Szczepan Radzki: – Miałeś kilka ofert z klubów w Polsce, dwie z zagranicy. Dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt właśnie ze Śląskiem?
Łukasz Wiśniewski: – Chciałem walczyć o najwyższe cele w Polsce, a Śląsk stwarza taką możliwość.
Pada wiele pytań o odejście ze Zgorzelca, wyjaśnisz kulisy tej sprawy?
Łukasz Wiśniewski: – Skorzystałem z zapisu w umowie, który pozwalał rozwiązać kontrakt, a reszta niech pozostanie kulisami.
Jak wpisujesz się w zespół, jak wygląda proces aklimatyzacji w nowym środowisku?
Łukasz Wiśniewski: – Ten proces cały czas trwa, nie da się tego zrobić w kilka dni. Chłopcy trenują od początku sezonu, mają kilka miesięcy przepracowanych, a ja staram się jak najwięcej łapać, żeby jak najmniej im przeszkadzać.
Jesteś bardzo skromny. W debiucie zdobyłeś 10 punktów i 8 asyst, później przeciwko Treflowi ponownie 10 punktów i jedna asysta mniej. To co będzie, jak zgrasz się z drużyną?
Łukasz Wiśniewski: – Mam nadzieję, że będzie dużo lepiej niż jest teraz (śmiech). A tak poważnie, to może i to brzmi jak standardowa odpowiedź, ale najważniejsze jest to, żebyśmy wygrywali mecze. Na pewno przyśpieszyłem grę, dodałem trochę atletyzmu, minięcia i agresywności oraz doświadczenia.
Czego oczekujesz po swoim nowym zespole?
Łukasz Wiśniewski: – Śląsk chce się bić o najwyższe cele w Polsce i ja mam taki sam plan. W ostatnich latach udawało mi się zdobywać medale w lidze.
Czym różni się taktyka trenera Turowa Miodraga Rajkovića od tej, którą stosuje szkoleniowiec Śląska Emil Rajković?
Łukasz Wiśniewski: – Są podobne założenia. Jeśli pojawiamy się na boisku z Vukiem lub Rocky Tricem, to każdy z nas może rozgrywać. Podobnie było w Turowie, gdzie ta wymienność pozycji była także duża. Ta wymienność pozycji w nowoczesnej koszykówce to standard. W ubiegłym roku więcej grałem na dwójce, pod koniec sezonu gdy wypadł nam rozgrywający, to z musu grałem na tej pozycji. Jeżeli mam mieć wybór, to wolę grać na dwójce. Jeśli jest potrzeba, a ja dostaję minuty na jedynce konsekwentnie to też czuję się tam pewnie.