wroclaw.pl strona główna
  1. wroclaw.pl
  2. Dla mieszkańca
  3. Aktualności
  4. Komorowski bez podsłuchów (we Wrocławiu)

Komorowski bez podsłuchów (we Wrocławiu)

Data publikacji: Autor:

Mija 75. rocznica powstania wytwórni płytowej Blue Note, najważniejszej w moim życiu fonograficznej firmy. To wydawnictwo publikujące kompozycje Milesa Davisa, Herbie Hancocka, Wayne Shortera, Johna Coltrane’a. A z Polski Agnieszki Skrzypek – bardziej znanej jako Aga Zaryan (pseudonim wzięła od faceta, Zaryana, który w weekendy bijał ją czasem w Nowym Jorku).

Reklama

Zatem dzisiejszy felieton, co dla jazzfanów będzie zrozumiałe, zabrzmi wyraźnie freejazzowo. Bez sztywnej partytury. Obnaży, umiejscowi mnie, społeczno-polityczne zwierzę, na narodowej drogowej mapie. Zaczynam! Otóż bardzo bym nie chciał, aby w następnych latach mojego zaawansowanego już życia, w Polsce rządził PiS. A we Wrocławiu Grzegorz Schetyna. To pozwoliłoby – jak sądzę – przejść przez następny Kawał Czasu w znośnej dla ogółu aurze.

Ściana przed siedzibą dolnośląskich struktur PO. Widać demolkę tabliczki posła Zielińskiego, którą własnoręcznie naprawiałem, nie bacząc na kąśliwe uwagi przechodniów z PiS

Wiadomo – rząd, władza się zużywa. murszeje, rdzewieje.

Tak stało się też z PO (7 lat przy sterze). Zatem, co jakiś czas, trzeba wymieniać tych, co kłamią jak najęci, że cierpią dla narodu, tyrają dla dobra mas. Wyborcy żywią coraz większą złość na spuchniętą od etatów urzędniczą warstwę (znajomi, pociotki, szwagrowie, rodzina), złorzeczą idącym w zaparte Gadającym Głowom, źle znoszą butę Bartłomieja Sienkiewicza, finansową chytrość zadufka Radosława Sikorskiego, widoczną usłużność marszałek Ewy Kopacz. Ale w tej mojej (twojej, naszej) Polandii narobiło się tak, że dzisiaj nie ma na kogo wymienić tych zastygłych na stołkach ludzi. Róża Maria Woźniakowska Gräfin von Thun und Hohenstein znów, na następny turnus, zadekowała się w Brukseli. Lidia Joanna Ulatowska Geringer de Oedenberg gwałtownie oderwała od mlecznej piersi SLD. A baron Karl Friedrich Hieronymus, Freiherr von Münchhausen odleciał w dal na armatniej kuli. I zrobiła się kiszka. Jestem w dalszym ciągu nieutulonym sierotą.

Fronton sytodajnej restauracji Lwowska o ile wytworniejszej od tej pechowej Sowa & Przyjaciele Królika, usytuowanej w praskiej postsocjalistycznej ruderze

Zawsze, gdy już wrzucałem do pudła kartkę z moim głosem, osobliwie był to ktoś z PO. Głosowałem na znajomych właściwie. Na Józka Piniora, Staszka Huskowskiego, Bogdana Zdrojewskiego i tak dalej. Mniej więcej wiedziałem, co mnie w życiu czeka.

Ale zrobił się niezły rozgardiasz, kelnerzy rozkładają, ośmieszają, kpią z polityków.

A oni zamiast przeprosić za własną głupotę i lekkomyślność, zasłaniają się atakiem na państwo. Dziecinada i myślenie Forresta Gumpa (równe 20 lat od premiery).

Gdy jednak do rządzenia zabierze się PiS, to dopiero może być happening.

Większy niż występ Palikota ze świńskim ryjem. Postrzegam bowiem partię Jarosława Kaczyńskiego jako gromadę żuków gnojowników (wylęg najczęściej w lipcu). Chwytających się medialnych faktów, obracających je na oczach publiczności do znudzenia (powołują komisje śledcze, wzywanie do dymisji itp.). Rzadko mają własne, oryginalne idee. Brak im ludzi do sprawowania władzy, ławka jest krótka. Eksploatują nieustannie profesora Piotra Glińskiego, wystawiając go na pośmiewisko (chociaż on sam chyba tak nie uważa).

Ulubiony stolik, przy którym przeprowadzam wywiady, między innymi z żużlowcem Tomaszem Gollobem oraz zadymiarzem Januszem Korwinem-Mikkem (w tle specjalna szafa zakłóceniowa)

Wszystko robią w tajemnicy, wokół widzą wrogów i zło. Weźmy takie listopadowe wybory na prezydenta Wrocławia. Z rekomendacji PiS z Rafałem Dutkiewiczem miało się zmierzyć pięcioro kandydatów. Najpierw wycofał się miejski radny Rafał Czepil, potem w jego ślady poszedł Krzysztof Grzelczyk, były wojewoda. Coś mu nie podpasowało. Pozostała Mirosława Stachowiak-Różecka, Roman Kowalczyk, dyrektor XVII LO. Oraz były wiceprezydent Wrocławia, rozsądny gość Andrzej Jaroch (przed laty w bułgarskiej wczasowej miejscowości Rawda wysuszyliśmy, pod owcze sery, sporo butelek wybornego wina). Czy więc wiemy, kto z PiS zagra w miejskich wyborach pierwsze skrzypce? Nie – partia prezesa Jarosława kandydaturę na kierownika Wrocławia utajniła. I tak mają prawie ze wszystkim. Podejrzliwość, podchody, taniec świętego Wita.

Sala prezydencka, tutaj staropolskimi daniami poprawiał wyporność brzucha Bronisław Komorowski. Miejsca na mikrofony wiele  ale nie znalazłem ani jednego 

Pojawiają się ostatnio pomysły, aby prezydentem Wrocławia został wciąż redukowany dygnitarz Grzegorz Schetyna. Rozumiem stan ducha tego posła, broniącego się przed wymiksowaniem z vipowskiej ławki. Nawet mu współczuję (zawsze byłem za outsiderami), że musi obecnie przeżywać to, co dawniej obficie serwował swoim przeciwnikom. Rozumiem obawę posła PO przed anonimowością – ale posada prezydenta nie jest dla niego. Schetyna nie ma w sobie charyzmy zdolnej porwać tłumy. To polityk gabinetowy. W debacie publicznej posługuje się zasobem 500-700 słów partyjnego slangu. Nigdy nie słyszałem u niego neologizmu, sytuacyjnego żartu, zaskakującej pointy. Zawsze była to: ojczyzna, partia, koalicja, naród i podobne nicowane frazesy. A tym słownictwem wrocławian za sobą nie pociągnie. Nieodległy czas temu Władysław Frasyniuk, mój osobisty kandydat na schedę po Dutkiewiczu, powiedział, że Schetyna to granat w ręku premiera Tuska. Jeśli nawet – to dzisiaj jest to już granat ćwiczebny. Tyle ostatnio stało się w PO, że z tego granatu zniknęła gdzieś zawleczka.

Wybitni przedstawiciele kelnerskiego fechtunku, stuprocentowi gwaranci rozmów z prerogatywami, Strażnicy Pieczęci Milczenia. Twarze do wiadomości redakcji

Dlatego, bacząc na to, co nawywijał Jacek Protasiewicz, szef dolnośląskich struktur PO, postanowiłem osobiście sprawdzić kondycję i rozpoznawalność rządzącej partii. Zdecydowanej utrzymać władzę w moim dozgonnym mieście wspólnie z dotychczasowym prezydentem – Rafałem Dutkiewiczem. Na początek naprawiłem wyrwane przez przeciwników tabliczki z nazwiskami posłów PO (zobaczcie zamieszczone zdjęcie). Potem, stojąc przed siedzibą PO przy Oławskiej, pytałem przechodniów w różnym wieku: kto jest na Dolnym Śląsku szefem PO? Na 37 zagadniętych osób wiedziały zaledwie cztery. Słabo. Następnie, przed wejściem do biur poselskich PO (pod szyldem „Kantor”) zapytałem 24 osoby: gdzie mieści się siedziba PO? Tylko dwie wskazały pobliskie drzwi.

Pracę czyściciela rozpocząłem od wejścia do restauracji. W środkowej donicy znalazłem przedmiot podobny do mikrofonu, ale okazało się, że to mój zegarek Pobieda

Wreszcie udałem się do znanej w medialnym świecie restauracji Lwowska.

Tej, w której partyjnym towarzyszom i przyjaciołom wyznacza spotkania Jacek Protasiewicz. Nie chciałem, aby w zacnej wrocławskiej restauracji powtórzyła się sytuacja znana z knajpy „Sowa & Przyjaciele Królika”. Aby znów nie wychynęły podstolikowe nagrania podobne tym sporządzanym na zjedzie PO w Karpaczu.

To przecież nikt inny, a Grzegorz Schetyna ostrzegał kolegów: „Wiele rządów upadało przez nagrane rozmowy. Polityka jest bezwzględna, trzeba potrafić się w niej poruszać i trzeba się pilnować”. Święte słowa!

Uroczy kąt, z którego Muniek Staszczyk, gromiąc glazurowane wędzone żeberka, wyglądał na estradę, na której miał śpiewać bluesy warszawskiego kryminalisty Stanisława Grzesiuka

Zależało mi tym bardziej, że w Lwowskiej właśnie widziałem, przy obciążonym potrawami stole, prezydenta Bronisława Komorowskiego. Oglądałem przy staropolskim bigosie słynnego Kakę, brazylijskiego piłkarza. Tutaj, trzy stoliki dalej, glazurowane żeberka z grilla wsuwał Muniek Staszczyk, podnosił triumfalnie szklane pojemniki Grzegorz Markowski, smakował lwowskie pierogi Marek Piekarczyk, siorbał cebulową zupę Ricardo Czarnecki, rozgryzał pieczeń Kazimierz Ujazdowski, miażdżył golonkę Dawid Jackiewicz i jeszcze wielu. A i ja w restauracyjnym ogródku, wchłaniając kaszankę na podrobach, przeprowadzałem kontrowersyjny wywiad z Januszem Korwinem-Mikkem, piłem dziennikarskie piwo z Leonem Niemczykiem, zarzucałem pytaniami o sławę Andrzeja Mleczkę. Oraz nagrałem bardzo energetyczną rozmowę z Tomaszem Gollobem. Było tego, że ho, ho!

W sytuacji awaryjnej organizuję lipny remont restauracyjnego holu, aby z bliska przyglądać się, czy wchodzący do restauracji mają aktualny certyfikat bezpieczeństwa rozmów

Na szczęście lokal jest całkowicie czysty i towarzysko bezpieczny.

Zero mikrofonów, kabli, migających lampek, wsadzonych do doniczek anten i podejrzanych pakunków. Prezydent, premier, politycy, celebryci i antenaci mogą być zupełnie spokojni. Zobaczcie na zdjęciach, jak metodycznie badałem dziewiczość tego miejsca. Tutaj, k…., nawet butny minister Bartłomiej Sienkiewicz może się czuć bezpiecznie, może bluzgać bez przeszkód, pić szklanami. To taki modernistyczny free jazz w stylu Ornette’a Colemana.

 

Zdzisław Smektała

Fotografie autora – obecnie schowane do wora!

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama