– Trefl Sopot to przygotowana drużyna z dobrym trenerem i prawdopodobnie najmocniejszym składem w lidze – powiedział bezpośrednio przed meczem trener Śląska, Ertugrul Erdogan.
Wyrównana pierwsza połowa
Na pozycji rozgrywającego z konieczności ustawił Łukasza Kolendę, ale dużo większym zaskoczeniem była obecność w pierwszej piątce Michała Mindowicza, ponieważ 20-letni wychowanek WKS-u jest zawodnikiem drugiej drużyny. Obok nich: Nizioł, Ramljak i Parakhouski.
Oba zespoły wystartowały w szybkim tempie i były blisko siebie. Gospodarze wyszli na chwilę na prowadzenie po przechwycie, który pozwolił na łatwe i efektowne punkty z kontry Jakuba Nizioła (7 oczek w pierwszej kwarcie, tak samo jak Kolenda). Pierwsza część na remis po 22.
Dzięki nieobecności obcokrajowców, Martina, Pusicy i Mitchella, więcej minut dostali Polacy, zwłaszcza rezerwowi. Fragmentami piątka WKS-u składała się tylko z rodaków, co na ekstraklasowych parkietach nie zdarza się zbyt często.
W grze częściej niż zwykle był 20-letni Aleksander Wiśniewski, który pomagał Kolendzie na jedynce. Na boisku wciąż wyrównana i zacięta koszykówka, ale coraz mniej poukładana i skuteczna. Żadnej drużynie nie udało się odskoczyć. Po pierwszej połowie, i nisko punktowanej drugiej kwarcie, minimalne prowadzenie mieli Trójkolorowi – 37:36.
Zobaczcie galerię zdjęć kibiców z poniedziałkowego meczu koszykarzy: Śląsk Wrocław - Trefl Sopot!
WKS lepszy po nerwowej końcówce
Po przerwie trener Erdogan zaczął inną piątką: Kolenda, Gołębiowski, Dziewa, Karolak i Ramljak. Momentami mecz przypominał świąteczne spotkanie przy stole, kiedy wszyscy czują się bardzo swobodnie i niekiedy są niefrasobliwi. Wyrzucone podania, przestrzelone rzuty spod kosza, faule w ataku... Trener Śląska był wyraźnie zdenerwowany, szkoleniowiec rywali też nie miał powodów do zadowolenia, bo jego koszykarze popełniali proste błędy i straty (14, przy 17 Śląska). Znów niedużo punktów w kwarcie, którą trójką zakończył Andrzej Pluta – 50:48 dla gospodarzy.
Początek czwartej kwarty udowodnił, że nie ma co liczyć na ładną koszykówkę, ale woli walki nie brakowało nikomu. Wciąż punkt za punkt i (niski) wynik krążący wokół remisu. Dziewa miał kłopoty z faulami, ale wytrzymał do końca i w ostatniej kwarcie bardzo się przydał (punktował, zbierał, wymuszał faule).
Galeria zdjęć
Efektywnie w tym meczu grał Łukasz Kolenda (17 punktów, 7/12 z gry, 3 asysty). To głównie dzięki niemu i Dziewie wrocławianie odskoczyli na 6 punktów na trzy i pół minuty przed końcem. Niedługo potem Kolenda trafił trudną trójkę na 67:60, dwa punkty dołożył Gołębiowski i przewaga wzrosła do 9 oczek. Wydawało się, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, kiedy przypomniał o sobie Jovanović, zdobywając 7 punktów z rzędu. Na szczęście był to łabędzi śpiew sopocian. Końcowy wynik – 71:67 (Kolenda, Nizioł, Dziewa i Gołębiowski razem rzucili 60 oczek).
– Szykowaliśmy się, żeby potwierdzić, że jesteśmy lepsi po meczu w Pucharze Polski. Przeszkodziła naprawdę bardzo słaba skuteczność z naszej strony – podsumował Michał Kolenda, koszykarz Trefla. – Mamy odpowiednią liczbę ludzi i ten mecz jest tego przykładem. Pokazaliśmy, że możemy grać bez kilku zawodników. Mamy w składzie pewnie najlepszych Polaków – skontrował drugi z braci, Łukasz.
Śląsk pozostaje na fotelu lidera i jest coraz bliżej pierwszego miejsca przed play-offami.