Hm… to nie było klasyczne granie Lady Pank i w tym tkwiła siła sobotniego koncertu MTV Unplugged w hali Stulecia. Dużo spokojniej niż zazwyczaj, bez ognia i fajerwerków, za to z bańkami i światełkami w telefonach. Mało wzmacniaczy, dużo akustycznych aranżacji oraz brzmień dodatkowych instrumentów – saksofonów, klawiszy i wibrafonu – które odmieniły i urozmaiciły dobrze znane melodie. Trzeba przyznać, że dobrze to wyszło.
Było nietypowo, bo zespół wystąpił w poszerzonym o gości składzie. Na klawiszach grał Wojtek Olszak, na saksofonach Marcin Nowakowski, na wibrafonie Bernard Maseli, który notabene przed kilkoma miesiącami dał niesamowicie energetyczny koncert na Jazzie nad Odrą. Publiczność złożyła życzenia urodzinowe Kubie Jabłońskiemu (perkusja). Kasia Kowalska zaśpiewała „Zamki na piasku” i „Vademecum skauta”.
Hitów było więcej, a pomiędzy nimi znalazło się miejsce dla kawałków, które z jakichś powodów w popkulturze do rangi przebojów nie urosły, mimo że mają ku temu wszystko co trzeba: „Zabić strach”, „Rozbitkowie”, „Wspinaczka” czy „Młode orły”. Ukłonem w stronę wrocławskiej publiczności był wybór „Osobno” i „Nie omijaj mnie”. Ostatni raz te numery były grane na scenie bodaj na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Do tego „Nie wierz nigdy kobiecie” i dostaliśmy wysmakowaną selekcję piosenek.
Scena przypominała pokój, a jak w pokoju, to na siedząco. Domowa, balladowa atmosfera udzieliła się publiczności. Większość znalazła miejsca na trybunach, więc tym razem obyło się bez grubej imprezy, nawet pod sceną. Meble i lustra całe, żyrandol wisi. Taki kameralny, grzeczny klimat panował w hali Stulecia…