, przywożąc aktora ze szpitala na plan. W tym samym czasie wypadły zdjęcia nam morzem, w których z oczywistych względów Gajos nie mógł uczestniczyć.

Sceny nadmorskie, w których Janek rozpoznaje ojca częściowo powstały z wykorzystaniem dublera. To był wrocławski aktor Henryk Matwiszyn. W tym samym czasie powstawały też zdjęcia na wrocławskich cmentarzach i w tym przypadku Janka grał także dubler.

Kłodzko: plan zdjęciowy odcinka 21. pod tytułem "Dom" Archiwum Marka Łazarza
Kłodzko: plan zdjęciowy odcinka 21. pod tytułem "Dom"

Inne wypadki też się zdarzały?

Nie było już więcej tak spektakularnych sytuacji, ale Janusz Gajos uległ też drugiemu wypadkowi – miał mocno poparzoną dłoń. W jednej ze scen ładunki pirotechniczne były rozłożone nie tak, jak powinny i w efekcie eksplozja mocno poparzyła mu rękę. Widać to zresztą w filmie – w kilku ujęciach aktor ma bandaż na ręce. Zdarzyło się też, że jakiś ładunek wybuchł tam, gdzie nie powinien, ale szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

Czy istniała klątwa pancerych?

Przez lata mówiło się o „przekleństwie pancernych”, bo zagranie w filmie zapewniło im ogromną popularność, ale też zaszufladkowało ich na lata.

Istotnie, to było groźne zwłaszcza dla początkujących aktorów – takich, jak Janusz Gajos. On sam wspominał, że oczywiście każdy aktor marzy, by być popularnym i rozpoznawalnym. Ale on zauważył, że to szło w niewłaściwym kierunku – kiedy zaczęła się ta wielka popularność, zaczęto ich uznawać za bohaterów II wojny światowej. Ludziom zatarły się granie między filmem a rzeczywistością – aktorzy musieli na spotkaniach tłumaczyć, że nie są bohaterami wojennymi!

Młody, ambitny chłopak, który gra w teatrze, chce dostawać ambitne role, był tak rozpoznawalny i charakterystyczny, że prawie żaden reżyser nie chciał go angażować, bo on był „naznaczony” rolą Janka Kosa. Czytałem w jakichś wspomnieniach, że Janusz Gajos równolegle z rolą w „Czterech Pancernych” grał Michała Wołodyjowskiego w spektaklu w Łodzi. Podczas jednego z przedstawień, gdy Wołodyjowski toczy z kimś pojedynek na szable, nagle z widowni usłyszał: „Janek, nie daj się!” To może być stresujące i frustrujące. Rzeczywiście – to przekleństwo zaważyło na karierze Gajosa.

Jak było z innymi?

W ich przypadku nie było takiego niebezpieczeństwa, bo na przykład Franciszek Pieczka był już znanym aktorem. Na nim nie odbiło się to piętnem, bo on miał za sobą wiele innych znaczących ról – zarówno filmowych, jak i teatralnych. Z kolei w przypadku Włodzimierza Pressa jeszcze inna sprawa miała znaczenie – on sam mi mówił, że miał za mało siły, by się rozpychać łokciami w drodze po nowe role. Był za mało ekspansywny.

Serial, chyba jako pierwszy w historii zdobył wielką popularność nie tylko w Polsce, ale za granicą, głównie w krajach Bloku Wschodniego.

Tę popularność podkręciło dodatkowo wydanie książki. Tak naprawdę „Czterej pancerni i pies” był pierwszym – można chyba tak powiedzieć – produktem popkulturowym, który rządził się zasadami wolnorynkowego marketingu znanego na Zachodzie, co zresztą było często wytykane twórcom serialu.

A co im zarzucano?

Zwróć uwagę, że to „Pancerni” jako pierwsi wygenerowali na przykład produkcje gadżetów związanych z serialem: lusterek, fotografii, pocztówek. Tego wcześniej na polskim rynku nie było, a to przecież typowo amerykański model marketingowy – zanim film pojawi się w kinach, już jest mnóstwo gadżetów, którymi się go promuje. Przymanowski zrobił to w 1968 roku, co strasznie denerwowało dygnitarzy partyjnych.

Jednocześnie ciągle słychać zarzuty, że to stricte propagandowy film.

Moim zdaniem to przesadzony zarzut. Oczywiście, nie mam zamiaru dowodzić, że to wszystko było w porządku. W serialu przemilczano pewne fakty historyczne – choćby powstanie warszawskie, ale moim zdaniem bardzo daleko jest „Pancernym” do typowego, komunistycznego produkcyjniaka. Takie rzeczy mówią ludzie, którzy tak naprawdę nie znają tego serialu. Bo jeśli się go obejrzy uważnie, trudno to dostrzec.

Pewnie, pojawiają się tam żołnierze radzieccy, ale muszą, bo na tym etapie wojny walczyliśmy z Niemcami wspólnie. A Brygada Pancerna była tak naprawdę jednostką radziecką, wcieloną w struktury radzieckie, choć oczywiście złożoną z Polaków, ale pod skrzydłami radzieckimi.

Podstawowa sprawa jest taka, że to nie jest serial historyczny ani dokumentalny. To miał być film dla dzieci i młodzieży w elementami historii w tle. On miał sprowokować do zainteresowania się historią - wtedy weterani wojenni mieli po 40 lat, więc mogli tłumaczyć dzieciom, jak było naprawdę. Pójdźmy dalej - powstał słynny „Klub Pancernych”.
Marek Łazarz

Który zrzeszał setki tysięcy ludzi…

Tak, bo to była działalność wychowawcza. A co jest propagandowego w uczeniu dzieci przepisów przeciwpożarowych, przepisów ruchu drogowego, w sprzątaniu piwnic, w ocieplaniu psich bud? Gdzie tu propaganda socjalistyczna? Załogi podwórkowe dostawały na przykład takie zadanie, że muszą posprzątać strychy i piwnice, by wyeliminować zagrożenie pożarowe. Albo musiały nauczyć się, jak obsługiwać gaśnicę, co zrobić, gdy zostanie znaleziony niewybuch w lesie. W tamtych czasach telewizja spełniała jeszcze funkcję edukacyjną – można się było czegoś z niej nauczyć.

A stosunki polsko-radzieckie? Kiedy się uważnie ogląda serial, jest kilka takich pstryczków, które wcale nie pokazują Związku Radzieckiego w rewelacyjnym świetle. Fiodor „Jołki-połki”, grany przez Zdzisława Nalberczaka, częstuje młodego Janka wódką w okopie, co się spotyka z karcącym spojrzeniem Olgierda. Honorata z kolei cały czas opowiada z pogardą o Bolszewikach. Chorąży Zadra, grany przez Mariana Opanię, jest przecież powstańcem warszawskim i też z pogardą wyraża się o radzieckim kapitanie, saperze, który ma dołączyć do załogi Rudego.

Z kolei w pierwszych odcinkach nauczycielka opowiada szeroko o wrześniu 1939 roku. Zresztą cenzura się bardzo przyczepiła do tej postaci: dlaczego nauczycielka jest tak bardzo szlachecka, inteligentna i tyle o tym wrześniu opowiada? Ale, jak widać, Janusz Przymanowski jednak zdecydował się wrzucić do serialu kilka takich wątków. 

Marek Łazarz:

Autor książki monograficznej „Czterej pancerni i pies. Przewodnik po serialu i okolicach”, dyrektor Muzeum Obozów Jenieckich w Żaganiu.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama