Andrij podkreśla, że nie jest politykiem. – Jestem zwykłym obywatelem Ukrainy – mówi.
W wojsku służył dwukrotnie. Najpierw, w latach 2015-2017. Kontuzje i problemy ze zdrowiem odesłały go wtedy z powrotem do cywila. Po raz drugi powołany został w 2022 roku, po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę. W 2023 roku musiał ponownie przerwać służbę. Konieczna okazała się rehabilitacja fizyczna i psychiczna.
– Nie mogłem jednak siedzieć na miejscu i czego nie robić – mówi Andrij. W październiku tego roku podjął decyzję o pieszym maratonie. Do sierpnia biegał, ćwiczył i doprowadzał swoje zdrowie do stanu pozwalającego wyruszyć w daleką drogę.
– Idąc przez Polskę spotkałem do tej pory w większości wielu miłych i dobrych ludzi. Zarówno Polaków, jak i Ukraińców. Proponowali mi jedzenie, wodę, nocleg. Jestem bardzo wdzięczny za okazane wsparcie. Nie tylko mnie samemu, ale przede wszystkim Ukrainie. Proszę także o wybaczenie za tych spośród Ukraińców, którzy nie zachowują się tu do końca dobrze – mówi Andrij Madżarow.
Pokonuje dziennie 20-35 kilometrów. W większych miastach robi postoje na 2-3 noce. Spotyka się z ludźmi (jak w bibliotece w Krakowie, czy w CUKR we Wrocławiu), regeneruje siły.
W drodze największym problemem jest ważący około 20 kilogramów plecak. Niesie ze sobą namiot, wodę, jedzenie, najpotrzebniejsze rzeczy. Wyzwaniem bywa także szukanie miejsca na nocleg, np. kempingu. Nie wszędzie przecież można ot tak sobie ten namiot rozbić.
Trasę planuje na kilka dni wprzód. Ocenia, że w tym tempie dotrze do Brukseli za 2 miesiące. Przed nim jeszcze około tysiąca kilometrów. Trzymamy kciuki.