Dowcipne, pełne nostalgii i jednak sporej dawki radości prace Jakuba Kamińskiego są czasem odpowiedzią na konkretne zamówienie, a czasem po prostu echem dzieciństwa.
Rakieta tenisowa – tylko przy twarzy, wypoczynek – tylko w górach
Blondyn spogląda na nas przez rakietę tenisową, a kosmyk jego włosów wymyka się przez jedno z oczek. Pomysł na jeden z najbardziej znanych plakatów Jakuba Kamińskiego – „Tenis”, który jest częścią serii prac o sportowych dyscyplinach (są jeszcze m.in. piłka nożna, siatkówka, kolarstwo, boks) jest jednocześnie wspomnieniem z dzieciństwa autora.
– Mieliśmy z siostrą rakietę tenisową na spółkę i uwielbialiśmy przykładać ją sobie do twarzy w przerwach, dlatego tenis wciąż kojarzy mi się z patrzeniem na świat przez kratkę rakiety – opowiada Jakub Kamiński.
Sport jest dla wrocławskiego artysty ważny. Po mieście jeździ przeważnie rowerem, a w Technikum nr 15, w którym uczy projektowania graficznego, uparcie powtarza młodzieży, że WF jest najważniejszym przedmiotem w szkole.
– Wciąż zaskakuje mnie widok uczniów wpatrzonych w smartfony na zajęciach. Na szczęście, powoli odradza się też w szkole siatkówka i młodzi zaczęli chętniej trenować, także po lekcjach – mówi.
I uważa, że dla zdrowia warto też ruszyć w góry, a jest ich entuzjastą i poświęcił wypoczynkowi cudownie dwuznaczny plakat „W góry po zdrowie” z dwoma pagórkami (które, równie dobrze, mogą być muśniętymi słońcem pośladkami).
– Zmienia się klimat, jest coraz goręcej i mniej przyjemnie, a mnie dziwi, że ludzie, którzy nie lubią upałów, uparcie jadą nad morze. Ja lubię góry, gdzie można się idealnie schłodzić, choćby wchodząc do lasu, więc ten plakat jest też pewną wskazówką – jest ci gorąco, nie jedź nad morze, albo do ciepłych krajów, ale w polskie góry. Przyniosą ci wytchnienie, będzie przyjemnie – dodaje Kamiński.
A pośladki? – Rzeczywiście, to puszczenie oka do widza, choć cały czas w nurcie turystycznych, BHP-owskich plakatów – zaznacza od razu autor.
Profesor Żelaźniewicz przeczuwa talent
Urodzony w Strzelcach Opolskich, ale od lat mieszkający we Wrocławiu Jakub Kamiński najpierw uprawiał street photo (fotografię uliczną) i studiował na Akademii Sztuk Pięknych (fotografię i multimedia).
Na uczelni zainteresował się jednak plakatem. Było sporo zajęć z projektowania graficznego z ciekawymi wykładowcami, pojawiła się okazja, by spróbować sił.
– Przy zaliczeniu plakatu profesor Ludwik Żelaźniewicz, nie patrząc w mój indeks, zapytał, czy jestem z fotografii, czy z grafiki. Kiedy odparłem, że z fotografii stwierdził, że dałby sobie uciąć rękę, że napatoczył mu się student z grafiki – wspomina Jakub Kamiński.
Słowa wykładowcy i znanego grafika i ilustratora zapadły młodemu Jakubowi Kamińskiemu w pamięć, choć o zmianie zainteresować zdecydowało życie.
– W pewnym momencie, zwłaszcza po narodzinach mojego syna, uznałem, że fotografia mi się znudziła i powielam już istniejące pomysły, więc podjąłem decyzję, że zajmę się czymś innym, co – po pierwsze – sprawi mi przyjemność, a po drugie, będę miał więcej zawodowej satysfakcji, bo lubię czuć zadowolenie z tego, co robię – tłumaczy.
Dziś fotografia to raczej hobbystyczne zajęcie, choć przydały się porady z zajęć.
– Zwłaszcza świetny Maciej Stawiński nauczył mnie minimalizmu i czystości fotografii. Zwracał uwagę, abym nie robił zdjęć bezmyślnie, ale pomyślał, co widzę w kadrze i świadomie – szybkimi i dynamicznymi ruchami – rezygnował z pewnych elementów – wyjaśnia artysta.
Plakat musi być czytelny
Jakub Kamiński jest najbardziej znany z plakatów. Mają niepowtarzalny klimat, humor, są dla odbiorców czytelne.
– To rzeczywiście ważne – mówi artysta – ale najpierw prace muszą być czytelne dla mnie, bo jestem pierwszym ich odbiorcą. A ponieważ pracuję dla określonego klienta, biorę też pod uwagę jego punkt widzenia i uwagi – dodaje.
Pracę nad plakatem wrocławianin zaczyna od podpatrzonego sposobu, czyli tzw. mapy myśli. To zbiór różnych motywów, które mogą zainspirować. Tworzy się z nich rodzaj pajęczyny, a na środku umieszczony jest temat do realizacji.
– Przygotowuję wszystkie skojarzenia, jakie przychodzą mi do głowy, a potem podkreślam to, co można byłoby abstrakcyjnie połączyć – opisuje Kamiński.
Na plakatach operuje prostymi motywami, choć nietypowo je ze sobą komponuje. Jak w ilustracji do artykułu o łowcach huraganów zamówionej przez miesięcznik „Pismo”.
– Jak ugryźć taki temat? Najpierw pomyślałem, że huragan to zniszczenie, bałagan, totalny chaos, etc. Ale w jednym ze zdań reportażu była wzmianka o podstępnym charakterze huraganów. I poszedłem szlakiem tej podstępności, a to przypomniało mi od razu skradającego się człowieka, kogoś, kto ma złe zamiary. I połączyłem bałagan oraz złoczyńcę – wyjaśnia.
Deskorolka Oskara Zięty jako część ilustracji
Swoje projekty Jakub Kamiński wykonuje na komputerze, choć wcześniej zawsze trochę szkicuje (przyznaje, że dobrze rysować nie potrafi), aby klient miał pojęcie, czego się spodziewać.
Dla Zięta Studio należącego do wrocławskiego projektanta Oskara Zięty narysował dwie uskrzydlone postaci – dziewczynę i chłopaka.
– Firma zaprosiła ilustratorów z całej Polski, aby w autorski sposób zinterpretowali przedmioty, które są w ofercie Zięta Studio. Mnie trafiła się deskorolka Bolid. Ludzie ze studia nie byli świadomi, jak specyficznie szkicuję, ale kiedy wysłałem swój pierwotny projekt byli zachwyceni i doskonale odczytali ideę – śmieje się Jakub Kamiński.
Praca dla Oskar Zięta Studio? Dwoje ludzi ze skrzydłami, które są...deskorolkami. Ważki w nowoczesnej wersji.
Projektowanie – praca po godzinach
Kamiński przyznaje, że nigdy nie zdarzyło mu się, aby szukał klienta. To raczej zainteresowani trafiają do niego. O zlecenia nie walczy, bo w tym czasie jest najczęściej w pracy, czyli w szkole – Technikum nr 15 przy Skwierzyńskiej.
– Mam stałe utrzymanie, a projektuję właściwie przy okazji, w czasie wykrojonym między opieką nad małym dzieckiem a własnym snem. Zdarzało się też, że coś projektowałem w szkole, np. kiedy młodzież pisała próbny egzamin zawodowy. Nauczyłem się wykorzystywać każdą wolną chwilę na pracę nad ciekawym tematem – przyznaje wrocławianin.
Zdarzyło mu się zrezygnować z propozycji, kiedy klient życzył sobie zbyt wielu elementów na plakacie. Czułby, że to nie jego praca.
– Być może jednak czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu i zrobić zlecenie, nawet nie we własnym stylu – zaznacza.
Nostalgia pożółkłych kartek
Kolorystyka, jakiej używa Jakub Kamiński przywodzi na myśl projekty z Peerelu, choć on sam to rocznik schyłku Polski ludowej.
– Ale mam jakiś sentyment do tamtych czasów i wydaje mi się, że naturalnie przekuwam to w projektowanie. Stąd formalne nawiązanie do PRL-u i retro kolorystyki. Lubię kiedy biel nie jest czysto biała i w porównaniu z bielą papieru wydaje się wypłowiała, jak kolor książek, którym pożółkły kartki – opisuje.
W fotografii też kochał zawsze klimat retro. – Skupiałem się praktycznie tylko na czarno-białej, tradycyjnej, trochę zapomnianej fotografii. Tak mi już zostało – dodaje.
W stylu zgaszonych kolorów (i z motywem koszykówki) powstała okładka do tomu poetyckiego „Playbook” Tomasza Bąka, który ukazał się nakładem wrocławskiego Wydawnictwa Warstwy.
– To było bardzo przyjemne zlecenie. Klient dał mi wolną rękę i pozwalał na robienie wszystkiego, na co mam ochotę, nie tylko na okładce, także w wyklejce do tej książki, która zdobyła wyróżnienie Polish Graphic Design Awards – mówi Jakub Kamiński.
Z kolei kolażowa okładka płyty „Polonez” zespołu Lumpeks w stylu lat 60. zwyciężyła w X edycji poznańskiego Konkursu 30/30 (na najlepszą okładkę). Jakub Kamiński zrobił ją, jak przyznaje, na granicy czytelności. Dla odbiorcy, który sobie lubi wytropić tytuł, odwracać płytę, pobłądzić wzrokiem.
– Bardzo lubię, kiedy trzeba się trochę wysilić. To taka duża przyjemność dla projektanta graficznego! – przyznaje.
Libacja na skwerku – już niedostępna
Większość plakatów Jakuba Kamińskiego kupimy w sklepie internetowym, książki z projektowanymi przez niego okładkami też są dostępne, ale nie uda nam się zdobyć przynajmniej jednej realizacji – talerzyka „Libacja na skwerku” z kolekcji łódzkiej firmy designerskiej Pan tu nie stał.
– Wypuścili serię 12 talerzy na każdy miesiąc roku, każdy projektu innego autora, który komentował ciekawe społecznie wydarzenia w swoim mieście – mówi Jakub Kamiński.
Jemu przypadł w udziale sierpień, więc skorzystał ze słynnej swego czasu prasowej notki o libacji na skwerku. Talerz wyprzedał się błyskawicznie, towarzyszyła mu też koszulka z identycznym motywem.
Kolekcjonerzy zacierali ręce, że udało im się kupić egzemplarz, bo dziś to biały kruk.
– Nie przeczę, popularność jest miła i cieszy mnie, że te projekty się podobają. Ludzie czasem pytają, jak ja to robię.
– I jak Pan to robi? – dopytuję.
– Nie ma jasnej odpowiedzi. Jakoś tak wychodzi, jakoś to działa – odpowiada ze śmiechem Jakub Kamiński.