Najważniejsze informacje (kliknij, aby przejść)
W lipcu minie 26 lat od powodzi tysiąclecia na Dolnym Śląsku. Pierwsze ostrzeżenia o wielkiej wodzie pojawiły się już 5 lipca 1997 roku, dwa dni później zostały zalane okolice Kłodzka, a później Wrocław. Wydarzenia w naszym mieście fotografował pochodzący z Zielonej Góry Grzegorz Kwolek. Przypominamy jego niesamowite zdjęcia.
W 1997 r. miał 23 lata, studiował chemię na Politechnice Wrocławskiej, ale jak mówi - stolicę Dolnego Śląska miał już wtedy w sercu i namiętnie ją fotografował. - Wrocław mnie zachwycił. Codziennie przemierzałem miasto z aparatem, byłem nim zafascynowany - opowiada. Nie wiedział wtedy jeszcze, że w przyszłości zostanie fotoreporterem (w 1998 r. zaczął pracę w "Gazecie Wyborczej" we Wrocławiu).
"Powódź we Wrocławiu była dla mnie zaskoczeniem"
W lipcu 1997 roku znalazł się w stolicy Dolnego Śląska przez przypadek. Trwały akurat wakacje. - Przyjechałem do Wrocławia z Zielonej Góry, żeby odebrać komputer z serwisu - wspomina. - I wtedy zaczęły pojawiać się w mediach komunikaty, że woda zalała Kłodzko, potem Opole... Okazało się, że pociągi zostały wstrzymane i nie mogłem wyjechać z miasta - opowiada Grzegorz Kwolek. - Dla mnie, podobnie zresztą jak dla innych osób, powódź była wtedy zaskoczeniem.
12 lipca woda wdarła się do miasta. Grzegorz fotografował powódź przez prawie dwa tygodnie, codziennie przemierzał miasto z aparatem, brodząc w wodzie. - Na Nadodrzu woda stała dwa tygodnie. Pamiętam, że był upał, straszny smród, nie wiadomo, co pływało w tej wodzie, a ja brodziłem w niej z aparatem, dzień w dzień, stopy miałem zdarte do krwi. Na szczęście żadne zakażenie się nie wdało - wspomina. - Byłem przecież zwykłym studentem, nie miałem specjalistycznego sprzętu.
Armagedon i wielka woda we Wrocławiu
Miał też ograniczony budżet, dlatego musiał oszczędzać klatki. Czarno-białe klisze były tańsze niż kolorowe.
- Sytuacja była absolutnie wyjątkowa, nastrój był wyjątkowy. Zalewało Wrocław, który stał się przecież moim domem. Musiałem to sfotografować.Grzegorz Kwolek, fotograf
Miał swoje wydeptane ścieżki w mieście. Zaczął od rejonu Księcia Witolda, ale tam była woda po kostki. I na tym się skończyło. Okazało się, że duża woda popłynęła Krakowską na Traugutta, Kościuszki... - Tam był armagedon - wspomina Grzegorz. - Pamiętam, że wracając z aparatem z Nadodrza, zobaczyłem na pl. Społecznym zalane estakady. Najbardziej ucierpiał jednak Trójkąt Bermudzki, czyli Przedmieście Oławskie. Przy Kniaziewicza zawaliła się kamienica, zginęli ludzie - dodaje.
Ogromne wrażenie zrobił na nim wodospad przy Podwalu, wielka woda, która wlewała się do fosy i później utworzyła potężną wyrwę w ziemi.
- Pamiętam też rwący nurt na Piłsudskiego. Ludzie robili sobie tam spływy na pontonach jak na Dunajcu, tak szybko płynęła woda. Pamiętam też mieszkańców, którzy dzielnie walczyli o miasto, układając worki z piaskiem.Grzegorz Kwolek, fotograf
Powódź w 1997 r. Wrocław jak po apokalipsie
Jakie sceny najbardziej utkwiły mu w pamięci po tych 25 latach od powodzi? Pierwsza z 11 lipca. - Apokaliptyczna impresja, zupełnie wymarłe miasto. Ewakuacja tramwajów z prawego brzegu na lewy. Stały jeden za drugim, ciągnący się, wielki sznur tramwajów, nawet w nocy. Miasto było puste, mosty pozamykane, wyłączyli prąd, wszędzie zrobiło się ciemno i cicho. Coś jak koniec świata - wspomina Grzegorz.
Drugi obraz z zalanego Wrocławia, który po latach staje mu przed oczami, to ul. Kołłątaja, 14 lipca 1997, kiedy woda już nieco opadła. Ludzie chcieli dostać się do swoich domów, rodzin, ale drogę zagradzały im worki z piaskiem.
Ulice już trochę przyschły, został taki rzeczny osad, muł. Pamiętam, jak nocą pierwsze samochody próbowały tamtędy przejechać, na długich światłach. Zupełnie jakbym oglądał jakiś postapokaliptyczny film i świat po wojnie nuklearnej. Ciemność spowijająca miasto, gęsta mgła i tajemnicze snopy światła na Kołłątaja, w sercu miasta. Niesamowity obraz!Grzegorz Kwolek, fotograf
Grzegorz Kwolek. O autorze zdjęć
Grzegorz Kwolek urodził się w 1974 r. w Zielonej Górze. Fotografią zainteresował się w 1991 r. W latach 1998–2003 pracował jako fotoreporter w "Gazecie Wyborczej" we Wrocławiu, później współpracował też z innymi mediami. Jego fotografie można było oglądać m. in. na wystawach: "Grzegorz Kwolek... i jego Wrocław" w Galerii Ciasna w Jastrzębiu-Zdroju czy "Strasznie pięknie" przy ul. Łokietka 6 we Wrocławiu. Jest laureatem konkursu "Wrocław niedostrzegany" oraz II nagrody w Konkursie Polskiej Fotografii Prasowej w kategorii Kultura. Dziś mieszka w Warszawie i pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym.