To właśnie we Wrocławiu wpuścił pierwszego gola od chwili debiutu w ekstraklasie. Teraz wszystko wskazuje na to, że bramkarz Wojciech Pawłowski zostanie wypożyczony na rok z włoskiego Udinese i zostanie pierwszym bramkarzem Śląska.
Jak to się stało, że przyjechał Pan do Wrocławia?
Wojciech Pawłowski: – Takiemu klubowi jak Śląsk się nie odmawia. Gdy w połowie grudnia pisałem, że mam ofertę z dużego klubu z Polski, to właśnie chodziło mi o Śląsk Wrocław. Sam prezes do mnie zadzwonił, żebym przyjechał na testy i sprawdził się, a co będzie dalej, to się okaże. Wszystko wyjdzie 9 stycznia. Trzeba jeszcze czekać.
Jak ocenia Pan swój pobyt we Włoszech?
– On się jeszcze nie skończył. Pierwszy rok w Udinese był dla mnie super. Nowe wrażenia, nowi ludzie, nowi zawodnicy, nowe stadiony. Wszystko było nowe. Zaliczam ten rok do udanych. Jeżeli chodzi już o Latinę, to niestety nie mogę się wyrazić dobrze o tym klubie, dlatego że było tam źle. Jak rozmawiam o tym z ludźmi, to śmieję się, że pojechałem tam na wakacje. Tam była blisko plaża, morze, zawsze mogłem się wybrać z narzeczoną. To były półroczne wakacje. Wakacje się skończyły i przyjechałem tutaj pracować.
A cokolwiek pozytywnego tam było?
– Tak. Miałem bardzo dobrego trenera bramkarzy.
Jak długo zamierza Pan grać we Wrocławiu?
– Wydaje mi się, że w grę wchodzi roczne wypożyczenie do Śląska. Byłoby to bez sensu dla mnie i dla klubu, żebym przychodził na pół roku. Dwanaście miesięcy, a co będzie później, to nie wiem. Okaże się w praniu.
Jakie ma Pan plany czy marzenia? Dwanaście miesięcy i powrót do Włoch?
– To już nie zależy ode mnie. Ja jestem cały czas w kontakcie z Udinese. To zależy też od nich. Może być tak, że ściągną mnie w każdej chwili. To jest mój podstawowy klub w tej chwili.
Od momentu wyjazdu do Udine zrobił pan postępy?
– Oczywiście. Zrobiłem bardzo duży postęp, bo trenowałem z topowymi zawodnikami, jak choćby Di Natale. Miałem dwóch trenerów bramkarzy. To jest zupełnie coś innego niż w Polsce. Jestem szczęśliwy, że tam trafiłem, bo w końcu każdy by chciał wyjechać na Zachód i być zawodnikiem takiego klubu.
Gdy prezes do Pana zadzwonił, to powiedział, że będzie Pan bronił w Śląsku, czy też będzie Pan musiał powalczyć o miano pierwszego bramkarza?
– To nie do mnie pytanie, a do prezesa. Ja muszę robić swoje, dobrze się pokazać, a później zobaczymy. Absolutnie nie jest tak, że skoro jest tu znajomy prezes, to będę grał.
Który zawodnik z pola jest w Śląsku najlepszy?
– Oczywiście Sebastian Mila.
Czy mówi Pan tak dlatego, że obaj jesteście wychowankami Bałtyku Koszalin?
– Nie o to chodzi. Koszalin ma 150 tysięcy mieszkańców, poznaliśmy się już bliżej. W czerwcu graliśmy wspólnie mecz charytatywny dla naszego kolegi, który miał wypadek. Zawsze mieliśmy kontakt, może nie bardzo bliski, ale gdy Sebastian był w Koszalinie, to dzwoniliśmy do siebie.
Jest Pan zaskoczony pozycją Śląska w tabeli?
– Trochę tak. Wydaje mi się, że na pewno nie zasługuje na to miejsce. Dobrze grają w piłkę i powinni teraz się wybić. Pierwsza ósemka – to obowiązek.
AL/mic