Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
WKS przystępował do środowego wieczoru po dotkliwej porażce we Włocławku z Anwilem (70:97), natomiast Twarde Pierniki po trzech zwycięstwach z rzędu. Obie drużyny, legitymujące się takim samym bilansem 14-13, wciąż mają nadzieję na bezpośredni awans do play-offów, co wzmacniało stopień ważności ich bezpośredniego pojedynku w Orbicie.
Pierwsza połowa pod kontrolą...
Gospodarze, ponownie z Robinsonem i Penavą w składzie i ciągle bez Ponitki, od początku przejęli inicjatywę, trafili 5 na 8 prób z dystansu i prowadzili po pierwszej kwarcie 26:15. W drugiej także kontrolowali sytuację, konsekwentnie powiększając przewagę do 18 punktów.
Od tego momentu goście z Torunia zaczęli dochodzić do głosu, tym niemniej po pierwszej połowie to WKS był w lepszym położeniu – 48:38. Udało się ograniczyć straty do 2 i zbiórki w ataku przeciwników też tylko do 2, o co apelował trener Lykogiannis.
... i druga też
Otwarcie długiego weekendu majowego zdecydowanie należało do wrocławian – znów odskoczyli na kilkanaście oczek, będąc bardzo dobrze dysponowani rzutowo (52 procent z gry, w tym 9/18 za trzy). Punktowali wszyscy z rotacji oprócz Kulikowskiego. Nzekwesi i Davies zabezpieczali bronioną deskę. Torunianie natomiast pudłowali z zza łuku – 3/17. Po trzech kwartach było 76:57.
Ostatnia część była czystą formalnością. Trójkolorowi cieszyli się z istotnego zwycięstwa, po którym poprawili bilans na 15-13, a torunianie (14-14) mogą na pocieszenie pozwiedzać Wrocław lub pograć na Gitarowym Rekordzie Świata – 99:76.
6 zawodników WKS-u rzuciło więcej niż 10 oczek: Senglin (15), Teague (15), Davies, Nizioł, Gołębiowski i Penava (po 11). Cały zespół – 13/29 za trzy.