Restauracja znajduje się we Wrocławiu przy ul. Św. Mikołaja w biurowcu Nicolas. Wnętrze jest ciekawie urządzone. Jest tu dużo różnych kątków i zakątków – wygodne fotele, krzesła barowe, kanapy, dużo przestrzeni.
Korba na punkcie jedzenia
Skąd nazwa Korba? – Oczywiście dlatego, że mamy Korbę na punkcie jedzenia! – odpowiada bez namysłu menadżerka. Korbę z nazwy łatwo znajdziemy też w wystroju, właściwie przy każdym stoliku. Wszystkie te elementy były robione na zamówienie, ale pochodzą też często z oryginalnych maszyn. Ciekawostką jest ogromny stół w centralnej części restauracji. Jego blat waży 200 kg, można go obniżyć i podwyższyć właśnie za pomocą korby. Uwagę przykuwa też oświetlający go piękny, duży żyrandol.
Śniadanie jak u babci
- Śniadanie musi być tradycyjne – mówi Justyna Matyja. - Chcieliśmy przypomnieć naszym gościom, jak smakuje jaglanka, dobra jajecznica, świeża chałka. Rano nie zaskakujemy wyszukanymi smakami. Chcemy, żeby śniadanie było takie jak u babci. Niektórzy jadają je w gronie znajomych, inni samotnie czytając gazetę, a jeszcze inni biorą naszą kanapkę w kieszeń, kawę w rękę i biegną do tramwaju.
Jajecznica kosztuje 9 zł, a „Korba na słono”, czyli największy talerz z koszem pieczywa i z dwunastoma różnymi składnikami w połączeniu z kawą lub herbatą 22 zł.
Najciekawszy lunch w mieście
Korba udowadnia, że szybko i tanio, nie znaczy źle. - Przez rok zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby lunch był codziennie inny, nie kosztował więcej niż 20 zł, żeby był sycący i na bazie naturalnych, smacznych składników – zdradza restauratorka.
W porze obiadowej, próżno szukać tu papierowego menu. Zasada jest prosta: wybieramy danie z ogromnej tablicy, sami nalewamy zupę, a kucharze w tym czasie przygotowują drugie danie. Gdy gość kończy zupę, od razu dostaje talerz z drugim daniem. Czasami udaje się to zrobić nawet w kilka minut. - Pracownicy okolicznych biurowców odwiedzają nas w trakcie 30-minutowej przerwy i udaje się im wrócić do pracy na czas – mówi Justyna Matyja.
Każdego dnia do wyboru mamy sześć dań – sałatka, zupa i lunch dnia zmieniają się codziennie. Kucharze w tym przypadku stawiają przede wszystkim na różnorodność. - Jednego dnia można u nas zjeść krem pomarańczowo-marchewkowy z chipsem z buraka, a drugiego prawdziwą domową ogórkową – mówi menadżerka. Za wybrany dwudaniowy lunch zawsze zapłacimy tu 20 złotych – mimo niewygórowanej ceny, nie ma mowy o nudzie i niskiej jakości. – Dzięki temu, że nasze menu jest dynamiczne, możemy korzystać z przeróżnych promocji i okazji. Ostatnio w zestawie z zupą podawaliśmy małże nowozelandzkie. Był to produkt bardzo wysokiej jakości, który udało nam się pozyskać w atrakcyjnej cenie, bo dostawca zrobił akurat promocję, żeby przekonać restauratorów do nowej pozycji w swojej ofercie – dodaje.
Trzy pozostałe pozycje na tablicy zmieniają się co 7 dni. Po jednym daniu vege, mięsnym i rybnym utrzymane są w jednym klimacie. Raz są to klasyczne potrawy kuchni europejskiej, raz kuchnia polska w nowej odsłownie, a czasami autorskie pomysły kucharzy. - Mieliśmy już burgery, pizzę, tradycyjne dania polskie zaprezentowane w trochę innym wydaniu np. pierogi ruskie podawane na carpaccio z buraka z sosem serowym. Serwowaliśmy też hiszpańską paellę czy zupę ramen. Staramy się pokazać różne możliwości, stworzyć okazję do poznania nowych, unikalnych smaków – wyjaśnia.
Kulinarny, autorski wieczór
Wieczór w Korbie to ulubiona pora dnia kucharzy. Od godz. 17 obowiązuje ich autorskie menu. Tu nie ma jednego szefa – kreatora, tak zbudowaliśmy zespół, żeby każdy mógł pokazać w różnych daniach swoją osobowość kulinarna. Jest tradycyjny stek, ale też makaron strozapretti z carpaccio z ośmiornicy. – Słuchamy też naszych gości, dlatego makaron z krewetkami, który był w menu lunchowym, na prośbę gości trafił do naszej karty wieczornej – mówi Matyja.
Chleb i wino
Korba praktycznie nigdy nie zasypia. Tuż po 3 w nocy w lokalu pojawia się piekarz, który przygotowuje świeże pieczywo na rano. – To taki chleb, najlepiej smakuje po porostu z masłem – mówi Matyja. – Długo szukaliśmy właściwej receptury, ale teraz nie zmieniłabym już nic.
Ciekawostka jest też karta win. Większość restauracji dokonuje podziału win według kraju pochodzenia i szczepu. Korba postawiła na smak i na tej podstawie znalazła wina od różnych, czasem bardzo małych dostawców.
Kawa jak we Włoszech
– W Rzymie czy Wiedniu, płaci się za kawę 1 euro. Dlaczego u nas miałoby być inaczej – pyta menadżerka. – Świetną włoską kawę serwujemy za 4 złote. Dla ludzi podróżujących po Europie to nic nowego – dodaje.