Magdalena Talik: Sprzedajesz swoje prace przy Piwnicy Świdnickiej. Czego szukają dziś ludzie?
Paulina Mager: Ludzie nie szukają, ludzie się natykają, a w tym miejscu celuję w tych, którzy mają pieniądze, ale nigdy nie wpadliby na pomysł nabycia obrazka w galerii.
Paulina Mager ze swoimi pracami na wrocławskim Rynku/fot. Tomasz Walków
Magdalena Talik: Jacy to kupujący?
Paulina Mager: Przeróżni. Od Pani „Ah, misiu, kup mi tego kotka, jak on śmiesznie patrzy” po wydziaranych facetów pokrzykujących: „O, jaki pies!”. Kupują kociary – to gwarantowany target, poza tym wielbiciele psów – kochają buldożki. Dużo młodych, sporo gothików, obcokrajowcy – Hiszpanie, Francuzi i Niemcy. Podobają im się prace z podtekstem, karykaturalne przedstawienia ludzi i zwierząt, a nie te słodkie i wypieszczone.
Magdalena Talik: Ile kosztuje jedna praca?
Paulina Mager: Najmniejsza – 15 zł, największa – 300 zł.
Magdalena Talik: To chyba niedrogo.
Paulina Mager: Francuzi pytali, czy to reprodukcje, bo cena wydała im się za niska, jak na oryginały. Niektórzy się targują, dla samej przyjemności – dla mnie to żadna ujma. Zależy mi na tym, aby sprzedawać prace i robić następne.
Magdalena Talik: Masz konkretne zamówienia?
Paulina Mager: Dostaję. Najczęściej na portret dziecięcy np. w otoczeniu zabawek na chrzciny, albo na szkic młodej pary. Najgorzej jest z niemowlętami – trudno je malować, bo na tyle subtelne są u nich cechy. I niełatwo namalować kobietę. Pamiętam, że kiedyś, kontaktując się ze zleceniodawcą, dostałam od niego sugestię, bym portretowaną panią „bardziej wylaszczyła”. Ludzie mają wizję i pomysły, ale nie jestem jasnowidzem, dlatego teraz przerzuciłam się na portrety zwierzęce.
Magdalena Talik: Malujesz je na sklejkach. Czemu akurat ten materiał?
Paulina Mager: Jest lekki, wytrzymały, fajnie się po nim maluje, nie wymaga oprawy. Same korzyści.
Magdalena Talik: A dlaczego akurat zwierzęta?
Paulina Mager: Są bardzo wdzięcznym obiektem – od mitologii do bajek Ezopa. Miałam kiedyś serię świń – rysunki i litografie, bo naprawdę zafiksowałam się na ich pękatym kształcie, na formie, obsesyjnie mi się powtarzała. Moi znajomi nadali każdej z prac przewrotny tytuł i nabrały nowego znaczenia.
Magdalena Talik: Krasnali nie malujesz?
Paulina Mager: Myślę, że zostały wyeksploatowane, teraz nie ma sensu wozić drzewa do lasu.
Magdalena Talik: Kolory twoich zwierzaków są monochromatyczne. Trochę smutne.
Paulina Mager: Bo ciemne, bardziej przegryzione. Tu bardziej liczy się operowanie fakturą, światłocieniem, a im bardziej zawężona gama kolorystyczna, tym wszystko staje się bardziej wyraziste. W tej chwili myśl, że mam namalować coś w kolorze powoduje u mnie skręt jelit, jakby wegetarianina posadzić przed stekiem, jakbym dostała partyturę do zagrania, a nie znała nut.
Magdalena Talik: Pamiętam Twoje starsze prace. W Domku Miedziorytnika można dostać jedną z wypalonych przez ciebie twarzy.
Paulina Mager: Parę tysięcy tych główek jest. Część była robiona na dyplom, część później.
Magdalena Talik: Dyplom u Eugeniusza Geta-Stankiewicza.
Paulina Mager: Był bardzo ciepłym człowiekiem, angażował się we wszystko. Po dyplomie zlecił mi wykonanie paruset główek, chyba tylko po to, by dać zatrudnienie na niełatwe początki.
Główki wykonane na dyplom u Eugeniusza Geta-Stankiewicza/fot. JK
Magdalena Talik: Główki służyły do instalacji, były częścią większej pracy?
Paulina Mager: To był półprodukt, który można było dowolnie układać i interpretować. Każda z nich jest inna – niektóre się śmieją, niektóre mają grymas, wbity w czoło gwóźdź, albo kawałek szkła – ale dopiero w masie robiły wrażenie.
Magdalena Talik: Jaki był Get-Stankiewicz?
Paulina Mager: Apodyktyczny. Chyba miał trudności z komunikacją z ludźmi przez to, że był zbyt inteligentny. Nikt mu nie dorównywał, czułam się za głupia na rozmowy z nim. Nawet sposób, w jaki się wypowiadał, jak strasznie długo wydobywały się z niego słowa. My studenci, chyba nie łapaliśmy jego kontekstów. Był niesamowicie wykształconym człowiekiem i próbował rozsadzać myślenie i chciał się zabawić z resztą – na przykład z uczelnianym gronem pedagogicznym. Przy obronie mojej pracy zaczął wpuszczać do Domku Miedziorytnika, gdzie zostały umieszczone główki, turystów. Nie bardzo było wiadomo, o co chodzi, a oni bali się zapytać. Taka gra ze wszystkimi.
Magdalena Talik: A czemu studiowała Pani akurat grafikę?
Paulina Mager: Bo nie umiałam malować, z kolorem byłam na bakier, choć teraz się to zmieniło. Gorzej, że po studiach wyszliśmy z tej uczelnianej poczekalni, z tego ciepełka, gdzie nas głaskano: „Jesteście tacy utalentowani, dostajecie stypendium”. Potem był problem, co dalej. Gorzej, że niektórzy absolwenci kończąc studia mieli wygórowane mniemanie o sobie i od razu windowali ceny. Ja miałam od samego początku dosyć umiarkowane, może dlatego, że robiłam sporo prac, nie sprawiało mi to kłopotu i tak jest do teraz.
Magdalena Talik: Długo zostanie Pani z pracami na wrocławskim Rynku?
Paulina Mager: Dopóki pogoda się nie zepsuje i będą kupujący.
rozmawiała: Magdalena Talik
zdjęcia: Tomasz Walków, JK