wroclaw.pl strona główna
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Powstańcy warszawscy z Wrocławia: Nie myśleliśmy o śmierci

Byli jeszcze dziećmi, kiedy świat oszalał i zaczęła się wojna. Dziś dobiegają setki. Z okazji 81. rocznicy Powstania Warszawskiego (wypada 1 sierpnia) opowiadamy historie „Myszki” i „Rysia”, którzy brali udział w bohaterskim zrywie w 1944 r. w stolicy, a dziś mieszkają we Wrocławiu.

Reklama

„Są takie wspomnienia, które bardzo bolą” - mówi Maria Urbaniec-Downarowicz (rocznik 1927) w wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego (2005) i opowiada historię z czasów wojny, jedną z tych najgorszych.

Jest sierpień 1944 r. Warszawa. „Kindżał”, dowódca jej plutonu został ciężko ranny na Czerniakowie, leży na ziemi z przestrzeloną szyją. 16-letnia Maria ps. Myszka jest łączniczką słynnego Batalionu „Zośka”, właśnie wbiegła do budynku.

– Pogłaskaj mnie – pisze do niej na kartce ranny dowódca. Dziewczyna spełnia jego prośbę, a on po chwili: „Dlaczego mnie bijesz?”. Maria widzi grymas bólu na jego twarzy, wie, że bardzo cierpi. 

Włodzimierz Ruśkiewicz ps. Ryś (rocznik 1930) w wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej wspomina wstrząsający moment z Powstania. Ma 14 lat, jest listonoszem Poczty Polowej Szarych Szeregów. Biegnie z listami gdzieś w rejonie ul. Żelaznej, wszędzie leżą gruzy i belki ze stropów. Kiedy przez nie przeskakuje, ześlizguje mu się noga. Czuje pod stopą coś miękkiego. Widzi ciało w rozkładzie, wystające kości i żebra.

„W tej chwili ja nie wiem, jak bym to przeżył. Ja wtedy wyciągnąłem nogę, o jakieś resztki trawy, gdzieś na jakimś trawniku wytarłem i pobiegłem dalej. To są rzeczy trudne do zrozumienia dla ludzi w tej chwili żyjących”.
Włodzimierz Ruśkiewicz, wywiad dla Archiwum Historii Mówionej MPW, M. Rafalska-Dubek

Maria Urbaniec-Downarowicz „Myszka”

  • strzelec, łączniczka słynnego Batalionu „Zośka”

Maria Urbaniec-Downarowicz w młodości i obecnie Tomasz Hołod/archiwum prywatne/BohaterON
Maria Urbaniec-Downarowicz w młodości i obecnie

„Wojna mi się nie śni”

Dziś wspomnienia nieco się zacierają, szczególnie nazwiska. Pani Maria ma 98 lat. – Jeszcze 97! – poprawia mnie ze śmiechem. - 98 będzie w październiku.

Spotykamy się w ogrodzie przy domu jej syna w podwrocławskich Galowicach, pani Maria zaprasza na kawę. Jest w dobrej formie, prosi tylko, żeby mówić głośniej. – Mam trochę problemów ze słuchem i z sercem, ale nie narzekam – śmieje się.

- O tak, mateczka jest nie do zdarcia – wtrąca jej syn, Tomasz.

Mam kochaną rodzinę. Wojna raczej mi się nie śni. Na szczęście.
Maria Urbaniec-Downarowicz, pseudonim Myszka
 

Mama zginęła w Oświęcimiu

Kiedy wybucha wojna, Maria ma 12 lat. Chodzi do szkoły w Warszawie. We wrześniu 1939 r. jedzie z rodziną w odwiedziny do ojca (jest wicekonsulem na Węgrzech, pani Maria pokazuje w albumie zdjęcia). Potem trafiają do Lwowa, gdzie mieszka ciocia. Jak się zaczynają wywózki, rodzina chce przez zieloną granicę wrócić do Warszawy. Tam łapią ich Rosjanie i wyprowadzają prosto w ręce Niemców.

„Oddzielili od nas Żydów, pamiętam, że tak strasznie Żydówkę ciągnęli po ziemi i ona ogromnie krzyczała. Bardzo wtedy byłam przestraszona” – opowiada pani Maria we wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej.

 „A nas inny Niemiec wprowadził do lasu i w pewnym momencie powiedział: »Tam jest stacja kolejowa. Idźcie z Bogiem. Ja jestem Austriakiem«. I nas wypuścił” - dodaje.

<p><strong>Maria Urbaniec-Downarowicz</strong> <strong>(rocznik 1927) i Mariola Szczyrba, autorka tekstu</strong></p> Tomasz Hołod
Maria Urbaniec-Downarowicz (rocznik 1927) i Mariola Szczyrba, autorka tekstu

Na zdjęciu z tamtych lat, które pokazuje mi w starym, rodzinnym albumie, ma długie, grube warkocze. Z czasu wojny zostało jej zaledwie kilka fotografii.

- To moja mama – pani Maria pokazuje w albumie czarno-biały portret młodej kobiety z upiętymi włosami. – W konspiracji była łączniczką dowódcy Śródmieścia. Niemcy złapali ją w 1942 r. Zginęła w Oświęcimiu.

<p><strong>Pani Maria (z kokardami), obok jej mama i dwaj bracia</strong></p> Tomasz Hołod
Pani Maria (z kokardami), obok jej mama i dwaj bracia

„Myszka” uczy się wysadzać mosty

Jest rok 1943. Dwaj bracia Marii chodzą do szkoły kadeckiej. Ona nie może. Z koleżankami kończy kurs łączności, uczy się alfabetu Morse’a, ale chce chodzić do chłopców na linię frontu. W końcu jeden z kolegów brata proponuje jej wstąpienie do grupy szturmowej. Znowu przechodzi szkolenie, uczy się, jak wysadzać mosty.

Tak trafia do słynnego Batalionu „Zośka”. Konkretnie – do 1. Kompanii „Maciek”. Rejon: Wola - Stare Miasto - kanały - Śródmieście - Górny Czerniaków. Przyjmuje pseudonim Myszka.

Do „Zośki” przyjmowali od 17. roku życia, a ona miała 16. Związała włosy w jeden warkocz, myślała, że tak wygląda poważniej i poszła zapisać się do Batalionu. „Jaki masz pseudonim?” - spytała ją dziewczyna, która robiła zapisy. „Nie mam” - odpowiedziała Maria. „Z tym ogonkiem możesz być Myszką” - odparła tamta. I tak zostało.
opowiada pan Tomasz, syn Marii Urbaniec-Downarowicz.

<p>Pani Maria w czasach młodości.</p> Tomasz Hołod
Pani Maria w czasach młodości.

Ich batalion ma punkt w dawnej fabryce radioodbiorników „Telefunken”. Tu po raz pierwszy Maria zakłada opaskę AK. Jest szczęśliwa. Radość szybko jednak zastępuje rozpacz. Do fabryki wpadają Niemcy. Zaczyna się jatka. Dorota Łempicka „Dorota” ginie w strzelaninie, jest pierwszą ofiarą z ich oddziału.

To mieszkańcy byli bohaterami Warszawy

W sierpniu 1944 w mieście panuje szczególna atmosfera. Ten zapał młodych, tę chęć działania w wolnej Polsce Maria zapamięta na długo. 

Ona sama na początku robi kanapki dla powstańców, ale szybko dostaje poważniejsze zadania. Zaczyna biegać na linię frontu jako łączniczka. Dostarcza ważne informacje od dowódców dla powstańców - czy mają się wycofać, gdzie skierować ogień.

<p><strong>Maria Urbaniec-Downarowicz</strong> <strong>(rocznik 1927)</strong></p> Tomasz Hołod
Maria Urbaniec-Downarowicz (rocznik 1927)

Przemieszcza się głównie piwnicami, gdzie koczują mieszkańcy stolicy.

- Jak przebiegaliśmy przez te piwnice, to ludzie często nas zaczepiali. Dawali coś do jedzenia, picia. Szczególnie mi, bo byłam taką dziewczynką z warkoczykami. Odmawiałam, bo nie miałam czasu. „To zabierz chociaż coś dla kolegów” - wołali. To ci ludzie - mieszkańcy - byli bohaterami Warszawy.
Maria Urbaniec-Downarowicz, pseudonim Myszka

Trudno zapomnieć tę rozpacz

Największa trauma podczas Powstania? – To, że musiałam mówić matkom, że ich dzieci zginęły – odpowiada pani Maria. – Trudno zapomnieć tę rozpacz, płacz.

Podczas ataku na Pawiak sama omal nie ginie. Ma za zadanie doprowadzić do dowództwa kolegę. Trwają walki na Starym Mieście. Biegną razem, kiedy nagle rozwiązuje jej się but. Schyla się, żeby go zawiązać. W tym momencie jej kolega ginie od wybuchu granatnika.

Podczas jatki przy Dworcu Gdańskim „Myszka” zostaje ranna. Jedna kula przechodzi przez kolano, druga trafia w ramię. Maria boi się, że jak dotrze do szpitala, to amputują jej nogę. Na szczęście pomagają koledzy z batalionu, zostaje opatrzona i noga powoli się goi.

Pamiętam, jak szliśmy kanałami ze Śródmieścia na Stare Miasto. Było mi ciężko, bo miałam jeszcze sztywną nogę po postrzale, kuśtykałam. Musieliśmy się mocno schylać, a tam były długie przestoje. I wtedy jeden kolega bardzo mi pomógł, klękał w tym błocie na jednym kolanie, a drugie podstawiał mi, żebym mogła usiąść, wyprostować nogę. Nie wiem, co się z nim później stało. Nie zdążyłam mu podziękować.
Maria Urbaniec-Downarowicz, pseudonim Myszka

Jak dotarła do Wrocławia?

Kiedy dowiedziała się o kapitulacji Powstania, płakała jak dziecko. Wcześniej jej oddział próbował dostać się do Śródmieścia. Koleżanka dała „Myszce” „nagana”, pistolet dziewięciostrzałowy. Każda z nich miała jakąś broń. Umówiły się, że jak pojawią się Niemcy, to będą do nich strzelać. Jak już nie dadzą rady, to siebie zastrzelą.

Po kapitulacji wyszła z miasta z ludnością cywilną, nie miała się gdzie podziać. Wylądowała w Bytomiu. Tu zdała maturę i poznała swojego przyszłego męża. Kiedy on dostał przydział na mieszkanie we Wrocławiu, w 1950 r. dotarli na Dolny Śląsk. Najpierw mieszkali we Wrocławiu na Chorzowskiej, potem przez wiele lat na Jarzębinowej na Krzykach.

<p><strong>Pani Maria z synem Tomaszem.</strong></p> Tomasz Hołod
Pani Maria z synem Tomaszem.

Po wojnie ciężko zachorowała na zapalenie stawów, potem przeszła poważną operację serca. - Bałam się, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci, ale na szczęście urodził się mój syn. Marzyłam o dużej rodzinie i dziś mam trójkę wnucząt i trójkę prawnucząt. Jestem szczęśliwa – uśmiecha się pani Maria.

Włodzimierz Ruśkiewicz „Ryś”

  • listonosz, łącznik w Harcerskiej Poczcie Polowej

Włodzimierz Ruśkiewicz ma dziś 95 lat. Spotykamy się w jego mieszkaniu w bloku przy ul. Braniborskiej we Wrocławiu.

– Dzień dobry Panie Włodzimierzu – mówię przy wejściu.

– Włodek jestem – odpowiada z uśmiechem i zaprasza do środka.

W pokoju na ścianach wiszą wiekowe szable, przy centralnej ścianie stoi duży regał z książkami i pamiątkami. Uwagę zwraca biało-czerwona opaska Szarych Szeregów, obok dwa zdjęcia starszego brata pana Włodka w mundurze, medale i odznaki gospodarza domu za loty szybowcem, portret żony Danusi na tle gór, zdjęcie z synem, wnukiem i maleńkim prawnukiem.

- Żona zmarła na raka, syn – chłop jak dąb – niestety też – opowiada pan Włodek drżącym głosem. - Na szczęście mam jeszcze wnuka i dwójkę prawnucząt. No i kotkę Lamię, którą przygarnąłem ze schroniska. Wcześniej cały czas się chowała, a teraz ratuje mi życie. Budzę się rano i wiem, że jest ktoś, kto mnie lubi – dodaje. - Tak naprawdę ona rządzi tym domem.

<p><strong>Włodzimierz Ruśkiewicz ps. Ryś</strong> <strong>(rocznik 1930)</strong></p> Tomasz Hołod/wroclaw.pl
Włodzimierz Ruśkiewicz ps. Ryś (rocznik 1930)

Pan Włodek, który wiele lat przepracował jako konstruktor w zakładach elektronicznych Dolam we Wrocławiu, od razu zaciekawia się aparatem naszego fotoreportera, Tomka. I pokazuje mu swój, którym wciąż robi zdjęcia. – Coś wam pokażę – mówi i „odpala” komputer stojący na stoliku. A tam folder „Życiorys Włodka”.

Najpierw oglądamy czarno-białe zdjęcia z jego dzieciństwa w Warszawie (m.in. z pierwszej komunii w 1939 r.), potem z młodości: z zawodów lekkoatletycznych i szermierczych, na motocyklu i z podróży z żoną do Tunezji. W kabinie szybowca podczas pierwszego lotu na wrocławskim Gądowie pan Włodek wygląda jak James Dean. Taki przystojny.

<p><strong>Pan Włodzimierz pokazuje swoje zdjęcie w szybowcu - pierwszy lot na wrocławskim Gądowie.</strong></p> Tomasz Hołod
Pan Włodzimierz pokazuje swoje zdjęcie w szybowcu - pierwszy lot na wrocławskim Gądowie.

Pierwsze dni wojny

W niedzielę 3 września 1939 r. przy kościele w Klembowie pod Warszawą zebrał się kolorowy tłum, kobiety i mężczyźni przyszli odświętnie ubrani w regionalnych, pasiastych strojach. 9-letni Włodek widzi na niebie niemiecki samolot, który zatacza koło nad wsią i po chwili zaczyna ostrzał z broni maszynowej.

- Do dziś pamiętam ten straszny krzyk, kilka osób zginęło, wiele zostało rannych – opowiada pan Włodzimierz.

Kiedy wybucha wojna, ojciec wywozi go z mamą i bratem pod Warszawę, a sam wraca bronić stolicy. To w Klembowie chłopiec po raz pierwszy widzi na niebie niemieckie samoloty lecące na bombardowanie miasta.

Do stolicy wraca z rodziną dopiero po jej kapitulacji. Mieszkają na ul. Złotej, tam gdzie dziś stoi Pałac Kultury. W pobliżu jest getto. Zdarza się, że Włodek widzi dzieci z getta przeciskające się przez otwory przy krawężnikach, którymi spływa woda.

„Ryś” zostaje listonoszem Poczty Polowej

W 1942 r. w szkole zapisuje się do harcerstwa, jak wielu kolegów z klasy. Wybiera pseudonim Ryś, od nazwiska.

Byliśmy dziećmi, traktowaliśmy to wszystko trochę jak przygodę. Nie myśleliśmy o śmierci. Ona po prostu była.
Włodzimierz Ruśkiewicz, pseudonim Ryś

O wybuchu Powstania Warszawskiego dowiaduje się w domu. W sierpniu 1944 r. słyszy strzały na ulicy. „O, wybuchło powstanie” – mówi ojciec i gdzieś wychodzi. Włodek wybiega na podwórko i spotyka na ulicy chłopców z opaskami z napisem „Poczta Polowa”. Wkrótce sam zostaje listonoszem.

<p><strong>Poczt&oacute;wki z czas&oacute;w Powstania Warszawskiego - Poczta Polowa</strong></p> Tomasz Hołod
Pocztówki z czasów Powstania Warszawskiego - Poczta Polowa

Siedziba jego placówki pocztowej mieści się przy Złotej. Tam znoszą listy zbierane ze skrzynek i od mieszkańców. Tam odbywa się segregacja, stemplowanie, a potem on i jego koledzy roznoszą pocztę po dzielnicy.

- Było niebezpiecznie, trwały walki, ale nikt wtedy o tym nie myślał. Byłem gówniarzem, bardziej chodziło o to, żeby zrobić coś ciekawego i spotkać się z kolegami – opowiada pan Włodek i pokazuje ostemplowane kartki Poczty Polowej z sierpnia 1944 r.

W listach były różne wiadomości. Czasem, że ktoś z rodziny zginął, czasem, że przeżył. - Pamiętam, jak przyniosłem list do jednej pani z Powiśla, która od tygodni czekała na wieści od zaginionej córki – wspomina. - Przeczytała list, ucałowała mnie z radości, zdjęła obrączkę z palca i chciała mi ją dać. Odmówiłem. Nie wiedziała jak podziękować, więc zrobiła mi kanapkę. Byłem szczęśliwy, bo wtedy cały czas chodziliśmy głodni.

Odłamki z Powstania Warszawskiego

Listonosze Poczty Polowej przekazywali sobie informacje, gdzie strzelają snajperzy, a gdzie można bezpiecznie przejść. Ale nie wszyscy koledzy „Rysia” przeżyli.

- Byliśmy dziećmi, traktowaliśmy to wszystko trochę jak przygodę. Nie myśleliśmy o śmierci. Ona po prostu była.
Włodzimierz Ruśkiewicz, pseudonim Ryś

W połowie września 1944 r. skończyło się roznoszenie listów. „Ryś” biegł przez podwórko w pobliżu nieistniejąco już placu Kazimierza, kiedy poczuł silne uderzenie w plecy. Dostał odłamkami po wybuchu moździerza. Sanitariuszki od razu wyjęły mu część z nich i opatrzyły rany. Potem resztę wyjął lekarz w szpitalu, ale trochę zostało.

Pan Włodek pokazuje mi opis badania radiologicznego z 1993 r. - Lekarz zapytał, czy jestem myśliwym i czy ktoś potraktował mnie śrutem. Zdziwił się, że mam w plecach ileś tam metalicznych ciał obcych. „To odłamki z Powstania Warszawskiego” – wyjaśniłem mu. I tak noszę je w sobie od lat – mówi.

<p><strong>Pan Włodzimierz z poczt&oacute;wkami z Powstania</strong></p> Tomasz Hołod
Pan Włodzimierz z pocztówkami z Powstania

Kiedy upadło Powstanie, ojciec zdecydował, że wyjdą z miasta z cywilami. – Staliśmy na ulicy i patrzyliśmy, jak idą żołnierze z miotaczami ognia i palą dom po domu. Miałem 14 lat. Widziałem, jak płonie nasze mieszkanie na 3. piętrze przy Złotej, mój pokój, biurko, akwarium z rybkami. Chodziłem je tam karmić, po tym jak w nasz dom uderzyła „krowa” (wyrzutnia rakietowa – red.) i musieliśmy się przenieść do piwnicy - opowiada. 

Jak trafił do Wrocławia i odleciał

Po wojnie zamieszkali z rodziną w leśniczówce w Lututowie koło Sieradza. Tam w 1945 r. pan Włodek poznał swoją przyszłą żonę, Danusię. - „Chodziliśmy” – jak to się wtedy mówiło – śmieje się.

Ślub wzięli w 1955 r. Żona skończyła medycynę i jako ginekolog położnik dostała pracę we Wrocławiu w szpitalu przy ul. Glinianej. Pan Włodek przez wiele lat pracował jako konstruktor w Przedsiębiorstwie Produkcyjnym Podzespołów Elektronicznych „Dolam”.

Najpierw dostali przydział na mieszkanie na Sępolnie, potem mieszkali przy Kurkowej i Braniborskiej. To we Wrocławiu udało mu się spełnić największe marzenie. Został pilotem szybowców. – 50 lat spędziłem w powietrzu, przelatałem 2,5 tys. godzin – mówi z dumą i pokazuje Złotą Odznakę Szybowcową z trzema diamentami.

Kochać i mądrze żyć

- Proszę zdradzić, jaki jest sekret dobrego, długiego życia? - pytam pana Włodka na koniec naszej rozmowy, chociaż już wiem, że w jego przypadku chodzi o pasje. A może raczej o pasję życia.

- Zna pani taki dawny zespół Filipinki? One śpiewały taką piosenkę o profesorze. Zaraz, jak to szło?... - odpowiada pan Włodek. - „Przyrzekamy rozwiązywać twe zadanie, jak uczciwie i mądrze żyć”... I to jest właśnie odpowiedź na pani pytanie – uczciwie i mądrze żyć.

O to samo pytam panią Marię i jej syna. – Mama przeżyła wojenną traumę, działała w konspiracji, straciła mamę w Oświęcimiu, potem ciężko chorowała, nigdy nie uprawiała sportu, paliła papierosy… - wymienia pan Tomasz. - Sam nie wiem.

Sekret długiego życia? Kochać i być kochaną. Tylko tyle i aż tyle.
Maria Urbaniec-Downarowicz, pseudonim Myszka

– odpowiada bez namysłu pani Maria. I znów się uśmiecha.

  • Korzystałam m.in. z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, wywiady: Jacek Staroszczyk 2025, Małgorzata Rafalska-Dubek 2019.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama