— Zamykamy w piątek — zapowiedział w środę Andrzej Mazurczak.
Goście oczywiście mają inne plany. Odskakują jako pierwsi. Wpadły trzy trójki. Najlepszego strzelca mają jednak przeciwnicy. Meier znów jest gorący. Już ma na koncie 9 oczek. Najlepszą formę ewidentnie przygotował na finały. Wrocławianie często stają na linii (10/11) i prowadzą (co nie zdarzyło się ani razu w dwóch poprzednich meczach) 22:29. To najwyżej punktowana kwarta Trójkolorowych w tej serii.
Trener Erdogan nie boi się ryzyka. Drugą część zaczyna Aleksander Wiśniewski. 20-latek zastąpił w rotacji kontuzjowanego Łukasza Kolendę. King gra natomiast bez Browna. Włącza kolejny bieg i odrabia wszystkie straty. Doping w Netto Arenie rośnie, ale nagle milknie, zgaszony stratą i drugim niesportowym faulem Zaca Cuthbertsona. Amerykanin wylatuje z boiska. Pierwszą połowę kończy Martin akcją 3+1. Śląsk przegrywa, ale tylko dwoma.
— Daliśmy im się otworzyć od początku. Mieliśmy kilka strat i oddaliśmy zbiórki, z których zdobywali punkty z ponowienia — wskazał w przerwie Kacper Borowski.
Martin jak zakończył drugą, tak zaczął trzecią część. Dziś gra na wysokiej skuteczności (6/9 z gry) i jest najlepiej punktującym na boisku. Bez Browna i Cuthbertsona atak gospodarzy spowolnił. Tempo trzyma natomiast Martin. Rozgrywający trafia z dystansu po raz czwarty, wyprowadzając Śląsk na 7-punktowe prowadzenie. Szczecinianie są bez punktu przez kilka minut (zaledwie 4 w całej kwarcie). Trener Kamiński widzi problemy i niespodziewanie sięga po Browna. Tymczasem Martin korzysta na tym, że nie broni go już Cuthbertson. Kiedy jak nie dzisiaj? Goście wyprzedzają rywali o 18 punktów.
Wrocławianie ustawiają długie akcje. Chcą pilnować prowadzenia, które spada do 10. Wilki mają coraz mniej czasu i… coraz większe problemy z rozochoconym Martinem (33 punkty). Z innymi obrońcami drogi pod kosz są bardziej otwarte. Szczecinianie nieraz w tym sezonie udowodnili, że walczą do końca i tak jest tym razem. Zbliżają się na 6 oczek, ale goście nie wypuszczają tego meczu z rąk i zwyciężają 85:75.
Jeremiah Martin: — W końcu coś wygraliśmy. Nie jest łatwo odbudować się po trzech porażkach, ale dziś zareagowaliśmy odpowiednio. Musimy trzymać się razem. Wciąż jesteśmy pod ścianą, ale wszystko jest możliwe.
— Moje pierwsze wejście nie było udane, ale drugie zdecydowanie lepsze. W tym sezonie jestem trzecim wysokim. Muszę zawsze być gotowy. Po porażkach atmosfera spada, ale nigdy nie lekceważ serca mistrza. Wracamy do Hali Stulecia i potrzebujemy wsparcia. Bądźcie z nami, razem wygramy — skomentował Szymon Tomczak (10 minut, 2 punkty i 4 zbiórki).
Mecz 5. w poniedziałek 12 czerwca we Wrocławiu.