wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

19°C Pogoda we Wrocławiu

Jakość powietrza: umiarkowana

Dane z godz. 23:20

wroclaw.pl strona główna

Reklama

  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. WNDKR zagrał w Łykendzie

W środowy (15.01) wieczór w klubie Łykend zagrał WNDKR, czyli Michał Wendeker, młody muzyk i wokalista rodem z Lublina. Wrocławskim występem rozpoczął pierwszą trasę koncertową w swojej karierze. Wypadł przyzwoicie, choć trudno było się oprzeć wrażeniu, że najlepsze dopiero przed nim. 

Koncert Wendekera mógł pozostawić po sobie nieco mieszane wrażenia. Po pierwsze, artysta spóźnił się o całe 45 minut i wyszedł na scenę dopiero za kwadrans 21.00. To dość ryzykowne podejście do publiczności, zwłaszcza jeśli jest się debiutantem. Choć może właśnie tym debiutem należy wszystko tłumaczyć. Bardzo wszak prawdopodobne, że w grę wchodziło nie gwiazdorskie lekceważenie publiki, ale zwykły stres. Mimo wszystko WNDKR i jego ekipa mogli się denerwować nieco sprawniej. Jeszcze chwila, a ludzie zaczęliby wychodzić.

Po drugie, muzyka, czyli zasadnicza treść wieczoru. Tu też trudno się oprzeć ambiwalencji. Bo Wendeker znakomicie wypada na żywo i rzeczywiście potrafi – tak jak zapowiadają to materiały prasowe jego wytwórni i recenzje w internecie – raz ująć słuchacza liryczną balladą, raz mocno przyłożyć dobrym riffem, odsyłającym do całej rockowej tradycji, od Henrixa przez Red Hot Chili Peppers po Jacka White'a. Owszem, ma znakomity głos. Z pewnością świetnie gra na gitarze (co ciekawe, nie używa kostki i na tej elektrycznej również gra palcami). Sęk jednak w tym, że jego repertuar – podczas koncertu odbierany en masse i hurtem, a przy tym na pewno zdecydowanie bardziej organicznie niż podczas zwykłego słuchania w domu – robi wrażenie niepotrzebnie „dwubiegunowego”. Wendeker zaczął koncert od kilku ballad, które wykonał z towarzyszeniem gitary akustycznej, potem grał już głównie na „elektryku” – wraz z resztą składu: Maciejem Tokarskim na basie i Michałem Stawarzem na perkusji – choć niekoniecznie z wykopem. Jego rockowe piosenki, numery wykonane w klasycznym „power trio”, robiły wrażenie najlepsze, momentami naprawdę imponujące. Ale artysta z uporem godnym lepszej sprawy zaraz po jakimś siarczystym numerze „łagodził” atmosferę kolejną klimatyczną balladą – czasem nawet siadając do klawiszy. A potem znów gitarowe grzanie. I tak w kółko. Co z tego, że piosenki same w sobie niezłe, gdy dramaturgiczny wykres występu wygląda jak sinusoida? To człowiek chce usiąść, żeby się zadumać, to mu znowu tańczyć każą...

Wendekerowi trzeba jednak oddać sprawiedliwość i jasno stwierdzić, że jest bardzo sprawnym muzykiem i na pewno co najmniej dobrym kompozytorem. Ma ogromny potencjał, potrafi przekonać do siebie publiczność, nawet jeśli jej nieliczność – w Łykendzie było jakieś 40 osób – sprawia mocno przygnębiające wrażenie, nie jest zmanierowany i wykazuje dystans do siebie i swojej twórczości (jego zapowiedzi kolejnych piosenek były momentami bardzo zabawne). To wszystko dobrze rokuje. Niechby tylko sam artysta klarowniej układał setlistę (i niechby mu się ona rozrosła!), niechby nabrał scenicznej ogłady i niezbędnej pewności siebie – a kolejny występ w Łykendzie (oby dłuższy, bo ten trwał ledwie godzinę) zostanie wyprzedany do ostatniego miejsca.

Czego przecież – nawet trochę kręcąc nosem na jego środowy występ – nie sposób mu nie życzyć.

Przemek Jurek

WNDKR zagrał w Łykendzie 15 stycznia 2014.

fot. Tomasz Walków

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama