W niedzielę koszykarze Śląska odnieśli swoje drugie zwycięstwo w sezonie i pierwsze przed własną publicznością. Śląsk pokonał 88:74 Polpharmę Starogard Gdański. Co po tym meczu mówił rzucający obrońca zespołu, Dominique Johnson?
Szczepan Radzki: W meczu przeciwko Polpharmie wszedłeś na parkiet z ławki rezerwowych. Nie ma znaczenia czy zaczynasz grę w pierwszej piątce czy jako rezerwowy?
Dominique Johnson: Żadnego. Wchodząc na parkiet mam wykonać zadania, które do mnie należą. To, czy zacznę mecz czy nie, nie jest w ogóle istotne. Zobacz zresztą, że i tak spędzam dużo czasu na parkiecie i gram około 30 minut w każdym meczu.
Możesz być zadowolony ze swojego ostatniego występu?
- Wygraliśmy mecz, a tylko to się liczy.
Słyszałem to już nie raz, ale pytam o twoje odczucia co do własnej gry.
- Mam mieszane uczucia. Pamiętasz mecz przeciwko NY Phantoms podczas turnieju w Zgorzelcu?
Tak, pamiętam. Rzuciłeś wtedy ponad 30 punktów.
- I przegraliśmy bardzo wysoko. Indywidualnie było super, swoją grą chciałem poderwać zespół, bo mieliśmy wtedy sporo problemów, a mi gra po prostu szła. No ale z czego tu się cieszyć, skoro przegraliśmy?
Tym razem w trzeciej kwarcie meczu z Polpharmą ty i Paweł Kikowski daliście mocną zmianę. Wnieśliście do gry dużo energii i szybkich, fajnych akcji.
- Jestem zadowolony z drużyny, z tego że wygraliśmy, ale moja gra ... No cóż, nie podobało mi się to, że grałem na bardzo słabej skuteczności. Kilka rzutów chyba wymusiłem i to bardzo mi przeszkadza.
Lubisz chyba grać z Danny Gibsonem. Było to widać, gdy Danny napędzał szybkie ataki.
- Lubię, ale tak samo lubię grać z Robertem Skibniewskim. To dwaj zupełnie inni zawodnicy, takie dwugłowe monstrum. Danny gra szybko, atakuje, dobija przeciwnika tym, że nie daje mu chwili oddechu. Skiba to mistrz jeśli chodzi o układanie gry. Zawsze widzi to co trzeba zobaczyć. Rozumie, kiedy gracz jest w gazie i kreuje grę dla niego.
Czujesz się liderem zespołu? Rzucasz sporo punktów, dużo od ciebie zależy, masz wpływ na drużynę.
- Jak grałem na uniwersytecie w USA to byłem liderem. Takim wokalnym, dużo mówiłem, brałem na siebie ciężar gry, dużo rozmawiałem z kolegami. Tutaj tak nie jest i nie mam z tym problemu. Naszym sensei i liderem jest „Skiba”.
Jesteś bardziej strzelcem czy graczem, który potrafi zrobić na parkiecie wszystko to, czego się od niego wymaga?
- Jestem jednym i drugim (śmiech). Mam łatwość zdobywania punktów, generalnie jak gram z kimś jeden na jeden to po prostu wiem, że nie jest w stanie mi ustać w obronie. Przy ograniu swojego rywala zdobywam przewagę, mogę wtedy rzucić, zdobyć punkty, podać. Staram się też mocno angażować w obronę. Mam jednak jeden problem, bo czasami zauważam u siebie to, że znikam w ataku, nieco oddaję grę, a z tym trzeba walczyć, bo przeciwnik musi wiedzieć, że przez cały czas jesteś olbrzymim zagrożeniem.
Co trener mówił po wygranej nad Polpharmą?
- Mówił mi, że jest ze mnie zadowolony, bo zagrałem dobre zawody, że w potrzebnych momentach dałem z siebie sporo i wniosłem do gry dużo energii. To budujące, ale nie chcę drugi raz zagrać na tak słabej skuteczności i w najbliższych meczach będę chciał się odkuć.