Gen. Mirosław Hermaszewski (rocznik 1941) nie urodził się co prawda w Wołowie (jako małe dziecko przyjechał na Dolny Śląsk po II wojnie wraz z matką i rodzeństwem jako repatriant z Wołynia), jednak to właśnie tam spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Chodził tu do podstawówki, a potem do liceum im. Mikołaja Kopernika. Jak mówił w wywiadach, to właśnie w Wołowie wspinał się na drzewa, żeby być bliżej nieba, robił modele samolotów i kupował zamiast bułki „Skrzydlatą Polskę”.
Teraz miasto chce go uczcić, tworząc w zabytkowej wieży ciśnień poświęcone mu muzeum, planetarium i centrum nauki.
Najbardziej znany wołowianin był także związany z Wrocławiem i generalnie z Dolnym Śląskiem. Zanim jako kandydat na pilota myśliwców rozpoczął naukę w Szkole Orląt w oddalonym o 500 km Dęblinie, przeszedł kurs pilotażu szybowcowego w Aeroklubie Wrocławskim (wstąpił do niego jako 19-latek) i korzystał m.in. z dolnośląskich lotnisk: w Oleśnicy i Jeżowie Sudeckim.
Po dwóch latach służby w pułku lotniczym w Poznaniu, nieustannym podnoszeniu kwalifikacji (ukończył w Rembertowie Akademię Sztabu Generalnego, po czym kontynuował służbę jako dowódca eskadry w Słupsku i zastępca dowódcy pułku w Gdyni) dowodził we Wrocławiu 11 pułkiem myśliwców i z tego stanowiska trafił do grupy kandydatów na kosmonautów.
8 dni w kosmosie i 126 okrążeń Ziemi
Mirosław Hermaszewski przeszedł do historii dzięki temu, co wydarzyło się między 27 czerwca, a 5 lipca 1978 roku: jako pierwszy – i na razie jedyny – Polak w historii znalazł się w kosmosie.
Poleciał tam w ramach programu Interkosmos. Niezależnie od tego, jakie polityczne interesy stały za wyborem kandydata z Polski, a nie z Czech lub NRD (za komuny decydowały o takich sprawach najróżniejsze, odległe od lotu w kosmos czynniki, np. protesty z powodu drastycznych podwyżek cen, od których trzeba było odwrócić uwagę Polaków), spędził w przestrzeni kosmicznej 8 dni, okrążając Ziemię 126 razy.
Zanim do tego doszło, wyłoniono go spośród kilkuset polskich pilotów. Wraz ze swoim zmiennikiem, płk Zenonem Jankowskim, przygotowywał się do lotu w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą.
Ostatecznie w kosmos poleciał Hermaszewski: wraz z Rosjaninem Piotrem Klimukiem odbył lot na statku kosmicznym Sojuz 30, który wystartował 27 czerwca godz. 17:27 z kosmodromu Bajkonur, a dzień później został przycumowany do stacji orbitalnej Salut-6.
Kosmonauci wykonali na stacji mnóstwo badań i eksperymentów, a 5 lipca wrócili na Ziemię kapsułą powrotną i o godz. 16:31 wylądowali na stepie w Kazachstanie.
Hermaszewski: Kosmos uczy pokory i wrażliwości
"Każdy, kto leci w kosmos jest perfekcyjnie przygotowany pod względem technicznym, ale jak znajdzie się tam i spojrzy na naszą piękną Ziemię, a w nocy na rozgwieżdżone niebo, lot zmienia się w przeżycie wewnętrzne. Człowiek wraca stamtąd bardziej jako humanista niż inżynier. Kosmos uczy pokory, wrażliwości na drugiego człowieka, na przyrodę. Gdy wracasz, patrzysz na wszystko inaczej” – mówił w jednym z wywiadów.
Wiele razy podkreślał też, że Ziemia z kosmosu wygląda przepięknie: „Jest błękitno-biała, kosmiczny wędrowiec wśród czerni”.
Jubileusz Hermaszewskiego we Wrocławiu
W 2013 roku gen. Hermaszewski obchodził w naszym mieście jubileusz swojego lotu.
Podczas uroczystości na Politechnice Wrocławskiej radził m.in. jak zostać kosmonautą ("Dzisiaj znacznie łatwiej zostać kosmonautą niż za moich czasów"), mówił, co sądzi o wysyłaniu ludzi na Marsa ("Nie rozumiem, jak tak można szafować swoim zdrowiem i życiem") i opowiadał o swoim locie.
A jak to się stało, że jego jubileusz został zorganizowany we Wrocławiu?
– Bo zawsze bardzo dobrze się tutaj czuję – mówił gen. Mirosław Hermaszewski podczas pobytu w naszym mieście. – Wychowałem się w Wołowie, we Wrocławiu mam siostrę i brata, tu spoczywa moja mama. Ja tu jeszcze wrócę, kupię jakiś dom, bo tu żyje się mniej intensywnie niż w Warszawie.
Niestety Mirosław Hermaszewski nie zdążył wrócić na stałe na Dolny Śląsk. Zmarł 12 grudnia 2022 roku w Warszawie. Miał 81 lat.