Złoto i srebro na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Z takimi nadziejami leciała pani do Japonii?
Natalia Kaczmarek, mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska w sztafecie, AZS AWF Wrocław: – Muszę przyznać, że przed wylotem do Japonii nawet nie śniłam o takim rezultacie. Dla mnie ogromnym osiągnięciem był już sam wylot na Igrzyska, choć z dziewczynami po cichu liczyłyśmy na brązowy krążek. Tymczasem w sztafecie damskiej wywalczyłyśmy srebro, a w mikście z chłopakami złoto. To pozytywne zaskoczenie, nadal trudno mi w to uwierzyć.
Da się porównać emocje związane ze startem w Igrzyskach z mistrzostwami Europy czy świata?
– Uczestnictwo w Igrzyskach Olimpijskich to wyjątkowe uczucie, tym bardziej że był to mój debiut na takiej imprezie. Wydaje mi się jednak, że w normalnych czasach Igrzyska wyglądałyby zupełnie inaczej, a wszystko przez brak kibiców na trybunach. Ich absencja zacierała nieco rangę tej imprezy.
Wiele osób wskazuje panią jako liderkę „Aniołków Matusińskiego”. Takie wyróżnienie to dodatkowa mobilizacja?
– Nie czuję się liderką tego zespołu. Nasza sztafeta składa się z pięciu dziewczyn, a dodatkowo były także rezerwowe. To trzeba podkreślić – wszystkie wspólnie zapracowałyśmy na ten sukces.
W starcie indywidualnym była pani o krok od rekordu życiowego i zakończyła zmagania na półfinale.
– Ze startu indywidualnego nie jestem do końca zadowolona. Swój występ zakończyłam na 12. miejscu, jednak finał dawał wynik 49,98, a na takie bieganie nie jestem jeszcze gotowa. Szkoda tylko, że nie udało mi się poprawić rekordu życiowego. Na szczęście, odbiłam sobie w sztafecie.
Jest pani 23-letnią, perspektywiczną zawodniczką. Jakie cele stawia sobie pani na najbliższy czas?
– Chciałabym dobrze zaprezentować się na przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Na Igrzyskach skończyłam jako druga wśród Europejek, co daje duże nadzieje. Przed nami są także mistrzostwa świata, a tam marzy mi się indywidualny finał oraz oczywiście medal w sztafecie.
Rozmawiał Patryk Załęczny