Joanna i Aleksander Gąsieniec wyruszyli w szeroki świat we wrześniu ubiegłego roku, zaczynając podróż do Chin drogą lądową. Od tego czasu śledzimy ich losy na blogu, który prowadzą, oraz w relacjach, jakie Pchła i Olo robią specjalnie dla www.wroclaw.pl. Tutaj znajdziecie poprzednie ich opowieści: W zakazanym mieście, Toast na tajlandzkiej plaży). Teraz napisali nam między innymi o tym, jak odnaleźli się w fantastycznych klimatach Nowej Zelandii.
Znacie „Władcę Pierścieni”? Pewnie, że tak. W ostatnich latach zrobił na całym świecie furorę za sprawą trzyczęściowej ekranizacji. Przy okazji bardzo skorzystała na tym Nowa Zelandia, która stała się planem filmowym i wręcz synonimem opisywanej w książce krainy – Śródziemia. Podróż do Nowej Zelandii automatycznie znalazła się u każdego fana na pierwszym miejscu listy typu „zanim umrę, pojadę do…”. W związku z tym chcemy podzielić się z wami wrażeniami i widokami z tego niezwykłego, tak odległego od Polski kraju.
Elfy na pokładzie
Po miesiącu opuściliśmy Hanoi i udaliśmy się na kilka dni do Singapuru, skąd następnie mieliśmy lecieć do Auckland. Czas spędzony w Singapurze był gęsto przeplatany emocjami związanymi z nadciągającą podróżą – w końcu nam też zawsze marzyło się, by odwiedzić Nową Zelandię, a teraz była już praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Po długim locie do Brisbane, gdzie mieliśmy przesiadkę, wkroczyliśmy na pokład Air New Zealand i jeszcze przed startem poczuliśmy klimat Śródziemia. Każdy, kto leciał kiedyś samolotem, zna na pamięć standardową prezentację przed startem: kamizelka ratunkowa – tu, maska tlenowa – tam, wyjścia ewakuacyjne – po lewej i prawej... Nuda. Mało osób tego słucha, a jeszcze mniej pamięta, o co w tym wszystkim chodzi. Na pokładzie nowozelandzkiej linii prezentacja wyświetlana jest na ekranach przed każdym fotelem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, jak ona wygląda. Bezpieczeństwo na pokładzie omawiane jest z udziałem znanych z filmu postaci – hobbitów, elfów i krasnoludów, a nawet Gandalfa. Tłem do wszystkiego jest filmowa muzyka. Wpatrzeni w ekrany nie byliśmy w stanie powstrzymać rosnących na naszych twarzach uśmiechów. Prezentację można zobaczyć na Youtube, co serdecznie polecamy!
Wspomnienia z Kambodży
W Auckland zostaliśmy w sumie na tydzień. Spotkaliśmy się z dziewczyną, którą poznaliśmy jeszcze w Kambodży prawie dwa miesiące wcześniej. Wracała wtedy do domu, a my dopiero wybieraliśmy się do Wietnamu. Umówiliśmy się, że spotkamy się na piwie, jak dotrzemy do Nowej Zelandii. Takie umawianie się „na kiedyś” zazwyczaj nie działa i nieraz się już o tym przekonaliśmy, ale tym razem było inaczej.
Bec przyjechała po nas swoim samochodem i zabrała na prawie cały dzień na wycieczkę po okolicach miasta, które niesamowicie nam się podobały. Mieliśmy okazję pospacerować po plaży, zobaczyć piękną panoramę centrum z pobliskiego wzgórza i powspominać leniwe wieczory w Kambodży.
Wiele osób pisze, że Auckland jest mało ciekawe i trzeba szybko wyjeżdżać, żeby wydać pieniądze gdzieś indziej. Nie do końca się z tym zgadzamy. Dzięki Bec mieliśmy okazję zobaczyć Auckland od trochę innej strony. Podobał nam się dość prowincjonalny charakter miasta i jego położenie.
Panorama Auckland
Spacer po Mordorze
Jednym z przystanków w trakcie naszej podróży z północnej wyspy na południową był znany fanom „Władcy Pierścieni” Mordor, czyli Park Narodowy Tongariro. Położony jest na obszarze wzmożonej aktywności wulkanicznej, o czym informują tablice rozmieszczone przed wejściem na szlak i po drodze. Trasa przez park liczy prawie 20 kilometrów i z ręką na sercu przyznaję, że jest to najpiękniejsza górska wędrówka, jaką na razie odbyliśmy. Po drodze można zobaczyć iście księżycowe krajobrazy. Są też kratery i aktywne wulkany, z których unoszą się kłęby białego dymu. Za każdym wzniesieniem i każdym zakrętem widok staje się coraz lepszy.
Park Narodowy Tongariro, czyli filmowy Mordor
Helikopterem przez Gondor
Dotarliśmy ostatecznie do położonego w sercu Alp Południowych Glentanner. Do najbliższych miejscowości jest stąd tak daleko, że dystans mierzy się nie w kilometrach, a w czasie dojazdu. Tak więc do sklepu spożywczego mamy pół godziny jazdy samochodem (42 km), a do dużego supermarketu dwie godziny (190 km).
Jest tu jednak przepięknie, otaczają nas wysokie góry z ośnieżonymi szczytami, w okolicy znajduje się kilka lodowców, a całości dopełnia dumnie królujący nad pasmem najwyższy szczyt, czyli liczący 3754 m Mt Cook. Do tego w okolicy jest mnóstwo miejsc na spacery i wielkie lodowcowe jezioro Pukaki o fantastycznym i wręcz, nierealnym kolorze wody.
Jezioro Pukaki
Na Glentanner składa się dosłownie kilka budynków i kemping. W jednym z nielicznych zabudowań mieszkamy, a w innym znajduje się kawiarnia, w której pracujemy. Tuż obok mieści się firma, która organizuje loty helikopterem nad otaczającymi górami, wraz z lądowaniem na lodowcu. Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu i oboje załapaliśmy się na jeden z najdłuższych – 50-minutowy lot.
Chwilę po starcie wprawne oko fana „Władcy” dostrzega znajome widoki. Tak, to właśnie tutaj mieści się filmowy Gondor! Widok z góry jest fantastyczny. Ośnieżone szczyty są na wyciągnięcie ręki. Helikopter powoli sunie do przodu, odsłaniając coraz lepsze krajobrazy, aż wreszcie zatacza pętlę wokół Mt Cook i ląduje na pobliskim lodowcu. Niesamowite przeżycie, ciężko to opisać, pozostaje nam tylko zaprosić do galerii zdjęć na blogu!
Lot helikopterem nad Alpami Południowymi
Faceci w rajtuzach
Gdy pierwszy raz oglądaliśmy „Władcę Pierścieni”, szczęki nam opadały. Przedstawione krajobrazy wydawały się nierealne, jak gdyby zostały wygenerowane komputerowo albo pochodziły z innej planety. Myśleliśmy sobie zawsze, że podróż do takiego miejsca musi być fantastyczna i wyjątkowa i że bardzo chcielibyśmy zobaczyć kiedyś to wszystko na własne oczy.
Zobaczyliśmy i postanowiliśmy porównać obejrzane krajobrazy z filmowymi kadrami. Wybraliśmy drugą część trylogii, usiedliśmy wygodnie na kanapie z pilotem w ręce, włączyliśmy film i... od tego momentu nic już nie jest takie samo. Widoki już nie powalają, szczęki też nie opadają. Na ekranie widać za to facetów w rajtuzach i jakichś dziwnych ubraniach, biegających i jeżdżących konno po polu, które do złudzenia przypomina widok za oknem. Momentami sprawdzaliśmy, czy ich gdzieś tam przypadkiem nie widać!
Po zobaczeniu wszystkiego na żywo, sceny z filmu nie robią już na nas takiego wrażenia. Można powiedzieć, że przyjeżdżając tutaj, zepsuliśmy sobie film. To był jeden z naszych ulubionych, a teraz nie jesteśmy już w stanie spojrzeć na niego w taki sam sposób :).
Dolina Hooker w Alpach Południowych
Podróż w czasie
Jak tam pogoda we Wrocławiu? Wiosennie i z każdym tygodniem coraz cieplej? My jesteśmy trochę do przodu – mamy już jesień. Za kilka tygodni spadnie pewnie pierwszy śnieg.
Na południowej półkuli pory roku są odwrócone, więc w lipcu będzie środek zimy. Ostatnie dni niestety nie nastrajają optymistycznie. Jest szaro i ponuro, zimno i pada deszcz. Nie ma mowy o wędrówkach w góry. Przemieszczamy się tylko między pracą a domem. Czekamy, aż wreszcie wyjdzie słońce, żeby nadrobić zaległości w zwiedzaniu okolicy, zanim zacznie padać śnieg.
Staramy się jednak nie narzekać, w końcu przez prawie cały ostatni rok mieliśmy lato. Teraz wasza kolej!
Joanna „Pchła” i Aleksander „Olo” Gąsieniec
Zdjęcia: autorzy – www.4everMoments.com