Ryszard: Na tym podwórku mieliśmy dosyć dobrze zagospodarowane miejsce, które stopniowo coraz to bardziej traciło swoją rangę. Najpierw była piaskownica dla dzieci, tam żeśmy się bawili. Był też ogród drzew owocowych, były czereśnie, wiśnię pamiętam, były śliwy. Było gdzieś ze 20 drzew, na których siedzieliśmy za czasów naszego dzieciństwa. Rzucało się tornistrem w kąt i szło się na przykład na czereśnie, a schodziło się, jak mama zawołała, żeby wrócić.