Witajcie, cinkciarze mojego losu! Napakowani obietnicami i przyrzeczeniami na rok 2014, których jednakowoż nie spełnicie. Ale ja nie jestem lepszy. Przyrzekłem sobie, nie zajmować się więcej marszałkiem Dolnego Śląska, Rafałem Jurkowlańcem – druhem przybocznym prostego już posła Grzegorza Schetyny. Są wszak, w 2014 roku, znacznie ciekawsze, znacznie bardziej intrygujące tematy. Na przykład setna rocznica wynalezienia podręcznego biustonosza. Albo 60. rocznica opatentowania słynnego płynu WD 40. Zatem w pierwszym tegorocznym felietonie chciałem – ku uciesze Czytelników – popryskać tym niesamowitym płynem piersionośne fiszbiny.
Biustonosz według projektu rozwiązłej rozwódki Phelbs Jacob z Nowego Jorku, która uciążliwy w obsłudze gorset zamieniła na łatwy do natychmiastowego zdjęcia stanik, było to 100 lat temu
Zaimponowała mi bowiem obywatelka Phelps Jacob z Nowego Jorku, która w 1914 roku pierwsza opatentowała współczesny nam dziś stanik, złożony z jedwabnych chustek połączonych wstążką (możecie go obejrzeć na zdjęciu). Ale i zirytowała mnie, gdy swój genialny dla obu płci wynalazek sprzedała firmie Warner Brothers Corset Company za marne 1500 dolarów, która już od następnego roku zaczęła na erogennych miseczkach zarabiać miliony. Podobnie było z Johnem Barrym i jego kolegami z Rocket Chemical Company (San Diego). 60 lat temu, za 40 podejściem uzyskali substancję, która zapobiegała korozji. Stąd wzięła się nazwa: Water Displacer – 40th Attempt.
Water Displacer 40th Attempt, czyli słynne, naprawdę kultowe WD 40, które potrafi poruszyć najbardziej zastygłe członki oraz rozpracować każde zapyziałe, nawet wieloletnie, układy
Ale muszę raz jeszcze powrócić (mam nadzieję ostatni) do świątecznego felietonu z rozrywkowym udziałem schodzącego z politycznej sceny – marszałka Dolnego Śląska. Po pierwsze – Jacol, koleżka z frakcji PO im. Grzegorza Schetyny, wyzwał mnie od bełkotliwego egocentryka ze sporą nadwagą i schowaną głęboko legitymacją zetemesu. Jacol – wszystko prawda – ale nie do końca. Legitymacji nie schowałem, tylko ją zjadłem (pod śledzia). I nie ZMS (byłem za młody), tylko ZSMP. Po drugie – rozdrażnił mnie inny czytelnik świątecznego felietonu, Stanisław Gruszecki. Zarzucił mi, że niby krytykuję rozrzutność społecznych pieniędzy przez dolnośląskiego marszałka – a sam jestem jego sąsiadem na lukratywnym Osiedlu Malowniczym, położonym nieopodal Leśnicy.
David Cameron w kampanii wyborczej, autorsko poprawianej przez kumatych i czujnych obywateli Albionu
Nie wiem, gdzie rezyduje Rafał Jurkowlaniec, ale ja na tym osiedlu na pewno nie mieszkam. Wiele miesięcy temu nagrałem telewizyjną reklamę tego miejsca, ale to wszystko. Moje tereny łowieckie to piękne Stabłowice, ściślej – Bródź, co może potwierdzić mój sąsiad, niezależny senator Jarry Obremski. U wrót Osiedla Malowniczego zaledwie dorabiam w weekendy, w wolne dni. Pucuję tamtejszym gogusiom zagraniczne buty typu Kazar.
Po trzecie – wkurzył mnie premier Anglii, David Cameron. Nie odpowiedział na moje świąteczne zarzuty. Pewnie nie ma czasu, bo (podobnie jak dolnośląski marszałek) kombinuje przedwyborczą bilboardową kampanię. Załączam podobizny nowatorsko prezentowanego Camerona.
Oczadzeni picowaną nijakością depozytariusze dętej propagandy marszałka Dolnego Śląska w folkowym obiektywie krakowskiego rysownika Andrzeja Mleczki
Za to plecami na glebę rzuciła mnie rzeczniczka marszałka Jurkowlańca, koleżanka po fachu, Dagmara Turek-Samól. Marszałek, będąc pewnym wygranej w dolnośląskich partyjnych zmaganiach swojego wieloletniego kierownika Schetyny – olał demokrację. Był przekonany, że jego pryncypał załatwi mu – w najbliższych wyborach samorządowych – następną kadencję w roli marszałka. Wywalił więc w błoto unijne pieniądze – zamawiając tony zadrukowanego papieru ze swoją komputerowo przerobioną facjatą. Ale Schetyna padł i marszałek został z tymi plakatami, ulotkami, posterami oraz ze sztucznym członkostwem w PO jak ongiś aktor naturszczyk – Janek Himilsbach – z językiem angielskim.
Ale w filmie naturszczyka można jeszcze akceptować, w polityce już nie.
A tutaj, po blamażu z chybionymi tekstowo bilboardami – przyszła pora na zalew Dolnego Śląska przedwcześnie zamówionymi ulotkami. Jest ich milion (Dolny Śląsk to 3 miliony ludzi – czyli jedna na rodzinę). To dopiero wyszła propagandowa bryndza. Czyli bezlik okropnych, wyświechtanych frazesów. Z ulotek wynika, że naszej krainie niezbędne są: nowoczesny transport, pełna kultura w zasięgu ręki, rekreacja w nowym stylu, ważne jest środowisko, zawsze dostępna służba zdrowia, edukacja na miarę XXI wieku, ple, ple. Kit. Pic, Nic! „Ciemny lud” tego nie kupi.
David Cameron w kampanii wyborczej, autorsko poprawianej przez kumatych i czujnych obywateli Albionu
Zabrakło jeszcze takich oczywistych głupot, jak: Ruscy to kacapy, siódme: nie kradnij, w dzień jest jasno, a w nocy ciemno, najedzony nie zrozumie głodnego, zwalniają – będą przyjmować (Gogol). Oraz – lepiej być młodym i pięknym niż starym i chorym. A najlepsza jest cena tej chybionej ulotki. Wydrukowano ich milion za pół miliona złotych! Czyli jedna kosztuje 50 groszy, 6 karteczek za jednego dolara!
Pewnie dlatego na świstkach zamówionym przez marszałka nie ma producenta – a powinien być. Po co nadstawiać głowę. Ludzie! Uwaga! Piszę te słowa jako prasowy zawodowiec. Za 50 groszy sztuka – daję słowo – wydrukuję 24-stronicową gazetę wielkości „Wyborczej”! A nie chudą, rachityczną ulotkę.
Eurokraci – wysocy urzędnicy Unii Europejskiej, którzy nieświadomie serwują kolejne transze kasy przeznaczanej na półprywatne przeszacowane finansobilboardy oraz nieprawdopodobnie drogie ulotki
To wyrzucone społeczne pieniądze. Najlepsze jest zaś wytłumaczenie tego blamażu. Dagmara Turek-Samól, rzeczniczka Jurkowlańca, przekonuje, że „85 procent tej ulotkowej kwoty pochodzi ze środków unijnych”. Więc nic się nie stało. Czujecie?
Tę wyrzuconą kasę dała Unia, po co się tak gorączkować? Rzecznik prasowy to oczy, uszy i mowa swojego szefa. Publiczne wypowiedzi ustala właśnie z nim.
Czego dotyczy ta kolportowana właśnie ulotka? Dotyczy roztropnego wydatkowania przyszłych unijnych pieniędzy. Czym są więc mające nadpłynąć unijne pieniądze?
To badziew, trociny, śmieci – w 85 procentach do wyrzucenia! Nigdy bym nie dał 10 miliardów PLN, pochodzących z Unii (przypadających na Dolny Śląsk), urzędnikowi, którego rzecznik plecie takie androny.
David Cameron w kampanii wyborczej, autorsko poprawianej przez kumatych i czujnych obywateli Albionu
Znajoma moja (lecz nie z Osiedla Malowniczego) kupiła w Paryżu skórzaną torebkę. Zgodnie z zaleceniami UE, na metce były objaśnienia w kilku językach.
Był też tekst polski, który brzmiał tak: Wieprz zdrzemnął się. Poważnie!
Ktoś sobie z Polaków zażartował. Budżet UE na lata 2014-2020 to niemal bilion euro. Największy beneficjent, Polska, dostanie ponad 100 miliardów, 10 miliardów PLN trafi na Dolny Śląsku. Warto je wydać na sprawy i rzeczy ważne, potrzebne.
Na papierowe żartobliwe ulotki reklamujące dolnośląskiego marszałka – powoli znikającego w orwellowskiej Dziurze Pamięci – na pewno nie. To przecież urzędnik Jurkowlaniec powiedział kiedyś: Dla ludzi liczą się fakty – a nie polityka.
Niech więc tak będzie naprawdę.
Życiowa stopa Jadwigi Kasprowicz, konserwatorki powierzchni płaskich, która obawia się, że przez nieudolne rządzenie marszałka Dolnego Śląska owa stopa może ulec deprecjacji
Za tydzień – Wrocław na nowojorskim Manhattanie – czyli za co Rafałowi Olbińskiemu, najwybitniejszemu polskiemu grafikowi, podarowałem średniowieczną ubraniową skrzynię.
Zdzisław Smektała
Fotografie z archiwum autora
Osiedle Malownicze – Zaprasza Zdzisław Smektała !