Przed laty w domu moich znajomych w dzień wigilijny stała się rzecz straszna. Gdy bożonarodzeniowe drzewko już stało ubrane w pełnej krasie, juniora rodziny coś podkusiło, żeby dołożyć do dekoracji… świeczki pozostałe z jego urodzinowego tortu. Mało, że dołożył, to jeszcze je zapalił. A były to te magiczne świeczki „odrostki”, które po zdmuchnięciu odżywały ogniem na nowo. No i zdezorientowanym gospodarzom nie dało się zadusić wszystkich płomyków, jak trzeba. Finał: płonąca jak pochodnia i w tempie sprinterskim choinka i napalone zasłony w stołowym. Czyli: dramat świąteczny na zawołanie.
Nowa choinka i ozdoby w wigiline popołudnie – nie do załatwienia. A dwoje dziateczków spazmuje po kątach, nie wyłączając z tego chórku lamentujących pani domu, która wzroku nie mogła podnieść na okopcone okrutnie żakardowe firany, o brudnych i zalanych wodą ścianach nie wspominając.
Gospodarz okazał się jednak pomysłowym Dobromirem (pamiętacie tę kreskówkę?) i dorodne świąteczne drzewko wykonał, w desperacji pogrążony, z lampy stojącej w salonie, oblekając jej abażur w zawieszone na nitkach cukierki, pierniczki teściowej, orzech i nawet skórki od obranych jak jabłko pomarańczy. Na to trochę anielskich włosów, które ostały się w pudle, i trochę wacików do demakijażu załamanej żony, występujących w roli śniegu. Efekt był piorunująco oryginalny! I „choinkę” można było przecież rozświetlić – i to aż 60-watową mocą!
W żadnym razie nie życząc nikomu w ten piękny dzień podobnych domowych przygód, załączam kilka ilustracji z serii: czego to ludziska na święta nie wymyślą. To także materiał poglądowy dla tych, którzy miast choinki wolą bardziej stonowane dekoracje – również mogą być niezwykłe i podkreślające magię Bożego Narodzenia.
Wesołej choinki!
Małgorzata Wieliczko