Pierwszy mecz wrocławianie wygrali 80:73. Ani razu nie oddali prowadzenia, a w pewnym momencie prowadzili 22 punkami. Łatwa wygrana nie przesądza oczywiście losów całej serii i już odeszła do historii.
Z boiska z grymasem na twarzy zszedł Jeremiah Martin (14 punktów, 5 asyst, 0 strat), ale nie wyglądało to groźnie. Okazało się, że powodem były skurcze, więc Amerykanin najprawdopodobniej zagra w poniedziałek. On i koledzy mogą sprawić prezent Jakubowi Niziołowi, który 8 maja obchodzi 27. urodziny.
Początek meczu numer 2 w Orbicie o godzinie 20.00. Bilety do kupienia tutaj. Transmisja w Polsacie Sport.
Śląsk Wrocław vs. Trefl Sopot – mecz 1.
Play-off rozpoczął się optymistycznie – od dwóch celnych rzutów (Parakhouski i Ramljak). Chwilę później dali o sobie znać bracia. Trójkę trafił Michał Kolenda, Łukasz w kolejnej akcji odpowiedział tym samym. Na parkiecie pojawił się Martin i od razu zameldował się skutecznym wejściem pod kosz. Dzięki wysokiemu procentowi z gry Śląsk skończył pierwszą kwartę z 25 punktami na koncie. Trefl trafił cztery trójki, więc nie był daleko w tyle.
Po kilku minutach i punktach dobrze grającego Parakhouskiego przewaga wzrosła do dziesięciu. W połowie kwarty trener wprowadził Pusicę. Sopocianie popełniają prosty błąd przy zbiórce, tracą punkty i proszą o przerwę. Śląsk prowadzi czternastoma. Martin wygląda na w pełni sprawnego. Dorzucił nawet trójkę.
Mistrz Polski ma kontrolę, gra zespołowo (również w obronie) i prowadzi 46:32. Trener Erdogan już w pierwszej połowie skorzystał ze wszystkich siedmiu rezerwowych.
Galeria zdjęć
Po przerwie łatwy i przyjemny wieczór trwał w najlepsze. Punkty Bibbsa, Ramljaka i Karolaka, kilka niecelnych rzutów Trefia i zrobiło się +18 dla świetnie dysponowanego mistrza Polski. Po stronie Trefla pojawił się Andrzej Pluta. Oddał rzut z 8 metrów – celny, ale był to raczej wyraz frustracji nieporadnością kolegów niż zaplanowana akcja. Grę w ataku postanowił wziąć na siebie i po chwili miał na kocie już 11 punktów! Trener Śląska poprosił o czas, bo w szeregi jego podopiecznych wkradło się pewne rozprężenie i przewaga zmniejszyła się do jedenastu. Kwartę zamknął Łukasz Kolenda – 66:50.
Ostatnia część mogła być bardzo spokojnym rejsem do brzegu, lecz niespodziewanie zerwał się Trefl. Sopocianie wykorzystali pierwszy okres słabszej gry i kilka błędów gospodarzy. Zmniejszyli straty do siedmiu, ale to by było na tyle. Przez większość wieczoru blado wyglądali na tle Trójkolorowych (22 asysty, 45 proc. z gry).